Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przerwa w życiorysie

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Nie zdechła. Nie pozwoliła zdechnąć dzieciom. Ma „wodę w ścianie, sr….w porcelanie”, herbatę pije w eleganckiej filiżance i sama rozwala się w fotelu.

Tego dnia zmieniała pościel, wykradała matce brudną bieliznę upchaną chytrze pod poduszką i różnych kątach domu, wywracała kosz z brudami i rozpoczynała pranie. Tradycyjne pranie to była klęska i zwyczajny dopust boży. Najpierw trzeba było zamoczyć: osobno, na noc, białe, osobno kolorowe. Do moczenia białego był proszek „do moczenia”, farbujące trzeba było prać ręcznie, a drugiego dnia, od świtu, zaczynało się grzanie wody w kotle. Do kotła wrzuciła jak zawsze wiórki szarego mydła, potem wymoczoną poszwę, albo dwa prześcieradła i parę ścierek. Tyle się mieściło.

Wrzące szmaty w mydlinach przepychała kopyścią, żeby się wszystko równo wygotowało. Drewnianymi szczypcami przekładała gorące płótna do Frani, Frania płukała, ona gotowała następne i tak to szło: przynieść wody, zagrzać, wynieść wrzące mydliny, przynieść czystej, zagrzać, wylać brudną…, nie liczyła wiader bo i po co? Ile trzeba, tyle trzeba.

Mężowi wypadły ważne sprawy do załatwienia, obiecał jej wody nanosić, ale coś długo mu schodziło, więc dygała sama, paliła w piecu, grzała, przelewała, bełtała, wylewała, bo na co tu czekać ? Byle za dnia wyschło. Pranie, obiad, dzieciak, matka chora jak zawsze w taki dzień, wszystko normalnie.

Grzbiet coraz bardziej bolał od dźwigania, ręce od wyżymania. Najcięższe były krochmalone poszwy.
Pod wieczór, kiedy drobnicę - a niech ją diabli - zostawiła w czystej wodzie do drugiego dnia - zjawił się mąż.

Spraw miał chyba dużo i męczących, bo wysunął fotel na środek pokoju, włączył telewizor i padł bez siły, rozwalając nogi na przejściu.
- Herbaty mi się chce - oznajmił zmęczonym głosem.
Wrodzonym alkomatem rozpoznała: „patykiem pisane”, sałatka śledziowa, piwo, stężenie do końca skali. Poszła do kuchni.
- Herbatę chciałeś, zaparzyłam świeżą, stoi tutaj.
- No to mi podaj - beknął łaskawie.
Jakaś cholera w nią wstąpiła. Chwyciła szklankę i
- No to pij - powiedziała, chlustając w zapitą mordę.

Nie zdążyła uciec. Cios z prawej, głowa odskoczyła od futryny, cios z lewej, druga futryna… nie krzyczeć… dziecka nie obudzić… ręce wyciągnięte w obronnym geście… znowu coś twardego w skroń… a potem przestało boleć i zgasło światło. Obudziła się z młotem w głowie i igłą w żyle. Zamglona twarz pochylała się nad nią, w kącie pokoju stał mąż, na wpół goły i roztrzęsiony jakiś.

- Co się pani stało? - zapytał człowiek w białym fartuchu, wstrzykując coś do żyły
- Nie pamiętam, chyba się poślizgnęłam i uderzyłam głową o wannę.
- Jest pani ciężko pobita - powiedział. Zabieram panią do szpitala.
- Jezu, nie, tylko nie szpital, nie, nie trzeba, to nic takiego, naprawdę. Ja się tylko poślizgnęłam.
- No tak, oczywiście. Skoro się pani nie zgadza...
- Zostawiam zaświadczenie o pobiciu - zaszeptał do ucha człowiek w białym fartuchu wsuwając coś pod poduszkę i zginając jej rękę z wacikiem.
- Proszę nie pokazywać mężowi. Może się przydać - zaszeptał.
- Tydzień zwolnienia na L4 - oznajmił głośno i zamknął torbę
- Jakby znowu straciła przytomność - proszę nas wezwać - rzucił w stronę mężczyzny stojącego w kącie.

Miesiąc oczu ukrytych za ciemnymi szkłami, puder, znajome kiwające głowami na to "zapalenie spojówek".
A na samym dnie świadomości myśl: z tym człowiekiem do końca życia? Nie. Niemożliwe. Przyrzekł nie pić. I co z tego? Czekała cierpliwie, realizowała krok za krokiem powzięty plan, wpłacała w tajemnicy na mieszkanie, ściboliła grosz do grosza, aż po kilku latach znalazła wreszcie ostatni gwóźdź do trumny tego małżeństwa z wiecznym kawalerem. Z mężem – nie męża, ojcem – nie ojcem.
- Co? Rozwód?
- Przecież zdechniesz beze mnie pod płotem razem z dziećmi - ryknął śmiechem czytając pozew. Puknij się w ten pusty łeb! Sama sobie była adwokatem, rozwód dostała na pierwszej rozprawie.

Nie zdechła. Nie pozwoliła zdechnąć dzieciom. Ma „wodę w ścianie, sr….w porcelanie”, herbatę pije w eleganckiej filiżance i sama rozwala się w fotelu. I tylko do tej pory nie wie, kto wezwał pogotowie. Przerwa w życiorysie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto