Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polskie festiwale. Odgrzewane kawałki i misjonarstwo?

Kuba Wandachowicz
Kuba Wandachowicz
fot. Maciej Nowaczyk, Głos Wielkopolski
fot. Maciej Nowaczyk, Głos Wielkopolski
Jako czynny zawodowo muzyk miałem w tym roku możliwość zaznajomienia się z festiwalową ofertą rozmaitych rodzimych agencji koncertowych. Wnioski z tych doświadczeń są dość optymistyczne, choć oczywiście nadal jest na co ponarzekać.

W te wakacje każdy fan muzyki może znaleźć coś dla siebie. To duży plus, ponieważ do tej pory ta bardziej wymagająca część odbiorców, aby poobcować z wykonawcami liczącymi się w świecie, musiała wyjeżdżać na zagraniczne imprezy - Roskilde, Glastonbury, Redding, Sziget.

Rozrywka na światowym poziomie

Teraz, głównie za sprawą festiwalu Heineken Open'er, mogliśmy wreszcie nasycić się dobrą, popkulturową rozrywką na najwyższym światowym poziomie. Dobre jest również to, że oprócz największych światowych gwiazd, można było posłuchać rodzimych wykonawców, którzy z pewnością pozbyli się zbędnych kompleksów.

Na Open'erze można było poczuć ducha autentycznej popkulturowej rywalizacji, dialogu – na każdym kroku widać było, że przyjachali tam ludzie świadomi tego, co chcą usłyszeć, świadomi swoich gustów oraz języka, jakim mówi dzisiejsza popkultura. Nie bylo tam tej mentalnej zaściankowości, która towarzyszy większości krajowych imprez. Obyło się bez górnolotnych haseł typu "miłość", "przyjaźń", "muzyka", "Polska", "patriotyzm", "Bóg" – liczyła się muzyka i tylko ona.

Odgrzewane kawałki

Parę dni po Open'erze pojechałem na festiwal do Węgorzewa. Muszę powiedzieć, że taka szybka zmiana klimatu nie robi dobrze. Nie wiem, jaka wzniosła idea przyświecała organizatorom tego festiwalu (być może żadna), lecz efekt porażał ubóstwem. Nie da się ukryć – polscy wykonawcy utknęli gdzieś w zamierzchłej przeszłości i próbują wskrzeszać truchła przebrzmiałych stylów. Ta uwaga dotyczy nie tylko zespołów konkursowych, lecz także "gwiazd". Koncert takich np. Róż Europy to była istna tortura dla uszu: przearanżowane przeboje sprzed lat, odśpiewane z towarzyszeniem chóru przepitych gardeł, zabrzmiały zawstydzająco groteskowo.

Nirvanowo-doorsowo-dżemowi fani

Inna sprawa to publiczność. Wykształcił się w naszym kraju pewien koncertowy kanon, również i w tym względzie. Jeśli robi się jakiś festiwal, to głównie z nastawieniem na nastoletnich zagubionych fanów nirvanowo-doorsowo-dżemowych. Wygląda to tak, jakby komuś zależało na kształtowaniu tego typu widza, ponieważ większość polskich festiwali "hoduje" sobie taki, a nie inny target . W tym miejscu nie sposób nie odnieść się do zakończonego właśnie "Przystanku Woodstock".

Muzyka, która nawraca

Powiem otwarcie – nienawidzę misjonarstwa w każdej postaci. Nie mogę znieść pouczania, indoktrynacji, nachalnego "uwrażliwiania" i nawracania. Tym bardziej na tak masową skalę i za pomocą muzyki (ponoć najbardziej nieskrępowanej ze sztuk). Rozumiem, że na świecie jest mnóstwo pogubionej młodzieży, jednak uważam że prowadzenie za rękę do niczego dobrego nie zaprowadzi. Nie da się w ludziach wykształcić zdrowego, krytycznego podejścia do świata, pokazując im palcem, w co mają wierzyć. Niestety, świta pana Jerzego Owsiaka to rewers tej samej monety, na której awersie wybito symbole Radia Maryja. W obu środowiskach panuje atmosfera oblężonej twierdzy, obie strony tak samo reagują na krytykę. Owsiak na wszelkie nieprzychylne opinie reaguje podobnie, jak Miłościwie Nam Panujący Prezydent na ataki "Tageszeitung". W obu przypadkach zacietrzewienie bierze górę nad zdrowym rozsądkiem.

Jerzy Owsiak chce być guru. Skupione wokół niego środowiska chcą pouczać, nawracać. Najczęściej czynią to z bardzo szlachetnych pobudek. Jednak podpisanie kilku petycji (nawet w jak najlepszej sprawie) nie spowoduje, że zaczniemy myśleć. Owsiak uczy pomagać (chwała mu za to), lecz nie uczy zdrowego, krytycznego podejścia do świata. Podobnie rzecz się ma z artystami, jacy dopuszczani są do jego imprezy. Nie da się ukryć, że Owsiak stworzył coś na kształt rozległej, "rozwodnionej sekty". W tym zaklętym kręgu wszyscy bezrefleksyjnie się wielbią i wspierają. O coś innego – wydaje się – chodziło w rock and rollu.

Miejmy nadzieję, że ta sytuacja ulegnie wreszcie zmianie. Na szczęście na horyzoncie pojawiają się nowe imprezy (Open'er, Off Festival, Summer of Music) – miejsca, gdzie królować może muzyka i tylko ona. Myśleć uczmy się sami, na własny rachunek.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto