Przed rozpoczęciem zawodów w Wiśle organizatorzy mieli na głowie dwa problemy. Oba związane z pogodą. Jednym z nich była wysoka temperatura, przez co utrudnione było właściwe przygotowanie obiektu. Drugim były prognozy pogody, które na czwartek nie dawały powodu do optymizmu. Według nich wiatr miał wiać z dużą siłą i wcale nie było pewne, że dzisiejsze zawody w ogóle się odbędą.
Na szczęście najczarniejszy scenariusz się nie sprawdził, ale prognozy się sprawdziły - w Wiśle wiało dziś mocno i tylko jedna seria rozstrzygnęła kwestię zwycięstwa w konkursie. W dodatku była to bardzo długa runda, bo trwała ponad godzinę. Warunki były loteryjne, ale na końcu na podium i tak stanęły gwiazdy obecnego sezonu. Wygrał Austriak Stefan Kraft przed Słoweńcem Peterem Prevcem i Niemcem Severinem Freundem. Razem na podium w tym zestawieniu stawali aż szesnaście razy. Kraft dzięki wygranej został liderem Pucharu Świata.
- To wspaniałe uczucie. Ostatni miesiąc był szalony. Razem z Michaelem Hayboeckiem jesteśmy w świetnej formie. Teraz jest nasz czas - podkreślił Kraft.
Puchar Świata na skoczni im. Adama Małysza organizowany jest w Wiśle po raz trzeci. Kibice bardzo polubili to miejsce. Już podczas kwalifikacji można było usłyszeć doping około tysiąca osób, a podczas zawodów trybuny wypełniły się do ostatniego miejsca. A było ich ponad osiem tysięcy (o tysiąc więcej niż w roku ubiegłym). Po kwalifikacjach, które odbyły się wczesnym popołudniem, mieli prawo wierzyć, że nasi skoczkowie na polskiej ziemi będą wieczorem rozdawać karty.
Puchar Świata w Wiśle wyłonił nowego lidera cyklu
Kwalifikacje padły łupem Macieja Kota, a w czołowej dziesiątce znalazło się czterech Biało-czerwonych. Dobrej dyspozycji z kwalifikacji nasi zawodnicy nie przenieśli jednak na zawody. W trzydziestce znalazło się aż siedmiu reprezentantów Polski, ale najlepszym z nich był dopiero piętnasty Kamil Stoch.
- Zepsułem swój skok. Był dosyć mocno spóźniony. Do tego warunki też mi zbytnio nie pomogły. Pretensje mogę mieć zatem tylko sam do siebie - powiedział po konkursie portalowi Eurosport.onet.pl dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi. - Brakowało nam dzisiaj dwóch zawodników w dziesiątce. Liczyliśmy na taki wynik, bo tak to wyglądało po treningach i kwalifikacjach. Dlatego wszyscy czują dosyć duży niedosyt po konkursie - narzekał trener kadry Łukasz Kruczek.
Jeszcze dziś wszystkie ekipy przeniosą się do Zakopanego, gdzie jutro odbędą się kwalifikacje do niedzielnego konkursu indywidualnego, a w sobotę rozegrane zostaną zawody drużynowe. Wiadomo jednak, że na pewno nie wystąpi w nich Anders Bardal. Norweg w kwalifikacjach poleciał aż na 140. metr, jednak po wylądowaniu otarł ręką o zeskok i złamał nadgarstek.
Poza skocznią Bardalem, który na moment stracił przytomność, zajęły się służby medyczne. Zawodnik pojechał do szpitala, w którym przeprowadzono badania lewej ręki oraz założono na nią gips. - Oczywiście mogło się skończyć gorzej. Z jednej strony to irytujące, z drugiej szkoda, że tak się stało. Niedługo wrócę do skakania. Na razie nie wiemy jak długo będzie to trwało - napisał na swojej stronie 32-letni skoczek.
"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?