Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Panna Kodi

Krzysztof Hoffmann
Krzysztof Hoffmann
Nazwałem ją Panną Kodi chyba nie do końca sprawiedliwie. Nie wiem, czy była panną, czy nie - równie dobrze mogła być mężatką, rozwódką, wdową, dziwką czy kimkolwiek innym. Jak dowiedziałem się później - była co najmniej jedną z nich.

Ja jednak, nie wiedząc o niej nic poza tym, że posiadała paskudnego, nadpobudliwego kundla o dziwacznym imieniu "Kodi", nazwałem ją właśnie tak. To w zasadzie też było bez sensu, skoro już uparłem się na tę "pannę", równie dobrze mogłem ją nazwać Panna Nikt, bo poza jedynym, gardłowym okrzykiem, jaki wydawała z siebie, wzywając niesfornego kundla (Koooooodiiiiiii!!), nigdy nie usłyszałem z jej ust nawet okruchu słowa. Równie dobrze mogłem ją również nazwać Panną Pończoszanką czy Pippi Langstrumpf, gdyż niezależnie od pogody, czy to mróz, czy upał, zawsze miała na sobie krótką i dość wyzywającą sukienkę z jakimiś dziwacznymi, koronkowymi szamerunkami i wiecznie niedopasowane, cienkie pończochy, rolujące się na jej nogach już w okolicach łydki i opadające bezładnym, nylonowym strumieniem na kostki i toporne buciory. Mogłem w końcu ją nazwać Panną z Dziwnym Krokiem - byłoby to jednak bezduszne i zwyczajnie paskudne : Kodi chodziła bowiem dziwacznie, stawiając kroki chwiejnie i niepewnie, najpierw jedna noga prosto, później zaś lekko wykręcona na bok druga. Kiwała się przy tym, jak kaczka. Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, z daleka, byłem pewien, że w moją stronę zmierza pijana, długowłosa dziewczyna. Kodi nie była jednak pijana a jej krok musiał być efektem jakiejś przebytej dawno choroby lub wypadku. Nieco później rzucił mi się także w oczy dziwnie nieproporcjonalny kształt jej bioder. Były wprawdzie tam, gdzie być powinny, jednak kiedy Kodi szła tym swoim dziwnym krokiem, jej biodra zdawały się uciekać gdzieś na boki. Wrażenie było bardzo ulotne i trudne do uchwycenia, zwłaszcza, że gdy Kodi stała w miejscu, wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku. Dysharmonia ta powodowała zaciekawienie, nieraz głupie skojarzenia. Teraz wiem, jak naprawdę było z tymi jej krokami, wtedy jednak, na początku, Kodi była dla mnie kompletną zagadką.

I nie chodzi mi bynajmniej o dziwaczny, rozkołysany krok, niedbały ale wciąż wyzywający ubiór (w każdym razie działający na wyobraźnię) czy też jakieś odległe skojarzenia o lekko erotycznym podłożu, których zresztą szybko się sam przed sobą wyparłem. Nie o błędne, dziwnie zamazane czy po prostu zamyślone spojrzenie czarnych oczu, które z początku w ogóle zignorowałem albo nie dostrzegłem. Prawdę mówiąc, widząc ją po raz pierwszy, drugi czy trzeci, ledwo zarejestrowałem jej obecność, gdy zaś przeszła obok mnie, natychmiast o niej zapominałem. Nie byłoby tajemnicy Panny Kodi, nie zaistniałaby pewnie w ogóle w mojej świadomości, gdyby nie to, że już wkrótce zaczęliśmy na siebie wpadać regularnie. Dzień w dzień, wieczór w wieczór, tydzień w tydzień, miesiącami. Ja - coraz bardziej zaintrygowany obserwator, dla niej bez wątpienia tylko tło, obiekt o statusie fontanny lub szpaleru drzew przy Belwederskiej. I ona - stawiająca chwiejne kroki i wyzywająco ubrana kobieta, obdarzona nieprzytomnym spojrzeniem i wołająca wciąż ochryple swego niesfornego kundla, który szwendał się samopas w mokotowskim parku. Właśnie to wołanie chyba w końcu mnie najbardziej zaintrygowało. Koooooodiiiii niosło się echem po parkowych ścieżkach, tym głośniejsze im głębszy panował mrok. W dzień ten okrzyk ginął w szumie samochodów i strumieniu innych, miejskich, mniej lub bardziej drażniących hałasów. Lecz wieczorem, kiedy cichło miasto, niósł się zachrypniętym echem od Grottgera aż do Dolnej, od fontanny po kapliczkę przed pałacem Szustra. Było w nim coś desperackiego i pierwotnego, nakazującego i bezbronnego, karcącego lecz zarazem łagodnego. To właśnie wtedy, kiedy po raz pierwszy zawołała za moim plecami a jej głos odbił się od tafli stawu i poleciał w ciemność zrozumiałem, jak mnie bardzo intryguje. I przeraża jednocześnie, chociaż nie umiałem wytłumaczyć, dlaczego.

Wtedy też została Panną Kodi.

* * *

Moja ciekawość rosła. Widywałem ją codziennie - a w zasadzie co wieczór. Czasem w ciągu dnia wpadaliśmy też na siebie gdzieś na styku Promenady z Belwederską czy w połowie Konduktorskiej, jednak niezbyt często. W dzień Kodi nie istniała a spotkana w pełnym słońcu potrafiła błyskawicznie wtopić się w tło. Nie wiem jak to robiła - i czy w ogóle robiła to świadomie - jednak w pełnym oświetleniu była tylko zwykłą, niewyraźną dziewczyną, jedną z tysięcy, nie niosącą żadnej tajemnicy czy zaciekawienia. Jej pokrzykiwanie było niesłyszalne a jeśli nawet - też wtapiało się w uliczne tło. Ani ta przykrótka sukienka, odsłaniająca całkiem spory kawałek ładnych i kształtnych piersi ani zrolowane w obwarzanek pończochy ani te toporne buty nie robiły wówczas na mnie najmniejszego wrażenia. Gdy padało, Kodi zakładała kurtkę lub znoszony, jasny płaszczyk. Gdy świeciło słońce - wielkie czarne okulary, za którymi przepadała na dobre. Dzień nie służył Pannie Kodi ani ona jemu.

Kilka razy powiedziałem jej "Dzień dobry". Nigdy nie odpowiedziała, nie wiem nawet czy wiedziała, kto się jej ukłonił. Mimo, że byliśmy od jakiegoś czasu sąsiadami, mimo, że spotykalismy się dość regularnie na spacerach, Kodi sprawiała wrażenie zupełnie wyalienowanej z otaczającej ją rzeczywistości, zaś ludzie wokół stanowili rozmazane tło, razem z chodnikami, trawnikami, drzewami czy parkowymi ławeczkami. Gdyby nie kudłaty, sparszywiały kundel, który jako bodaj jedyny wywoływał u niej jakiś ślad emocji, można by pomyśleć, że jest nieprawdziwa.

* * *

Muszę coś wyjaśnić.

Kodi nie wzbudzała we mnie żadnych osobistych emocji. Ani towarzyskich, ani erotycznych ani żadnych innych. Była oczywiście całkiem ładną (choć dziwnie zaniedbaną) kobietą o długich, gęstych, czarnych włosach i tajemniczym spojrzeniu, ubierała się też w sposób, który sugerował, że sfera intymnych doznań nie jest jej ani obca ani obojętna. Nawet te pończochy, raz cieliste a raz czarne, wiecznie zrolowane, sygnalizowały, że zdaje sobie sprawę z tego, co przez wielu uznawane jest za nieprzemijający symbol kobiecości. Nigdy nie widziałem jej w rajstopach czy z gołymi nogami. Ani też w skarpetkach. Nie wiem, czy celowo rolowała te pończochy w obwarzank

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto