Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Patologiczna reklama i problem przestrzeni

Jan Piotr Ziółkowski
Jan Piotr Ziółkowski
Reklama na biurowcu Instytutu Austriackiego przy ulicy Zielnej 37 w centrum Warszawy.
Reklama na biurowcu Instytutu Austriackiego przy ulicy Zielnej 37 w centrum Warszawy. Jan Piotr Ziółkowski
W centrum Warszawy na biurowcu przy ulicy Zielnej 37 (przy stacji Metra Świętokrzyska) wisi obrzydliwa reklama. Pod względem estetycznym wszystko wydaje się być w porządku, ale w podtekście tkwi nieznośny przekaz współczesnej propagandy.

Myślę, że przeszedłbym do porządku dziennego nad reklamą wywieszoną przy skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej (wielkoformatowe plakaty w centrum stolicy stały się niestety normą), gdybym nie zastanowił się nad jej przesłaniem.

Nasza chora logika bezwstydnie obnażona

"Zmień adres: ze Wspólnej [ulicy - przyp. JZ] na Własną" - głosi napis na budynku. Autor reklamy, za co należy mu się chyba szacunek, bardzo inteligentnie zauważył pewien instynkt, coraz to mocniej upowszechniający się wśród mieszkańców miast. Ten instynkt martwi mnie najbardziej. Chodzi o tendencje panujące na rynku mieszkaniowym i doktrynę "prywatności". Wiemy jak wyglądają nowe osiedla w naszych miastach. Są to piękne, ogrodzone "enklawy", można by wręcz powiedzieć "getta" dla tych szczęśliwców, których stać na nowe, własne M. Trudno jednoznacznie określić: kto jest winny? Po części deweloperzy, którzy płoty i inne symbole prywatności uznali za standard, po części klienci, którym zależy na rzekomym bezpieczeństwie i porządku na własnym podwórku. Elementy napędzające błędne koło zamkniętych osiedli.

Sami pozbawiamy siebie cennej przestrzeni publicznej

Wydaje się, że popadamy ze skrajności w skrajność. W PRL-u w założeniu wszystko miało być wspólne. I chociaż to założenie (wraz z warunkiem "wszystko") niosło ze sobą oczywiste zagrożenia, których Polacy - niestety - musieli doświadczyć, to sama idea nie jest całkiem jałowa. Nie zamierzam w ten sposób rehabilitować ani rozliczać błędów minionej epoki, tym bardziej że z racji wieku nie mam ku temu podstaw. Stary system nauczył nas jednak swoimi wypaczeniami (pokolenie lat 90. przejęło to od swoich rodziców) pogardy dla wartości, do których dziś powinniśmy dążyć.

Jedną z takich wartości jest
wspólnota, ale – jakby negując ją – obłędnie powtarza się: "własne". Nie ma wspólnych parkingów, wspólnych podwórek, wspólnych placów zabaw dla dzieci, wspólnych boisk, nie ma wspólnej dzielnicy. W niektórych fragmentach miasta dojdzie być może niebawem do takiego absurdu jak brak wspólnych parków, wszak już dziś w grodzonych osiedlach projektuje się i buduje piękne skwery. Wszystko jest własne, a gdzie miejsce na wzajemne stosunki sąsiedzkie? Nie myślę o znanym rozróżnieniu na plusy i minusy życia w mieście lub na wsi. Mówiąc krótko: chodzi o przypomnienie sobie o tym, że człowiek potrzebuje dzielić z innymi swoją przestrzeń, gdyż jest istotą społeczną.

Co na to polityka społeczna?

Prywatyzację przestrzeni publicznej można z pewnością uznać za jeden z problemów społecznych, ponieważ bez wątpienia proces ten powoduje sporo zaburzeń w życiu publicznym. Jest to też sprawa dotykająca coraz większą liczbę ludności. Aby rozjaśnić tę kwestię i poddać ją obiektywnej ocenie poprosiłem o opinię mgr Małgorzatę Ołdak z Instytutu Polityki Społecznej UW:

Jakie problemy stwarza zamykanie przestrzeni miejskiej w strzeżonych, prywatnych terenach - przede wszystkim grodzonych osiedlach, a co za tym idzie ograniczanie przestrzeni publicznej?
- Po pierwsze dochodzi do ograniczenia przestrzeni publicznej. Dzielenie wspólnej przestrzeni powoduje, że miasto przestaje stanowić integralną całość, co może powodować różnego rodzaju problemy, w tym m.in. problemy społeczne. Możemy mówić nie tylko o izolacji przestrzennej, ale również o izolacji społecznej osób żyjących poza tzw. gated communities. Z jednej strony możliwość naocznego obserwowania efektów różnić dochodowych, rozwarstwienia społecznego, może u nich powodować wzrost agresji, frustracji, z drugiej oddzielenie mniej zaradnych, uboższych mieszkańców od przedstawicieli innej klasy społecznej, od których mogli by przejąć pozytywne wzorce kulturowe oraz słabe możliwości wspólnego działania w ramach danej społeczności może ograniczać ich szanse na poprawienie swoich warunków ekonomicznych i spowodować utrwalanie się tzw. kultury ubóstwa.
Zamykanie przestrzeni miejskiej powoduje również szereg problemów czysto praktycznych, na przykład utrudnia poruszanie się w obrębie danego terytorium, co jest szczególnie uciążliwe dla osób starszych czy mniej sprawnych, utrudnia dojazd służb ratunkowych.

Czy w prywatyzacji przestrzeni miejskiej można widzieć zagrożenie dla ludności żyjącej w miastach? Budowanie "miejskich sypialni" dla tzw. klasy metropolitalnej i w konsekwencji jeszcze większe zubożenie lokalnych społeczności, a także zamykanie osiedli i budowę prywatnych kompleksów handlowych.
- Na pewno utrwalają podziały, w pewnym sensie można też mówić o zagrożeniu dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, poprzez izolację różnych grup społecznych zamieszkujących dane terytorium. Z kolei brak społecznie odpowiedzialnego terytorium (a co za tym idzie brak wspólnej chęci działania członków lokalnej społeczności) może utrudniać rozwiązywanie problemów społecznych w sposób oddolny (community based solution). Z jednej strony w tym kontekście możemy mówić o ograniczaniu wolności, praw obywatelskich osób żyjących poza strzeżonymi osiedlami, może nawet o dyskryminacji ekonomicznej, z drugiej jednak zakazanie tego typu zabudowy oznaczałoby ingerowanie w wolność osób, które na to stać i mają na to ochotę.

Jak scharakteryzować te osoby? Czy należy je utożsamiać z klasą metropolitalną?
- Wg prof. Bohdana Jałowieckiego przedstawicielami klasy metropolitalnej są ludzie młodzi, przeważnie nie posiadający jeszcze dzieci, dobrze wykształceni i dobrze zarabiający, a więc ludzie, dla których mieszkanie jest przede wszystkim sypialnią, gdyż swój czas dzielą między pracę i rozrywkę, w obu przypadkach zazwyczaj w centrum miasta, a więc poza obrębem osiedla. Nie zależy im na nawiązywaniu bliższych relacji z sąsiadami, nie czują potrzeby bycia członkiem lokalnej społeczności. Badania na temat poziomu identyfikacji z miejscem zamieszkania mieszkańców Warszawy (przeprowadzone przez ISS UW i WP UW - 2001 r.) pokazały, że najniższy poziom identyfikacji z miejscem mają właśnie mieszkańcy strzeżonych osiedli, najwyższy zaś osoby mieszkające w zabudowie jednorodzinnej.

Czy istnieje racjonalne rozwiązanie?

Jeśli założymy, że przywiązanie do miejsca, w którym się mieszka, jest miarą komfortu życia w mieście, można rzeczywiście zmartwić się tym, jak wyglądają obecne trendy na rynku mieszkaniowym, ale myśląc rzeczowo: czy da się coś z tym zrobić?
Jak mówi Małgorzata Ołdak, trudno jest mówić o problemie „ludności żyjącej w miastach”, skoro to na jej życzenie powstają strzeżone osiedla. - Jednak odpowiedź na pytania czy rzeczywiście „zamknięte getta” spełnią wszystkie ich (ludności miejskiej - przyp. JZ) oczekiwania i jakie będą społeczno-ekonomiczne konsekwencje dzielenia przestrzeni w dłuższej perspektywie czasowej, powinny stać się przedmiotem analizy naukowej. (…)Dopóki ludzie będą chcieli mieszkać w zamkniętych osiedlach, będą one powstawać; na to nie mamy zbyt dużego wpływu, na pewno warto by się było poważnie zastanowić nad ich usytuowaniem i właściwym wkomponowaniem w politykę miejską, by w jak najmniejszym stopniu ograniczały możliwość korzystania ze wspólnej przestrzeni – podsumowuje Małgorzata Ołdak.

Czy można walczyć z hierarchią wartości?

Oczywiście w naszym kraju mamy wolność przekonań. Nie znaczy to wszakże, że powinniśmy pozostawać obojętni na poglądy, które są według nas szkodliwe dla życia publicznego. Na koniec, wychodząc od tej oczywistej prawdy, skrytykować chciałbym pewien dyktat myślowy, który coraz częściej wkrada się w nasze schematy rozumowania. Mianowicie: tego, co mówi się na forum i co jest podzielane przez większość, nie powinno się krytykować. Współczesne forum nosi jednak tak wiele mitów jak wierzenia starożytnych Greków. Czyżbyśmy nie mieli prawa do prób zmieniania mentalności własnego otoczenia? Jest to, jak się zdaje, ostatnia metoda walki z opisaną przeze mnie patologią.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto