Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przesuwanie szafy

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Pozycja towarzyska starszej damy, z racji stanowiska męża, była niezachwiana i nie podlegała dyskusji; w związku z czym, ogłoszony pewnego roku bal sylwestrowy został przez owa damę zdominowany bezapelacyjnie.

Mrówcza pracowitość i pomysłowość każdej polskiej dziewczyny w dziedzinie https://naszemiasto.pl/trzy-guziczki-przerwa/ar/c13-4429668mody
zaowocowała na przełomie lat 60/70 niezwykle dekoracyjną częścią garderoby, czyli fałdzistymi spódniczkami na sztywnych halkach.

Płócienna, lub batystowa haleczka, szyta z kilku mocno marszczonych falban wymagała nie tylko krochmalenia, ale i umiejętnego prasowania na wilgotno. Miała stać, unosić spódniczkę, elegancko wystawać spod niej koronkowym brzegiem, a całość miała się rzucać w tańcu równo z głową. W tańcu, czyli w rock and rollu. Panowie w tym czasie, jak wspomina w komentarzu jeden z moich czytelników (patrz link wyżej), nosili spodnie wciągane po łyżce do butów; a również na mokro, lub zapinane od kostki po kolano na zamki błyskawiczne.

Nasze dyskoteki zwane były potańcówkami, lub, bardziej wieczorowo-dancingami i odbywały się w Klubie Kuracjusza, przy znakomitej muzyce zespołu tanecznego orkiestry zdrojowej; był skromnie zaopatrzony bufet i bardzo duży parkiet do tańca. Na parkiecie królował rzecz jasna rock and roll oraz twist; było na co popatrzeć, było się gdzie wyszaleć, a umiejętności taneczne wielu osób były ponadprzeciętne.

Stałym bywalcem tych tańcujących wieczorków był pewien starszawy pan na wysokim stanowisku, który wprawdzie sam nie tańczył, ale wysiadywał sumiennie klubowy fotelik, towarzysząc swej małżonce. Pani bowiem pałała niezmiennie chęcią rozrywki.

Latem – brylowała na ławeczkach w parku, demonstrując frywolne suknie na ramiączkach, młodzieżowe spódniczki i opaleniznę typu makrela. Zaawansowana w latach kalendarzowych, była jednak ciągle młoda duchem, a nadmiernie wybujałe wdzięki pacyfikowała ciasno sznurowanym gorsetem, kokietując niezmiennie parkowo - kuracyjną publiczność. Sto procent kobiecości.

Oboje państwo siadywali przy służbowym stoliku, a lampka wina i ciasteczko zjawiały się przed nimi niejako automatycznie, było bowiem utartym obyczajem, że któryś z bawiących się pracowników, fundował dyskretnie poczęstunek dyrektorowi i jego pani.

Drugim obyczajem było - prosić do tańca panią dyrektorową, bo nie wypadało, aby biedaczka cały wieczór siedziała z nieruchawym mężem. Ostatecznie przychodziła na tańce, prezentując przy okazji bogatą kolekcję
sukien, sukienek, garsonek, bluzeczek, kostiumów i dekoracyjnych faramuszków. Nie pisane reguły zapewniały jej tak zwane branie, co w ówczesnym żargonie tańcującej młodzieży nazywało się „przesuwaniem szafy”, zapewniając owej damie nieustające wirowanie na parkiecie, w objęciach coraz to innego młodziana. Obowiązek ten spełniany był dokładnie: młodzi pilnowali też kolejności, aby żaden nie musiał dwa razy. Przesuwać.

Pozycja towarzyska damy z racji stanowiska męża była niezachwiana, nie podlegała dyskusji i została przez nią w pewnym momencie z wielkim wdziękiem wykorzystana. Oto, co się wydarzyło: młodzież pracująca w uzdrowisku wymyśliła sobie na koniec roku bal kostiumowy, wobec czego ponad miesiąc trwały gorączkowe i tajemnicze przygotowania. Każdy wykonywał kostium we własnym zakresie i w momencie rozpoczęcia balu wynik był imponujący: stroje były pomysłowe i bardzo piękne. Stoły zastawiono przysmakami przyniesionymi z domu, był to bowiem bal typu „koszyczkowego”.

Godzinę po rozpoczęciu tańców nastąpiło wielkie entre pani dyrektorowej z mężem, ponieważ oboje dyrektorostwo byli honorowymi gośćmi pracowniczego sylwestra. Zabawa była znakomita, humory szapmańskie, na powitanie nowego roku strzelały korki z "Igristoje", obcałowywano bezkarnie cudze żony, krzepkie ręce podrzucały do sufitu jakiegoś Mieczysława, aż wreszcie ogłoszono gwóźdź programu, czyli konkurs na najpiękniejszy i najbardziej pomysłowy kostium.

Panie defilowały po scenie przy akompaniamencie wiązanki wesołych melodii, publiczność oklaskami wyrażała aplauz, a powołana radośnie komisja, sobie tylko znanym systemem stawiała punkty. Po zakończeniu pokazu, ku osłupieniu balowiczów, wkroczyła na scenę pani dyrektorowa.

Koronkową, czarną sukienkę podpięła czerwoną kokardą, ukazując figlarnie kawałek uda ponad kolanem.
Komisja wytrzeźwiała ciupasem. Stało się oczywiste, że czerwona podwiązka pani dyrektorowej musi być najbardziej pomysłowym, najpiękniejszym i niepowtarzalnym „kostiumem”, a werdykt komisji pogrzebie bezpowrotnie konkurencję i wspaniałą zabawę młodzieży. Tak też się stało, po czym pan dyrektor wyraził uznanie, pani jaśniała różem na policzkach przyjmując gratulacje, orkiestra grała tusz, publiczność wstawiała na miejsce opadłe szczęki a kilkoro młodych, w wypieszczonych kostiumach ...jakby to powiedzieć... mruczało coś pod nosem o szafie. Ale bo też malkontentów ci u nas nie brakuje.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto