Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paweł Salawa: lubię wyzwania

Beata Gumienna
Beata Gumienna
"Nie muszę grać pierwszych skrzypiec, ważne dla mnie jest, by cała orkiestra dobrze brzmiała" - mówi o sobie Paweł Salawa
"Nie muszę grać pierwszych skrzypiec, ważne dla mnie jest, by cała orkiestra dobrze brzmiała" - mówi o sobie Paweł Salawa

Powszechne są opinie, że większość osób starających się o mandat w radach samorządów lokalnych robi to dla pieniędzy. Zgadza się Pan z tą opinią?
Przede wszystkim zgadzam się z opinią, że większość kandydatów to niestety ludzie z przypadku, a ich główną motywacją jest chęć zysku. Po części to zrozumiałe, bo żyjemy w czasach wyraźnej dominacji pieniądza i coś trzeba do przysłowiowego garnka włożyć. Jednak ja optuję za tym, by określone zadania wykonywali ludzie jak najlepiej do tego przygotowani, wtedy każdy z nas powinien znaleźć optymalne dla siebie miejsce.

Osobiście ideą samorządu interesowałem się bardzo mocno już w czasach szkolnych, kiedy to miała miejsce reforma administracyjna. Nie poprzestałem jedynie na suchych faktach ze strony szkoły czy mediów. Swego czasu powstała w moim mieście Rada Młodzieży, jako ciało doradcze Burmistrza w zakresie spraw i potrzeb ludzi młodych. Byłem jej członkiem, a na naszym koncie było zorganizowanie przy wsparciu Libiąskiego Centrum Kultury wielu ciekawych wydarzeń. Ponadto zajmowaliśmy się też społecznie wydawaniem gminnej gazetki. To w połączeniu z uczestnictwem w Młodzieżowej Szkole Samorządu organizowanej przez Stowarzyszenie Młodych Demokratów, pozwoliło mi zarazić się samorządnością lokalną i zdobić pierwsze szlify w tym zakresie.

Wiedzę o samorządzie lokalnym dopełniły studia na ówczesnej Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Jestem absolwentem Wydziału Ekonomii i Stosunków Międzynarodowych o specjalności administracji i gospodarki publicznej. Program tego kierunku nauczania obejmował wiele kwestii związanych z funkcjonowaniem samorządu - poczynając od historycznych, przez teoretyczne po prawne.

Mną nie kierują względy finansowe. Nawet jeśli wyborcy nie obdarzą mnie wystarczającym zaufaniem, będę chciał społecznie pracować w którejś z komisji rady miejskiej jako członek spoza niej.

Stara się Pan udowodnić, że kandyduje Pan z poczucia obywatelskiego obowiązku i chęci realizowania się. Czy to wystarczy do zjednania sobie wyborców?
Nie ma żadnej gwarancji, że nawet najlepszy program i najlepszy kandydat ma pewne miejsce w radzie miejskiej. To subiektywna ocena wyborców, nierzadko związanych z kandydatami koneksjami rodzinnymi czy interesami, zwłaszcza w przypadku mniejszych miejscowości. Mało kto śledzi też programy wyborcze i sylwetki kandydatów.

Jeśli o mnie chodzi postępuję honorowo i uczciwie. Nie mam na tyle tupetu, jak niestety robią to inni, prosto w twarz powiedzieć komuś: - Ej Ty zagłosuj na mnie. Spotkałem się z takim właśnie zachowaniem i sumienie nigdy by mi nie pozwoliło oddać głosu na taką osobę. Cztery lata temu zapytałem kolegę na kogo głosował i dlaczego. Jakież olbrzymie było moje zdumienie, gdy odpowiedział mi wskazując z imienia i nazwiska konkretną osobę, która dostała się do rady miejskiej, że głosował na nią bo rozdawała za poparcie czekoladę! Nie chodziło o dokonania tej osoby, o skuteczność, troskę o mieszkańców, plany, czy program wyborczy - argumentem była tabliczka czekolady… By przekonać wyborców w mojej gminie prezentuje się im kawę, słodycze, organizuje imprezy zamknięte.

Głośnym echem odbiła się też historia, gdy jeden z kandydatów wynajął busa, który dowoził do lokali wyborczych pijaczków, a ci za puszkę piwa oddawali swoje głosy. Pozostaje mi tylko pogratulować takim wyborcom zdrowego rozsądku i inteligencji, a o moralności obu stron nie warto wspominać.

Wracając do mnie. Nie pcham się do władzy za wszelką cenę. Staram się przekonać wyborców docierając do nich z informacją o mojej osobie. Życiem społecznym i gospodarczym gminy Libiąż interesuje się nie tylko dlatego, że muszę, ale po prostu chcę. Śledzę je nie tylko jako redaktor naczelny lokalnej gazety, ale także jako obywatel.

Z racji kierowania redakcją lokalnej gazety czy pracy w miejscowym domu kultury nie jest Pan w Libiążu osobą anonimową. To może pomóc?
Nie mnie oceniać, czym kierować się będą wyborcy. Cokolwiek to będzie, mają do tego prawo. Tym bardziej uciekam od oceny własnego dorobku. Nie zwykłem oceniać sam siebie. Wszystko co robię staram się wykonywać jak najlepiej, a ocenę tego pozostawiam innym. Na pewno praca dziennikarza, instruktora czy też spotkania z ministrami państw Unii Europejskiej, parlamentarzystami, wysokimi rangą urzędnikami, w których uczestniczę w ramach konferencji Studium Dziennikarstwa Europejskiego w Warszawie, pozwalają na nowe doświadczenia i pogłębienie wiedzy także z zakresu możliwości samorządów w zakresie pozyskiwania środków unijnych, z pewnością pomogłyby w pracy radnego.
Można odnieść wrażenie, że samorząd to Pana pasja.
Na pewno jedna z pasji, bo mam ich kilka. Ta jednak, związana z odpowiedzialnością, możliwością współdecydowania o losach własnego środowiska, stanowi poważne wyzwanie. Ja lubię wyzwania i gdy już dostaję szansę staram się ją jak najlepiej wykorzystać. Samorząd to piękna idea, twór demokracji, dająca obywatelom większą szansę wpływania na własne losy. Wymaga jednak mądrych i przemyślanych decyzji, dlatego konieczny jest właściwy wybór przedstawicieli w samorządach lokalnych.

Czy wie Pan, jakie są bolączki gminy i jak im zaradzić?
Można rzucać populistyczne hasła, można sypać obietnicami. Moim zdaniem powinno się być z nich rozliczanym, jak na każdym stanowisku pracy, także i w samorządzie. Ciągle słyszymy hasła wyborcze, że dany komitet czy partia podejmie działania na rzecz zmniejszenia bezrobocia i zrównoważonego rozwoju gminy. Żeby móc realnie mówić o rozwoju gminy, warto uświadomić sobie i być zorientowanym w aspekcie Regionalnych Programów Operacyjnych, które obejmują nierzadko okres dłuższy niż kadencja samorządowa. Na tej podstawie można ustalać możliwe ścieżki rozwoju, ponieważ praktycznie każde obecnie działanie inwestycyjne samorządów opiera się na pozyskiwaniu środków zewnętrznych.

Nie jest też łatwo ściągać inwestorów. Można oczywiście podejmować działania na rzecz tworzenia specjalnych stref gospodarczych, które mogą skłonić do inwestowania na terenie gminy. Warto uświadomić sobie jednak, że przedsiębiorcy kierują się kilkoma obiektywnymi czynnikami, jak koszty dostaw, bliskość rynków zbytu. Nawet wzorowe przygotowanie terenów inwestycyjnych, czy też obniżenie podatków może nie wystarczać. Trzeba jednak stale podejmować działania na rzecz promocji gminy jako miejsca przyjaznego inwestorom. Szczególnie śmieszą mnie mocarstwowe plany stworzenia z mniejszych miejscowości metropolii, a niemniej programy wyborcze zakładające „zrównoważony” w domyśle równomierny rozwój gminy. Dochodzi tu do pomylenia pojęć i zakłamań.
Zawsze duże miasta będą rozwijać się szybciej od mniejszych i jest to tendencja raczej nieodwracalna. Moim zdaniem gmina nie może też się rozwijać w sposób równomierny. Trzeba przyjąć oś bieguna rozwojowego lokalizowaną bardziej w centralnych miejscach gminy, dopiero później mówić o rozwoju pozostałych części, a nigdy równomiernie. Dla mniejszych miejscowości właściwą polityką jest systematyczna, wręcz mrówcza praca na rzecz jego rozwoju.

Niewątpliwą bolączką Libiąża jest aktualnie brak obiektu rekreacyjnego z krytą pływalnią, dlatego trzeba podejmować wszelkie możliwe działania na rzecz jego powstania. Są też bariery komunikacyjne w podróżowaniu do dwóch pobliskich aglomeracji Krakowa i Katowic. Mimo tego, że posiadam samochód, to ze względów ekonomicznych podróżuje autobusami, busami czy pociągami. 50 kilometrowa podróż do Krakowa w przypadku wyboru pociągu trwa półtorej godziny, do czego doliczyć trzeba dotarcie na stację PKP, która leży na obrzeżach miasta. Jest to spowodowane złym stanem torowiska, dlatego w porozumieniu z sąsiednimi samorządami należy działać w tym zakresie i interweniować u władz PKP. Wiem, że to nie jest prosta sprawa do załatwienia bo wymaga wielomilionowych nakładów, ale uczestnicząc niejednokrotnie w sesjach rady miejskiej nie spotkałem się by ktoś te kwestie podnosił.

Jak zamierza Pan wykonywać swój mandat po ewentualnym wyborze ?
W trosce o dobro mieszkańców zamierzam odbywać tzw. "spacery obywatelskie", podczas których będę chciał na bieżąco monitorować jakość życia w naszej gminie. Zamierzam być także o wiele bardziej dostępny dla mieszkańców gminy. Po ewentualnym wyborze na radnego będę informował wyborców o swojej działalności za pomocą tzw. "bloga internetowego".

A jak ocenia Pan dotychczasowe działania Rady Miejskiej w Libiążu?
Pewnie wiele obecnych radnych się do mnie zrazi, ale zarówno ja, jak i wielu mieszkańców gminy nie dostrzega ich aktywności. W zasadzie pełnienie przez nich mandatu ogranicza się do obecności na sesjach i pracy w komisjach. Są oczywiście wyjątki, ale ogólna ocena społeczna jest właśnie taka. Osobiście uważam, że w radach miejskich powinna następować fluktuacja kadr wzorem amerykańskich korporacji. Mianowicie, co kadencję powinno dawać się szansę ludziom młodym o świeżym spojrzeniu na dynamicznie zmieniającą się rzeczywistość, którzy mają energię, pomysły i o wiele większe możliwości adaptacyjne chociażby nowych technologii, które gwarantują dalszy rozwój. Może właśnie dlatego w Libiążu nie ma jeszcze szerokopasmowego internetu?

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto