Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Refleksje kolejowe

Weronika Trzeciak
Weronika Trzeciak
Intercity
Intercity Marion Schneider & Christoph Aistleitne/domena publiczna/http://commons.wikimedia.org/wiki/File:1116_Intercity_Mariahof.jpg
Czy pociągi InterCity spełniają swoją rolę? Czy rzeczywiście to "komfortowe i najszybsze połączenia kolejowe oferowane między Warszawą i największymi miastami w Polsce"? Przekonałam się o tym podczas kilku ostatnich podróży.

Jak podaje strona PKP pociągi InterCity to "komfortowe i najszybsze połączenia kolejowe oferowane między Warszawą i największymi miastami w Polsce". Ale czy tak jest naprawdę? Pociągami Intercity jeżdżę średnio co dwa tygodnie na trasie Kraków-Warszawa i z powrotem. Za bilet normalny płaci się ponad 100 zł (pomijając tanie bilety, których jest jak na lekarstwo) i oczekuję godziwych warunków. Niestety jakość usług jest niewspółmierna do ceny. Za każdym razem zdarza się coś, co utwierdza mnie w przekonaniu, że nie traktuje się pasażera poważnie.

Za pierwszym razem pociąg do Krakowa miał ponad 20 minut opóźnienia. Pomyślałam, zdarza się. Miałam zapas czasu do rozpoczęcia zajęć, wiec przeszłam nad tym do porządku dziennego. Jednak co mieli powiedzieć ci, którzy mieli ważne spotkania i się na nie spóźnili? Mogli jedynie zrzucić winę na PKP. Jaka była przyczyna? Tego niestety nie podano, zawiadomiono jedynie o opóźnieniu. Zastanawiające jest, dlaczego pociąg ten, który powinien jechać 160 km/h, zatrzymał się w drodze do Krakowa w szczerym polu i nie wiadomo na co czekał. Prawdopodobnie na Godota.

Za drugim razem powstało zamieszanie z miejscami. Otóż do naszego pociągu nie podczepiono wagonu nr 7, w którym spora część pasażerów miała miejscówki. W rezultacie konduktor zalecił im przenieść się do wagonu nr 8. I tak też zrobili. Problem pojawił się już na Centralnej, na której wsiedli prawowici właściciele miejsc. Oczywiście ludzie z wagonu nr 7 musieli pójść poszukać sobie innych wolnych miejsc. Ale dopiero od Zachodniej, na której wsiedli już wszyscy. Takie rzeczy tylko w Polsce: płaci się za miejscówkę, by sobie postać.

Jednak wczorajsze zdarzenie przebiło wszystko. Była to moja trzecia podróż z kolei. Na dworzec przybyłam o czasie. Sprawdziłam peron, z którego miał odjeżdżać mój pociąg i poszłam na miejsce. Ponieważ nie było żadnego komunikatu o przybyciu rzeczonego pociągu, postanowiłam pójść do punktu informacji. Pomyślałam, że może pociąg odjechał wcześniej albo zmienili peron. Choć wydawało mi się to niemożliwe. Pani w okienku wyjaśniła mi, że zmienili godzinę odjazdu z 9.03 na 9.40. Kiedy zapytałam, czy to tak na stałe, dowiedziałam się, że tylko dzisiaj. Jak miło. Bilet kupowałam miesiąc wcześniej, więc nie wiedziałam o tej zmianie. Natomiast ludzie, którzy kupili bilet w tym tygodniu mieli właściwą godzinę. W rezultacie pół godziny czekałam na peronie jak głupia. Z resztą nie tylko ja. Na Centralnej było więcej takich "wybrańców losu". Jeden z pasażerów oznajmił konduktorowi, że właściwie nie powinien pokazywać biletu, skoro tak traktuje się pasażerów. Drugi dodał, że ma spotkanie o 12.30 i w chwili ruszenia jest już spóźniony. Nie przypuszczał nawet jak bardzo... Nie dość, że pociąg miał 40-minutowy poślizg, to jeszcze pokonał trasę Warszawa-Kraków w "rekordowym tempie" 3,5 godziny (normalnie jedzie 3). Oznacza to, że do Krakowa dotarłam godzinę później.

To nie koniec kolejowych perypetii. W przedziale była dziewczyna, która kupiła bilet na 9.40, ale pani w okienku (która notabene sprzedawała jej bilet przez 40 min.) uznała, że godzina nie ma znaczenia… i sprzedała jej miejscówkę na 10.16. Nieświadoma niczego pasażerka wsiadła na Wschodniej o 9.40. Problem pojawił się już na Centralnej, na której wsiadł właściciel tego miejsca. Dziewczyna nie miał innego wyjścia i musiała poszukać czegoś innego.

Opowiedziałam o wczorajszej sytuacji ze zmianą godziny znajomemu, który stwierdził, że to normalne. Dlaczego normalne? Skoro płaci się wysoką cenę za przejazd, to wymaga się dobrego traktowania, a nie przesuwania w ostatniej chwili godziny odjazdu, czy pozbawiania ludzi miejsc do siedzenia. Gdybym chciała jechać wolniej, zatrzymywać na każdej stacji i podziwiać widoki, wybrałabym dużo tańszy pociąg osobowy. Zastanawia mnie też to, dlaczego te niespodzianki zdarzają się w drodze do Krakowa. Podczas podróży powrotnych nic niezwykłego się nie dzieje - widocznie wszystko przede mną. Za dwa tygodnie jadę znowu. Ciekawe, co tym razem wymyśli PKP, aby "umilić" podróż swoim pasażerom.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto