Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pomysły wKURZające, czyli polityka fanatyków religijnych

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Wydaje się, że robienie zadymy na temat wychowania młodzieży oraz pseudo dbałość o rodzinę jest głównym sposobem na kodowanie w naszych głowach istnienia giertychowej LPR.

I aczkolwiek nie zrealizowano nic systemowego, poza spisem ciężarnych uczennic i nakazaniem mundurka, LPR w trosce o rodzinę będzie zabiegać o uchwalenie Karty Praw Polskich Rodzin (KPPR). Uchwalanie kart bowiem jest wielce pożytecznym sposobem na poprawę rzeczywistości. Szczególnie dla osób, które realizacją postanowień takiej karty będą się zajmować. Instytucjonalnie rzecz jasna, bo sprawa zbyt poważna aby powierzyć ją ochotnikom. Oni bowiem, jak sama nazwa wskazuje - jak będą mieli ochotę, to coś zrobią, a jak nie - to nie. I katolicka rodzina padnie. Lub popadnie w grzeszne uprawianie seksu zamiast czystej rozrodczości.

KPPR zapewni tedy pracę dla dobrze płatnych działaczy z kół zbliżonych do nieba. A może nawet spowoduje, że włączy się do jej realizacji Młodzież Wszechpolska, która marzy, aby stać się organizacją pożytku publicznego. Mógłby w tym zacnym dziele wspomagać MW niesłychanie zasłużony dla szkolnictwa prałat, obwieszony odznaczeniami jak radziecki generał. Pożytek publiczny byłby niesłychanie medialny, a wszak o to chodzi.

Ponieważ (cyt.) „.....rodzice mają prawo do wychowywania seksualnego w domu, a nie w szkole” - funkcjonariusze MW z legitymacjami KPPR mieliby wreszcie prawo wkroczyć do szkół i skontrolować, co trzeba. Na przykład pogonić nauczycieli biologii. Ci bowiem np. przy ssakach wpuszczają się w jakieś podejrzane wyjaśnienia, do których ma prawo tylko rodzina, tylko w domu i tylko w ciemnościach.

Dalej (cyt.)...”w realizacji celu rodzinie może zaszkodzić sterylizacja, aborcja i antykoncepcja”. No właśnie! Ileż jest gabinetów ginekologicznych, szpitali, przychodni do nadzoru, ileż aptek, gdzie się sprzedaje jakieś pastylki, globulki i inne draństwa. Ilość miejsc do upilnowania jest taka, że trzeba będzie utworzyć dyżurne kohorty moherowych beretów uzbrojonych w parasolki, aby temu złu dać radę. Fakt, że wymienione zabiegi i metody są całkiem albo w 99 proc. zabronione nie ma wielkiego znaczenia. Trzeba resztki zła wydrzeć z korzeniami.

Kolejny przejaw troski o rodzinę to (cyt.) ...”rodzina nie powinna godzić się także na zapłodnienie in vitro i badania naukowe na ludzkim płodzie...". Tu przynajmniej sprawa jest prosta: jeżeli bezpłodna para jest poślubioną przed ołtarzem rodziną to wystarczy, aby oboje solidarnie nie zgadzali się na przymusowe wtykanie im emrionu, co jak wiadomo jest dotychczas powszechną postkomunistyczną praktyką. Co za tym idzie - paszoł won z lekarzami tej specjalności. Przy okazji należałoby wytłuc do nogi wszystkie takim sposobem narodzone, a nie po bożemu poczęte egzemplarze człekokształtne. Nie wiadomo bowiem do końca, czy taki efekt eksperymentu medycznego aby napewno ma duszę.

"To dobra podstawa do stworzenia polityki prorodzinnej kraju. Jak będzie po katolicku w rodzinie, to na pewno będzie dobrze i w Polsce" – potwierdza niejaki pan Ośko. Zapomniał dodać, że nawet katolicka rodzina, oprócz solennych modlitw o pomyślność musi w międzyczasie jeść, ubierać się i dawać na tacę. Oraz mieć mieszkanie. I aczkolwiek taka rodzina może liczyć zawsze na opiekę boską i cud – nie zaszkodziłoby jej posiadanie odrobiny złotego cielca czyli biletów NBP.
Bo mannę z nieba spuszczał tylko stary Bóg i tylko Żydom. I tylko w ciepłym klimacie.

W tym nadzwyczajnym i permanentnym bełkocie o rodzinie idealno-katolickiej brakuje mi propozycji na temat spraw autentycznie i boleśnie życiowych. Czyli pomysłów na rodzinę pijacką, narkomańską, rozbitą, rodzinę, gdzie dominuje przemoc fizyczna, gwałty, kazirodztwo i molestowanie własnych dzieci. Rodzinę która wysyła dzieci na żebry, porzuca je na śmietniku, kisi w beczkach. Pomysłów na ustawienie w życiu dzieci z domów dziecka, wyprostowanie moralne młodocianych prostytutek, ogarnięcie opieką dworcowych dzieci i starych ludzi maltretowanych w „normalnych” rodzinach czy też domach opieki, w których obowiązkowo wiszą na ścianach krzyże.

Nie widać, aby LPR i nowo kreująca się "organizacja pożytku publicznego" brały rozpęd do brudzenia sobie rączek sprawami zbyt trudnymi, nieefektownymi w działaniu, wymagającymi ciężkiej pracy a nawet poświęcenia. Działalność misjonarska zarezerwowana jest dla murzynów i ruskich. Dla tubylców rączek modlitewnie złożonych lub przyzywających kelnera z piwkiem brudzić się nie godzi. Brudami niech się zajmuje państwo. Czyż nie byłoby piękniej gdyby esteci z LPR stworzyli Komitet Ubogacania Rodziny Zbłąkanej? W skrócie KURZ, czyli zadyma. Właśnie to, co robią.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto