Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozczarowujące "Erynie" Marka Krajewskiego

Łukasz Maślanka
Łukasz Maślanka
Okładka książki.
Okładka książki. wyd. Znak
Miłośnicy prozy Marka Krajewskiego czekali na "Erynie" z niecierpliwością. Nowa książka wrocławskiego mistrza kryminału miała przynieść nową jakość - od nowego wydawcy zaczynając, na zupełnie innej scenerii akcji i bohaterów kończąc.

Niestety, autor nie stanął na wysokości zadania i "Erynie" rozczarowują.

Marek Krajewski zasłużoną sławę zyskał dzięki serii wyśmienitych kryminałów z Eberhardem Mockiem w roli głównej, osadzonych w mrocznych realiach przedwojennego Breslau. Mock dostarczał wrażeń miłośnikom dobrej lektury w sześciu tomach. W ostatnim, zatytułowanym "Głowa Minotaura", zyskał pomocnika. Został nim komisarz Edward Popielski z Lwowa. Policjant odznacza się podobną do Mocka osobowością i podejściem do pracy. Jest mało wyrozumiały dla bandziorów, ale za to niezwykle wrażliwy na piękno kobiecego ciała.

Postać Popielskiego i przeniesienie znacznej części akcji do Lwowa sygnalizują, że Krajewski szuka nowej drogi dla swoich powieści. Trudno było się oprzeć wrażeniu, iż jego proza - oparta ciągle na bojach Mocka i jego pomagierów ze złem - zaczęła się wypalać. W "Eryniach" autor poszedł na całość i na dobre porzucił Breslau. Pałeczkę walki ze zbirami i zwyrodnialcami przejął zaś Edward Popielski.

W "Eryniach" lwowski komisarz tropi sprawców bestialskiego zabójstwa małego chłopca. Mordercy zostawili tropy wskazujące, że to rytualny żydowski mord. Do tragedii dochodzi w 1939 r., a więc w czasie wyjątkowo niedobrym dla Żydów. Pogromy we Lwowie wiszą więc w powietrzu. Popielski początkowo nie chce podjąć sprawy, zasłaniając się emeryturą. W końcu jednak rusza w mroczny lwowski świat domów publicznych, występku i zła.

Krajewski przedwojenny Lwów nakreślił wybornie. Klimat miasta, jego topografia, faktury budynków - wrocławski pisarz wszystko to doskonale odtworzył. Intryga również została znakomicie wymyslona. Popielski kluczy, łapie różne tropy, jest przy tym równie wyrazisty i brutalny jak Mock.

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że "Erynie" to tylko i wyłącznie opowieść o przygodach lwowskiego alter ego Eberharda Mocka. Książka nie przynosi żadnej nowej jakości, utwierdza za to w przekonaniu, że Marek Krajewski potrafi znakomicie odtworzyć klimat dawnego miasta - jego język i obyczaje. Nie jest to niespodzianka, gdyż pokazywał to we wcześniejszych tomach o Eberhardzie Mocku. Dlatego właśnie lektura "Erynii" pozostawia spory niedosyt. Miał być przełom, a jest tylko potwierdzenie umiejętności wrocławskiego mistrza kryminału.

Czy Krajewski zostanie niewolnikiem Eberharda Mocka? Trudno orzec, choć wiele na to wskazuje. Wydawać się może, że wrocławski pisarz na dobre wpadł swoim pisarstwem i pomysłami w koleiną część serii o Mocku w Breslau. Stąd nawet próba radykalnego zerwania z dawnym bohaterem pali na panewce. Warto jednak wierzyć w to, że Marek Krajewski nie powiedział ostatniego słowa i jeszcze zaskoczy czytelników prozą świeżą, oryginalną i jak zawsze pasjonującą.

Marek Krajewski, "Erynie", wydawnictwo Znak, Kraków 2010.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto