Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Popisy Warzechy a.d. 2009

Paweł Janus
Paweł Janus
Trafił w moje ręce felieton Łukasza Warzechy sprzed trzech lat, gdy wybuchła sprawa petycji wrocławskich licealistów do dyrektora szkoły, z prośbą o usunięcie krzyży ze ścian szkoły.

Sprawą zainteresowała się Gazeta Wyborcza, ale także i prawicowe portale, a prof. Legutko nazwał składających petycję "rozwydrzonymi przez rodziców smarkaczami" za co, to już mamy potwierdzone prawomocnym wyrokiem sądu, musi licealistów przeprosić.

Z jednej strony trudno felieton komentować, bo poziom argumentacji jest żenujący, z drugiej nie sposób pozostawić tego bez komentarza.

Zacznijmy od końca. Warzecha pisze:

"Na proces czekam z niecierpliwością i mam nadzieję, że Ryszard Legutko pojawi się osobiście w sądzie. Czekam, bo chciałbym zobaczyć starcie wybitnego filozofa, tłumacza i komentatora dzieł Platona, z intelektualnymi miernotami, którym wydaje się, że robią coś arcypoważnego i doniosłego. To byłoby nawet całkiem zabawne, gdyby nie było niebezpieczne."

No i już wiemy. Ów wybitny filozof i komentator dzieł Platona (panie Łukaszu, na litość! "Komentatora"? Może od razu "recenzenta” albo „promotora”) z „intelektualnymi miernotami” przegrał. Ciekawe też dlaczego do wydukania słowa „przepraszam”, za słowa, które kogoś uraziły, ów profesor potrzebuje wyroku sądu. Pytanie teraz czy się do owego wyroku zastosuje, czy też wystąpi z fortelem a'la Ziobro - małymi literkami, byle nikt nie zobaczył. Bo wybitni intelektualiści pokroju profesora Legutki tak mają - z wydukaniem słowa „przepraszam” mają ewidentne kłopoty. Ale OK. Przyzwyczailiśmy się. Nie on pierwszy i zapewne nie ostatni. Ja tego zrozumieć nie potrafię, bo mi „przepraszam” przychodzi łatwo, jeśli kogoś urażę, ale ja „wybitnym filozofem” nie jestem.

Powróćmy do „dzieła” Warzechy. Dalej jest coś o „grupce młodych awanturników, nazwanych przez profesora tak jak ich nazwał, za co oni pozwali go do sądu. No mieli przecież prawa, prawda? I sąd rozstrzygnął. Swoją drogą jak pan Panie Łukaszu nazywa ludzi, którzy przemocą i bez niczyjej zgody, czy akceptacji (o dyskusji nie wspominając) wieszają pod osłoną nocy krzyże na ścianach. Daleko nie szukając - krzyż w sejmie. Czy to też są awanturnicy? Czy może to są prawdziwi patrioci? I proszę powiedzieć co jest lepsze - zakradnięcie się cichaczem w nocy do sali sejmowej, ew. nie poddając tematu pod dyskusję, przybicie krzyża w klasie, czy też napisanie petycji w tej sprawie do dyrektora z prośbą o jej rozpatrzenie? Czyje postępowanie jest właściwsze? To oczywiście jest pytanie retoryczne. Litościwie nie oczekuję odpowiedzi, żeby nie musiał Pan wykonywać ekwilibrystyki grożącej kalectwem. Jest Pan blisko.
Dalej coś o „wybitnym intelektualiście” (wiadomo kim), o „awanturce grupki wyrostków” (cóż za dziennikarska bezstronność), potem pan Warzecha łaskaw jest rozstrzygnąć pozew twierdząc, że „Legutko miał oczywiście pełne prawo tak ich nazwać” (a sąd jak widać niestety nie podzielił Pańskiego przekonania), „i częściowo miał rację” (a w jakiej części?). Potem pan Warzecha bawi się już nie tylko w prawnika. Bawi się w psychologa, a nawet seksuologa: „awanturkę we wrocławskiej szkole można w części zaliczyć do niegodnych większej uwagi przejawów braku emocjonalnej równowagi w okresie dojrzewania”.

Od razu po tych słowach (o okresie dojrzewania) dodaje: „sam pamiętam mój licealny bunt przeciwko wprowadzanym właśnie wtedy do szkół lekcjom religii i dzisiaj patrzę na samego siebie z tamtych czasów z dużym politowaniem".

A co się stanie jeśli za lat kilkanaście, gdy będzie Pan w stanie kolejnego etapu dojrzewania seksualnego, zacznie Pan spoglądać na komentowany przeze mnie artykuł z dużym politowaniem? Zapewniam Pana, że z mojego punktu widzenia wygląda on dość żałośnie. Zwłaszcza jeśli zacytuję kolejne jego, nomen omen, ustępy.

„Jednak prof. Legutko nie miał racji o tyle, że panienka, która wydaje się inicjatorką całego zamieszania, niejaka Zuzanna Niemier, nie jest osobą przypadkową, która szuka sposobu na zabicie licealnej nudy (jedni startują w olimpiadach, inni piją, inni dużo czytają, inni biorą prochy, niektóre panienki się puszczają, a niektórzy walczą z Kościołem)".

Cóż za subtelne zestawienie. Zwracam uwagę na ciekawy zabieg. Warzecha pisze o „panience” wymieniając ją z nazwiska. Panienka pojawia się tylko w dwóch miejscach tego akapitu - przy jej nazwisku oraz w zestawieniu z puszczalstwem, która koresponduje z walką z kościołem. Subtelność na miarę „wybitnego intelektualisty” Legutki.

Panie Łukaszu, ja nie wiem czy Pan zna panią Zuzannę. Ja nie. Jak rozumiem dyskryminuje ją udzielanie się w Racjonalista.pl (ciekawe, że nikogo nie dyskredytuje Fronda.pl). Muszę przyznać, że gdybym był chłopakiem pani Zuzy, a Pan w zasięgu ręki, to mogłoby się to skończyć... Powiedziałbym Panu co o Panu myślę. Pańską panienkę bym zostawił w spokoju, bo chcę się czuć trochę bliżej „wybitnego intelektualizmu” niż Pan jest.

Dalej pan Łukasz przyrównuje Racjonalistę.pl do Związku Bezbożników ze Związku Radzieckiego czasów Lenina „której zadaniem było „wyleczenie” „narodu” sowieckiego z przesądów religijnych”. Może coś przeoczyłem, ale żeby zobaczyć jakiegoś „peelowego racjonalistę” należy na stronę wejść. Ja gdy nie chcę, lub coś mi nie odpowiada - do kościoła nie wchodzę. Załapał Pan analogię?Dalej pan redaktor nazywa licealistów „wojującymi ateistami”. I tu się Pan grubo panie Łukaszu myli. Może ich Pan nazwać wojującymi państwowcami, ale ateistami? Skąd to przekonanie? Skąd pewność, że ci ludzie nie są wierzący, ale dziwnie poważnie podeszli do słów Jezusa „bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie” i nie zamierzają symboli boskości pakować do instytucji państwowych? I nie będą się Panu tłumaczyć, ani komukolwiek innemu czy są wierzący czy nie, bo nie muszą tego robić (pomińmy litościwie milczeniem polskie realia). Chcą tylko aby ktoś zaczął poważnie traktować fakt, że szkoła nie jest wyznaniowa, a państwo jest świeckie. Nie porywają się tym samym, jak bohaterowie Pańskiej bajki, pod osłoną nocy, bez pytania o zgodę, z młotkiem i drabiną na ściany szkolnych pomieszczeń, tylko tak jak na prawdziwych państwowców przystało - piszą prośbę, próbują sprawę załatwić tak jak tego ich, w wyraźnie dobrej szkole, nauczono. Może lepiej by ich Pan ocenił, gdyby zrobili tak jak Pańscy bohaterowie nie pytający nikogo o zdanie - z młotkiem w jednej, a różańcem w drugiej dłoni?

Potem pojawiają się pana Warzechy przekonania. „Jestem zresztą głęboko przekonany, że krzyż na ścianie - ani żaden inny symbol którejś z wielkich religii, zwłaszcza monoteistycznych, w zależności od tego, gdzie by się to działo - nie przeszkadzałby nikomu rozsądnemu, zadającemu sobie podstawowe pytania o własny byt, choćby i niewierzącemu”.

Ależ przeszkadza panie Łukaszu - polskiej konstytucji i jej autorom, która wyraźnie daje swoim obywatelom prawo do zachowania swojego wyznania i światopoglądu w tajemnicy, a państwo ustanowiło bytem świeckim. Przynajmniej w teorii. Czy jeśli dodam, że ja również jestem przeciwko wieszaniu krzyży w szkołach (o religii nie wspomnę), bo uważam to za gwałt na świeckości instytucji, to cokolwiek zmieni to z Pańskiego oglądu sytuacji? Wie Pan jak się czuje dziecko, które wyprowadzane jest z sali, w której właśnie jego koledzy rozpoczynają lekcję religii? Gdy nie rozumie co się dzieje i traktuje wyprowadzenie jako niezrozumiałą karę? Ma Pan odrobinę empatii, by zrozumieć takie dylematy niewierzących rodziców dziecka? Ja mam. Choć nie jestem jedyną osobą w rodzinie decydującą o edukacji własnego dziecka (mam w sobie więcej tolerancji, niż Pan będzie kiedykolwiek miał w drugą stronę), jednak w tym jednym przypadku postawiłem veto - skoro chcecie, moje dziecko będzie mogło uczęszczać na religię pod jednym warunkiem - że będą w niej uczestniczyły wszystkie dzieci! Inaczej - dziękuję, wypchajcie się.

Potem są jakieś banały o tym, jak to wiara „jest głęboko wkorzeniona w naszą historię i kulturę, że nie sposób jej od nich oddzielić”. Proszę powiedzieć, a w którym kraju nie jest „wkorzeniona”? Bo ten argument jest rewelacyjny. We Francji? Może w Słowenii? Czy też może w Szwecji?Dalej jest znowu coś o „ideologicznej pasji jednej panienki” (wie Pan, że „panienka” ma konotację dość jednoznaczną?). Potem znowu pan Warzecha zamienia się w psychologa - pisze coś o skłonności do buntu, o znudzeniu, potem znowu jest seksuologiem: „jak mogę podejrzewać - czysto hormonalne przyczyny po stronie towarzyszących jej chłopców” (jestem pod wrażeniem pańskich licealnych doświadczeń).

Potem jest jeszcze coś fajnego: „Tymczasem pozew grupki z Wrocławia wpisuje się w fatalną tendencję zamykania ust oponentom w sytuacji, gdy wyrażają jedynie swoje subiektywne oceny, do czego maja pełne prawo”.

To może się „wybitni intelektualiści” dzięki temu choć nauczą wyrażać swoje subiektywne oceny w sposób nieobraźliwy i pejoratywny? Takie to trudne? Dalej nie ma sensu cytować, każdy może sobie przeczytać tutaj.

Paweł Janus
Twitter: @PawelJanus

Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Popisy Warzechy a.d. 2009 - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto