Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Radek Hoffman: "Magia to dla mnie iluzja, która budzi emocje"

Redakcja
Jest performerem, iluzjonistą, autorem publikacji pt. "Sekrety Mentalisty" oraz pionierem sztuki Mentalizmu w Polsce. Jest także współtwórcą Muzeum Sztuki Iluzji w Łodzi. Zapraszam do lektury z tym jakże niezwykłym mieszkańcem Łodzi.

Adam Sęczkowski: Jak zaczęła się Twoja przygoda z iluzją? Gdzie i kiedy nauczyłeś się sztuk magicznych?

Radek Hoffman: - Jestem pokoleniem Davida Copperfielda. Kilkanaście lat temu obejrzałem pierwszy jego program w TVP2. Jego sztuczki robiły olbrzymie wrażenie i wtedy mnóstwo młodych ludzi zaczęło interesować się iluzją, wśród nich byłem także ja. Starałem się znaleźć wszystkie książki dostępne w języku polskim traktujące o iluzji, oglądać programy telewizyjne, aby podglądać iluzjonistów i samemu rozpracować pewne sekrety. Z czasem natrafiłem na ludzi, którzy mieli taką samą pasję jak ja, przez co miałem jeszcze szerszy dostęp do publikacji z tej dziedziny. Przez pierwsze lata było mi bardzo ciężko, bo musiałem ustabilizować wiedzę i umiejętności, ale później, bazując na podstawach, mogłem już tworzyć własne rzeczy. To był najbardziej interesujący etap, który trwa do dzisiaj.

Pamiętasz pierwszą sztuczkę, jaką zrobiłeś?
- (Śmiech) To było coś z odgadywaniem kart z talii. Sztuczki nauczył mnie mój dziadek.

Określasz siebie mianem mentalisty – co to jest mentalizm?
- To jest chyba najbardziej pierwotna forma iluzji. Od zawsze był ktoś w rodzaju szamana, kapłana, łącznika między światem boskim a naszym. Przekazywał on informacje między tymi światami, przewidywał przyszłość, starał się czytać w myślach itp.

Ile czasu poświęcasz na doskonalenie swojej pasji, na naukę nowych trików i przygotowania do występów?
- Na początku było to hobby, a więc zajmowałem się tym w wolnych chwilach. Z czasem zacząłem traktować iluzję bardziej poważnie i trenowałem 4–5 godzin dziennie. Niektóre techniki, których dziś używam, wymagały nawet 1,5 roku treningów. Teraz jest zupełnie inny etap, gdyż nie muszę się martwić techniką, ponieważ jest wyćwiczona. Muszę się jednak martwić wykonaniem. To sprawia najwięcej radości.

Powiedziałeś przed chwilą, że kiedyś traktowałeś to jako hobby. Czy teraz możesz z pełną świadomością powiedzieć, że iluzja to Twoja praca?

- Przyznam Ci, że nie chciałbym tego traktować jako pracę, bo praca nie zawsze kojarzy się z czymś pozytywnym (śmiech). Tak jak kiedyś Langenfeld spytany o to, ile godzin pracuje, odpowiedział: „Ja nie pracuję, ja tworzę”. Jeśli robisz to, co lubisz, to nie widzisz tego jako pracy. Teraz iluzja to mój sposób na życie.

"Niewiarygodne" to pierwszy w Polsce spektakl mentalistyczny. Jak długo wybierałeś tricki do tego przedstawienia? Czego może się spodziewać widz, który się na nim pojawi?
- Cały projekt narodził się w mojej głowie jakieś 3 lata temu. Bardzo chciałem zobaczyć pokaz mentalistyczny w Polsce. Oczywiście okazało się to niemożliwe, bo nikt tego wcześniej nie zrobił. Zacząłem jeździć po inspiracje do Wielkiej Brytanii, oglądałem na żywo m.in. spektakle Derrena Browna. Wcześniej zrobiłem spektakl „Sztukmistrz”, w którym występowałem w duecie z Bartkiem Cichałą. „Niewiarygodne” jest taką personalną podróżą po moich fascynacjach. Podczas spektaklu chcę też sprowokować widzów do zastanowienia się nad światem. Moim celem nie jest zmiana ich nastawienia, ale sprawienie, aby zastanowili się raz jeszcze nad tym, w co wierzą.

W naszej rozmowie używamy sformułowań: „niewiarygodne, niemożliwe”. Jak to się dzieje, że niemożliwe w Twoich sztuczkach staje się możliwe?
- Jest to zbiór technik i metod, które wymyślali przede mną też genialni wykonawcy, którzy tworzyli historię iluzji. Ja, korzystając z ich dokonań i dokładając swoje elementy, staram się tworzyć nową jakość i pokazywać to niewiarygodne w bliskim kontakcie z widownią.

Na stronie serwisu wikipedia.pl pod hasłem Mentalizm w dziale Współcześni mentaliści zobaczyłem m.in. takie nazwiska: Keith Barry, Dynamo, Derren Brown, James Randi, Chan Canasta i ... Radek Hoffman. Jakie to uczucie znaleźć się w gronie największych z wielkich w tej dziedzinie?
- (śmiech) Wow. Teraz mnie mega zaskoczyłeś. Bardzo się cieszę, że tak się stało, choć moje nazwisko nie zasługuje, żeby stało obok tych, których wymieniłeś, ale nie jestem jedynym Polakiem, który został tu wymieniony. Chan Canasta urodził się w Krakowie, wyemigrował najpierw do Izraela, potem do Wielkiej Brytanii, był światowej klasy wykonawcą, który spopularyzował pojęcie mentalizmu. To też bardzo ciekawa postać. Ale naprawdę jestem zaskoczony. Zaraz po naszej rozmowie sprawdzę to, co mi powiedziałeś w Internecie (śmiech).
Jaka jest różnica między trikami a magią?
- To jest bardzo dobre pytanie, bo można te pojęcia potraktować w bardzo prosty sposób lub bardziej złożony. Iluzja to efekty wykonane przy pomocy dłoni, rekwizytów, a magia to coś mistycznego, magicznego, często związanego z jakimiś ciemnymi mocami. Dla mnie to rozgraniczenie jest trochę inne. Słowo magia w dzisiejszym świecie występuje także jako coś niezwykłego. Na przykład jesteśmy na koncercie i mówimy, że jest on magiczny, bo budzi w nas jakieś dobre emocje. Po obejrzeniu dobrego filmu też pojawia się czasem stwierdzenie, że był magiczny, czyli unikatowy, niezwykły, wyjątkowy. Magia to dla mnie iluzja, która budzi emocje.

Często zdarza Ci się, że osoby uparcie chcą od Ciebie wydobyć tajemnicę sztuki magicznej?
- Tak. Wtedy na pytanie: „Jak robię daną sztuczkę?”, odpowiadam: „A czy potrafisz dochować tajemnicy?”. Oni mówią: „Tak”, a ja wtedy: „Ja też” (śmiech).

Jesteś autorem książki pt. "Sekrety Mentalisty". Jaki był cel jej napisania?
- Cel był bardzo prosty. Chciałem stworzyć coś, czego nie miałem, rozpoczynając przygodę z mentalizmem. Nie było żadnych polskich publikacji na ten temat. To był właśnie ten bodziec. Chciałem ułatwić start innym osobom, które chciałyby się tym zająć. Jestem wielkim fanem historii iluzji i w książce zawarłem historię mentalizmu. Bardzo często młode osoby niestety pomijają to, co działo się przed laty. To błąd, gdyż jeśli zrozumiemy przeszłość, łatwiej będzie nam formułować swoją własną drogę w oparciu o to, co zrobili nasi przodkowie.

"Potrzeba człowieka, by wierzyć w coś niezwykłego czy niewytłumaczalnego, jest silnie zakorzeniona w naszej psychice oraz kulturze". To cytat z Twojej książki „Sekrety Mentalisty”. Jak myślisz, dlaczego tak jest?
- Człowiek jest nastawiony na szukanie schematów, które mają sens. Zdarzenia, które nie miały logicznych wyjaśnień, intrygują. Próba pojęcia czegoś niezrozumiałego jest dla nas tak silna, że ciągle zadajemy pytania i nieustannie szukamy odpowiedzi. Taki stan rzeczy był od zawsze, jest i będzie.

Czy zdarzyło Ci się, aby ktoś po przeczytaniu Twojej książki skontaktował się z Tobą i chciał, abyś został jego mentorem w świecie iluzji?
- Były takie przypadki, gdzie osoby pisały o jakieś porady albo miały bezpośrednie pytania co do efektów danej sztuczki opisanej w książce. Cieszę się, że pomimo tego, że iluzja jest niszowym tematem w Polsce, książka znalazła swoich odbiorców. Kontaktowały się ze mną osoby, które chciałyby zająć się tym tematem, ale nie mogły z jakiegoś powodu.
Może nasz wywiad przeczytają osoby, które chciałyby zająć się sztuką iluzji. Ciekawi mnie Twoja odpowiedź na pytanie: kto może być iluzjonistą?
- Jeżeli bym powiedział, że każdy to skłamałbym (śmiech). Iluzjonista musi być niezmiernie cierpliwy, nastawiony na cel, ale musi być też tzw. zwierzęciem scenicznym. Powinien już chwilę po wejściu na scenę budzić sympatię widzów i budować zaufanie. Iluzja to jest bardzo ciężki temat, jeśli chodzi o postrzeganie przez ludzi. Uważam, że jest to najprostszy sposób, aby „stać się fajnym”, bo mamy coś, czego ludzie nie rozumieją, nie wiedzą jak to się dzieje i to sprawia, że stajemy się interesujący. Chodzi natomiast o to, aby nie bazować tylko na efekcie „wow”, ale dać ludziom coś więcej. Iluzja ma być jedynie środkiem wyrazu. Tak jak malarz ma pędzel i farby i używa ich w konkretnym celu, aby stworzyć jakieś dzieło, tak iluzjoniści wykorzystują iluzję do powiedzenia „czegoś” czy do stworzenia jakiegoś obrazu.

Czy da się czytać w myślach?
- (śmiech) Ja nie wierzę w takie umiejętności, ale wiem, że ludzki umysł posiada tak wiele tajemnic, że być może naukowcy odkryją kiedyś sposób, aby to robić. Na razie podchodzę do tego sceptycznie.

Jesteś współtwórcą Muzeum Sztuki Iluzji w Łodzi. Co możemy tam zobaczyć?
- Muzeum znajduje się w zabytkowej willi Milscha przy ul. Łąkowej 21. Tam jest tylko część ekspozycji, ponieważ willa Milscha żyje swoim życiem i dzieją się tam także inne kulturalne wydarzenia. Często robimy tam prelekcje, zamknięte spotkania dla firm, gdzie zamawiane są wykłady o historii iluzji oraz pokazy. Co roku bierzemy też udział w Nocy Muzeów i wtedy również można się z nami spotkać. W Muzeum mamy wiele bardzo ciekawych eksponatów.

A taka wisienka na torcie to...?
- (śmiech) (śmiech) Mamy na przykład mechanizm zegarowy z 1856 skonstruowany przez Roberta Houdina, nazywanego "Ojcem współczesnej iluzji". Mamy też oryginalny plakat iluzjonisty "Alexandra" z 1915 roku, a także oryginalne artykuły z połowy XIX wieku: kajdany z 1899 roku, takie same, z jakich uwalniał się sam Harry Houdini czy karty, którymi Howard Thurston rzucał w publiczność podczas swoich pokazów.

Twoim idolem jest Derren Brown. Jak sam pisze, jego umiejętności to mieszanka aktorstwa, iluzji, psychologii, manipulacji, sugestii oraz hipnozy, a jakie są umiejętności Radka Hoffmana?
- (śmiech) Myślę, że bardzo podobne. U Browna wyróżnikiem jest coś, co nazywam „szczerością w nieszczerości”. On mówi otwarcie, że jest to mieszanka pewnych technik, które tworzą to złudzenie. Wygląda to wszystko bardzo przekonująco, ale nigdy nie wiadomo, których technik on używa. To jest dla niego furtka, aby maskować pewne rzeczy. Ja stwierdziłem, że warto podążać podobną drogą. Mówię otwarcie, że nie posiadam żadnych specjalnych umiejętności, ale to, co widzowie obserwują na scenie, może budzić kompletnie odmienne wrażenie i emocje.

Jakie masz dalsze plany w zakresie iluzji? Jakie są Twoje marzenia i cele?
- W sobotę 14.11.2015. wystąpię w łódzkim Teatrze Szwalnia, a potem? Może zdradzę Ci najbliższy koncept, o którym nie mówiłem jeszcze oficjalnie. Chciałbym móc czasem traktować siebie jako prowokatora. To co robię na scenie ma być płaszczyzną do pewnych przemyśleń. Zbliża się dość wyjątkowy listopadowy dzień czyli tzw. Andrzejki, kiedy to leje się wosk, wróży z kart itd. Ja osobiście nie wierzę w takie rzeczy i męczy mnie wszelkiego rodzaju popularyzacja wielu wróżbitów, jasnowidzów w mediach, którzy dla mnie udają, że potrafią czytać z kart i przewidywać zdarzenia. Planuję zrobić pewną prowokację, w którą będą zaangażowane znane osoby z show biznesu i w grę będzie wchodzić możliwość zdobycia kwoty 10.000 zł z mojego konta. Na czym dokładnie będzie polegać ta prowokacja? W najbliższym czasie to ujawnię. Uważam, że jeśli naprawdę ktoś na świecie miałby umiejętności przewidywania przyszłości to najprawdopodobniej nie rozkładał by kart w programie telewizyjnym, nie rozwiązywał zagadek kryminalnych tylko grałby w najdroższych kasynach w Las Vegas za największe stawki, skreślałby numery w Totolotku i wygrywał duże pieniądze.

Chciałbyś na zakończenie naszego wywiadu powiedzieć coś magicznego naszym czytelnikom?
- (śmiech) Coś magicznego? Hm. Jest takie zdanie, które wypowiedział kiedyś David Blaine, jeden ze słynnych amerykańskich performerów, iluzjonistów: „Jako dzieci wierzymy, że wszystko jest możliwe. Trik polega na tym, aby nigdy o tym nie zapomnieć.”

Tym przesłaniem się żegnamy. Dziękuję za rozmowę i poświęcony czas.
- To ja Ci bardzo dziękuję i pozdrawiam wszystkich czytelników.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto