Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Refleksje wokół beatyfikacji

Tadeusz Śledziewski
Tadeusz Śledziewski
Beatyfikowany Papież Jan XXIII
Beatyfikowany Papież Jan XXIII Tadeusz Śledziewski
Gdyby mnie ktoś zapytał: czym uzasadniłbyś beatyfikację Jana XXIII i Jana Pawła II? Odpowiedziałbym, że najważniejszym dziełem przez nich dokonanym jest „Uczłowieczenie papiestwa”.

Wydarzenia wielkiej wagi – a beatyfikacja takim była – wywierają wpływ na ludzkie zachowania, postawy, a także powodują zastanowienie nad ich skutkami w ludzkiej przestrzeni życiowej. Mnie w pierwszym odruchu przyszły do głowy proste pytania. Czy znajdzie na nie proste odpowiedzi? – Tego już nie wiem. Te pytania to:
– Ile z świętości Jana XXIII i Jana Pawła II udzieli się Polakom?
– Czy przekazany ludziom, przez Papieża Franciszka Pokój powróci z ludźmi uczestniczącymi w ceremonii beatyfikacyjnej, do ich ojczyzn, do ich rodzin?
– Jak ma się, szerząca w Europie ideologia gender do idei głoszonych przez naszych – nowo mianowanych – świętych?
– „Bo Twoje jest królestwo i potęga, i chwała na wieki.” – Ta aklamacja, wypowiadana przez wiernych to, jak gdyby uznanie Boskiego Królestwa za swoje i tym samym uznanie samych siebie za poddanych tego królestwa. Gdybyśmy jednak to Królestwo uznali za istniejący, rzeczowy stan doczesności, to nasuwa się pytanie, jeszcze trudniejsze od poprzednich. Jak się mają zachodzące, w tej doczesności wydarzenia – wojny, mordy, tortury, rozwiązłość, rozpusta i wszelaka inna podłość – do Boskiej doskonałości, dobroci i także Boskiego, nieskończonego miłosierdzia?

Muszę, w tym miejscu wyznać, że ja wobec tych prostych pytań poczułem się istotą całkowicie zagubioną. Tak wiedza, jak i mądrość moja rozkładają ręce, okazując tym moją bezradność i niemoc.
Jedyne co mogę, to posłużyć się słowami Kapłana wypowiadanymi w czasie odprawianej Mszy św., po „Podniesieniu”: „Oto wielka tajemnica wiary”. Na co wierni odpowiadają: „Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie, i oczekujemy Twego przyjścia w chwale”.

Wyniesieni na ołtarze dwaj, Papieże to nowatorzy. Jan XXIII – choć Jego pontyfikat był krótki – zdążył wprowadzić wiele nowatorskich zmian. Jako pierwszy – powiadają – wyprowadził papiestwo poza watykańskie mury. I to w moim odczuciu jest zmiana najdonioślejsza, ze wszystkich wprowadzonych. Zdaję się, że ta reszta to są zmiany formalne w pomocach modlitewnych. Ja zaś uważam, że forma, czy też oprawa obrzędów, nabożeństw, w czczeniu Boga – czyli w liturgii, w prośbach do Niego kierowanych, to są zmiany drugorzędne. Wydaje mi się, że w kontakcie z Panem Bogiem najważniejsza jest nasza wiara, czystość naszej dyszy – że tak powiem – stan naszych myśli, mowy, uczynków i naszej aktywności w pielęgnowaniu wiary. Popróbujcie sami zastanowić się, rozważyć i odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy nasz Bóg Ojciec, Syn Boży – Jezus Chrystus, albo Duch Święty uzależni wysłuchanie naszych próśb od tego czy któreś ze słów w modlitwie będzie wypowiedziane wcześniej, czy też później, albo od tego w co będziemy ubrani, albo od tego czy ołtarz okadzimy dymem z kadzidła pochodzącego, koniecznie ze spalenia takich a nie innych ziół?

Powiedzcie tak sami, czy nie ważniejsze było – chociażby – samo błogosławieństwo "urbi et orbi", odwiedzenie szpitala, więzienia, czy sanktuariów w Loreto i Asyżu, albo wydanie encykliki "Pacem in terris"? To dzięki swojej „zwykłości” – jak pisze ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski w swoim artykule: Jan XXIII - przełomowy pontyfikat "uśmiechniętego papieża" – Papież Jan XXIII otrzymał tytuł „proboszcza świata”. Przypomnijcie też sobie wizyty naszego Jana Pawła II. Tłumy ludzi zgromadzone na takich spotkaniach kojarzyły mi się z tłumem ludzi, który zebrał się nad jeziorem Galilejskim wokół Jezusa, aby słuchać Jego nauk i który został nakarmiony, cudownie rozmnożonym, przez Jezusa chlebem. Papieże na spotkaniach z ludźmi – co prawda chleba nie rozmnażali, ale – pomnażali uczucie solidarności i wzajemnego poszanowania.

Odprawianie Mszy św. w językach narodowych, bezsprzecznie przyczyniło się do zwiększenia w Niej, czynnego udziału wiernych, przeżycia przez nich wydarzeń, w Mszy upamiętnionych. Nastąpiło to dzięki zrozumieniu treści wypowiadanych podczas odprawiania, tego najważniejszego liturgicznego obrzędu chrześcijańskiego, jakim jest Msza św. W zmianie języka mszalnego nie chodziło o zmianę formy. To była zmiana odbioru, która obudziła ludzkie zmysły. Człowieka obecnego na Mszy św. odprawianej po łacinie, właściwie nie można nazwać uczestnikiem, bo jak można uczestniczyć w czymś, czego się nie rozumie? Gdyby koniecznie chciał doszukać się mankamentu, to można byłoby doczepić się do odwrócenia kapłana odprawiającego Mszę św. – niektórzy nazywają go – celebrantem. Według mnie kapłana odprawiającego Mszę św. należy postrzegać jako głównego, wiodącego uczestnika, takiego jakim był Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy. – Wydaję mi się, że zwolennicy zwrócenia się kapłana odprawiającego Mszę św. do ołtarza głównego, Mszę św. odbierają jako modlitwę. A modląc się wszyscy powinni być twarzą skierowani w tę samą stronę – ku wizerunkowi znajdującemu się w głównym ołtarzu. Ale Msza św. to nie zwykła modlitwa, to – zgodnie z Chrystusowym zaleceniem – upamiętniana Ostatnia Wieczerza. I to dlatego wszyscy powinni być – kapłan, jako odtwórca Chrystusa także – zwróceni twarzą do stołu, na którym odbędzie się przeistoczenie chleba w ciało Chrystusowe i wina w krew Chrystusową. Taką intencję uczestników Soboru II-go wprowadzających tę zmianę podsunęła mi moja wyobraźnia – czy trafnie? Trudno powiedzieć, ale nie znalazłem wypowiedzi o tej zmianie traktującej.

Gdyby mnie ktoś zapytał: czym uzasadniłbyś beatyfikację Jana XXIII i Jana Pawła II? Odpowiedziałbym, że najważniejszym dziełem przez Nich dokonanym jest „Uczłowieczenie Papiestwa”. Oni – podobnie jak Chrystus – przekazując Słowo Boże stali wśród swego ludu i także – podobnie jak Chrystus – dzielili z ludem trud i znój spotkań.

Wracając do Boskiego Królestwa i jego potęgi – powiem: A czy dwa Przykazania Miłości i Dekalog – które Bóg nakazał przestrzegać – wyeliminowały z ludzkiego bytu, z ludzkiej natury zło, podsycające żądze burzenia Pokoju i Ładu Bożego? Nie popełnię, zatem błędu, jeśli powiem, że i wydarzenie, jakim była beatyfikacja obu Papieży nie osłabi – zauważalnie – zła. Co nie znaczy, że nie odniesie, całkowicie pozytywnego skutku. Pozytywny skutek, to Oni wnieśli swymi czynami – i to zauważalny. Tego już nie da się zanegować. Ale zło, jak miało się dobrze, tak nadal dobrze będzie sią miało – ktoś może mi zarzucić? Odpowiem. – A może to Chrystus ofiarował się zstąpić z boskiego tronu, przyoblec się w ludzkie ciało i przeżyć swe życie, na tym „łez padole”, pośród ludu swego, dlatego aby ludzie nie wyrzucali Bogu pozostawienia ich samym sobie w polu oddziaływania zła niosącego ze sobą ból i cierpienie, i aby nie czuli się, przez Boga porzuceni? – A może jeszcze dlatego aby swą męczeńską śmiercią przypieczętować świadectwo o nieodzownej spójności i nierozerwalności, antagonizujących ze sobą składników ludzkiego bytu – Dobra ze Złem? Zdaję się, że wszedłem na grząski grunt. Muszę kończyć i pozostawić – ewentualnych czytelników – w sferze domysłów i powątpiewań, co do konieczności istnienia zła w Królestwie Bożym. Korci mnie jednak – zanim skończę – powiedzieć: Wszystko wskazuje, jakoby Dobro i Zło były bliźniakami i to „jednojajowymi”, nierozłącznymi, jako że, gdzie jedno się pokaże, tam i drugiego nie braknie.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto