Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Schizofrenia - inny punkt widzenia (cz. 2)

Andrzej Skulski
Andrzej Skulski
Daj serce
Daj serce
Psychiatria nie informuje o innych formach obchodzenia siȩ ze schizofrenią, bo przecież monopolista, to monopolista i wie, że jego monopol polega na tym, aby światła dziennego nie ujrzały inne teorie. A takie istnieją już od dawna.

Kiedy w rodzinie nagle pojawia siȩ tzw. schizofrenia, stoimy zazwyczaj bezradni i bezsilni przed nie lada problemem. Nasza wiedza na temat tego fenomenu jest bardzo jednostronna, bo z gruntu nauczono nas, że „wariat to wariat“ i od zawsze napływało do nas, że jest to niebezpieczna i nieuleczalna choroba. W sprawie naszych bliskich zadamy sobie jednak pytanie, czy rzeczywiście jego to również dotyczy. Mało tego, „nasz chory” będzie siȩ upierał, że chory nie jest, co pogłębi nasz strach, gdyż zachowywał siȩ będzie inaczej, niż zazwyczaj, czyli wbrew ustalonym przez ogół „normom“. Co w takiej sytuacji robić?

Ciekawie w takich momentach na pewno nie jest, gdyż z jednej strony czeka na nas masa codziennych obowiązków, z drugiej - ów bliski, który wydaje siȩ już na stałe potrzebować poświęcenia naszej uwagi, ciągle chce nam coś przekazać. Bez przerwy i bez względu na nasze życiowe kłopoty chce pochłaniać naszą uwagę czy to potokiem słów, czy też niepokojącym izolowaniem się od nas. A my, nie mając pojęcia co siȩ dzieje, jak nie pomyślimy w pierwszej kolejności, że wziął jakieś narkotyki, to z pewnością przemknie nam przez myśl, że... trzeba będzie zaprowadzić go do psychiatry.

Nikt z nas nie pomyśli, że nagłe zmiany w naszym bliskim niekoniecznie są chorobą, a mogą być zrodzeniem siȩ w nim nowego stanu świadomości, czego w tej początkowej fazie nie jesteśmy w stanie pojąć ani my, ani - tak do końca - on sam, bo dla obydwu stron są to doświadczenia nieznane. Zrodzi siȩ więc w nas (i w nim) strach, coraz częściej zaczniemy myśleć o wizycie u psychiatry i już w tym samym momencie nasz bliski odwróci siȩ twierdząc (na początku spokojnie, po chwili już wściekle): „...sami jesteście pieprznięci!“

Dalszy przebieg będzie już stereotypowy: wy zaczniecie szukać informacji, gdzie i jak tu w szybkim tempie dostać siȩ na lekarską wizytę, mając nadzieję, że zauważy to jak najmniej ludzi w waszym środowisku, bo przecież wstyd i potępienie społeczne, a nasz „wariat“ przestanie już zwracać uwagę i na nas, i na to, co postrzegamy za „normalne“. Nie zauważymy - bo jak ? - że całe otoczenie spada dla niego na dużo dalszy plan, niż myślimy, a całą energię poświęcał będzie już teraz wielości wydarzeń i przeżyć, pochłaniających jego uwagę.

Z jednej strony stanie siȩ to dla niego rozpoczęciem życia w innej świadomości, a z drugiej - niewytłumaczalnym „kłopotem”. Spowoduje to nieuchronnie, że otoczenie zacznie postrzegać go, jako kogoś "opętanego" i - zamiast posłużyć mu opieką i schronieniem – dołoży(my) siȩ do pogłębienia jego izolacji, z czego wciąż nie będziemy zdawać sobie sprawy. W tej nowej rzeczywistości, w której nagle wszyscy wylądowaliśmy, on opierał siȩ będzie już na innych zmysłach, niż dotychczas poznane pięć (słuch, dotyk, węch, wzrok i smak), a my - na zwyczajnych opowieściach o straszności „chorób psychicznych“ i publikacjach, wyprodukowanych i kolportowanych przez psychiatrię / przemysł farmaceutyczny.

Ponieważ psychiatria jest też „fenomenem“ samym w sobie nie dowiemy siȩ z jej źródeł, że na świecie coraz szerzej propagowane są inne metody wsparcia dla schizofreników (i skupmy siȩ na tym fenomenie, bo to Królowa „chorób psychicznych”) niż te, które psychiatria konwencjonalna usilnie stara siȩ nam sprzedawać. Dlatego na pewno każdemu rodzicowi (czy też innemu bliskiemu) schizofrenika potrzebna jest rozwaga w poszukiwaniu informacji i możliwości rozwiązań, a samemu dotkniętemu potrzebne jest nasze możliwie intensywne towarzyszenie mu w ewentualnie zapoczątkowanych wizytach u lekarza psychiatry.
Szczególnie tam nie powinniśmy pasywnie siedzieć w poczekalniach i czekać, aż nasze dziecko wyjdzie po rozmowie „w cztery oczy” z gabinetu, a właśnie aktywnie uczestniczyć w tych posiedzeniach. Może zwrócicie uwagę, jak niechętnie lekarze psychiatrzy pozwalają na udział kogokolwiek w takich rozmowach, unikając świadków, mogących przecież dopatrzyć się bezsensowności dialogu „lekarz-pacjent”? Bo jeżeli wmawia się nam, że problemu nie da siȩ pozbyć i w sumie... to siȩ da, ale... jednak do końca życia trzeba będzie korzystać z usług psychiatrii i „tabletki na podtrzymanie“ będą już na zawsze „niezbędnikiem“, to czy nie należy siȩ ocknąć i jednak porozglądać za inną formą wsparcia? Bo przecież, jak boli nas głowa i bierzemy np. aspirynę czy paracetamol, to głowa przestaje boleć! A tu? Każą brać tabletkę, która przecież już do końca życia ma... nie „uzdrowić”.

I jak już tak zaczniemy siȩ rozglądać i doszukiwać publikacji poza-psychiatrycznych to może siȩ okazać, że psychiatria - z jej obowiązującymi teoriami - nie jest jednak tą jedyną formą obchodzenia siȩ z ludźmi, których dotknęła schizofrenia. Może faktem nagle siȩ stanie, że jedynie (skutecznie) wypiera ona inne formy obchodzenia siȩ z nią, bo przecież monopolista, to monopolista i wie, że jego monopol polega na tym, aby na światło dzienne nie dopuszczać innych teorii? Mało tego! W wielu pracach spotkacie siȩ z dowodami, że schizofrenia nie może być traktowana, jako choroba biologiczna, bo nie da siȩ w niej niczego pomierzyć według definicji samego pomiaru. Więc skąd podstawy do leczenia farmaceutycznego, które wciąż psychiatria lansuje? Dowiemy siȩ też, że to jednak nieprawda, że „tylko neuroleptyki mogą pomóc“!
Dlatego jeszcze raz: zastanówmy siȩ, zanim uwierzymy pierwszemu lepszemu psychiatrze. Przecież na pewno nie uwierzylibyśmy pierwszemu lepszemu mechanikowi, który by stwierdził, że samochód, który nam się właśnie zepsuł „będzie jeździł“ po pierwszej naprawie, ale za dwa tygodnie „znowu siȩ zepsuje“, w związku z czym już od natychmiast powinniśmy pojawiać siȩ u niego regularnie co tydzień na „naprawę podtrzymującą”. I tak już do końca życia! Czasami nawet będziemy musieli nasz samochód zostawić na tym warsztacie przez kilka tygodni, bo... zawsze może być gorzej, a inaczej siȩ nie da!

W roku 1995 niemieckie Zrzeszenie Osób Doświadczonych Psychiatrą na zlecenie magazynu specjalistycznego „Sozialpsychiatrische Informationen” przeprowadziło sondaż wśród swoich członków na temat jakości psychiatrii (źródło: P. Lehman, „Soteria und Empowerment”, 2003). Dodajmy, że było to po 20 latach od wprowadzenia w 1975 roku reform w psychiatrii niemieckiej, na które w Polsce jeszcze dzisiaj czekamy, nie wiadomo dlaczego zadowalając się jej stanem, przypominającym „niemiecką siostrę” sprzed... prawie 40 lat.

A oto, kilka wniosków tego sondażu, które niech rodzinom schizofreników pomogą w uzmysłowieniu, czego powinni szukać dla swoich bliskich, kiedy już postanowią spróbować znaleźć pomoc w psychiatrii (która to pomoc i tak będzie miała dopiero sens tylko wtedy, jeżeli będziecie każdy psychiatryczny ruch skrupulatnie obserwować i aktywnie uczestniczyć we wszystkich rozmowach pomiędzy „chorym” bliskim, a wybranym lekarzem psychiatrą):
1/ Tylko 10 proc. pacjentów twierdziło w tym sondażu, że psychiatria potrafiła im poradzić w rozwiązaniu problemów, jakie się u nich pojawiły; 90 proc. wypowiedziało psychiatrii kategoryczne „nie” wobec:
a) nagminnego urażania godności człowieka;
b) nieprzestrzegania podstawowego prawa o konieczności informowania pacjenta na temat ryzyka, związanego z leczeniem i skutkami ubocznymi;
c) braku ciepła i normalnego ludzkiego podejścia dla pacjentów;
d)braku opieki indywidualnej (intensywniejsze „towarzyszenie”, które pozwoliłoby na budowanie wzajemnego zaufania /lekarze pojawiają się u pacjenta zazwyczaj raz w tygodniu i tylko na kilkuminutową rozmowę – przyp. A.S./);
e) nagminnego stosowania przymusu, przemocy, psychofarmaków, elektroszoku, przywiązywania do łóżek;
f) lekarzy, którym wydaje się wiedzieć o pacjentach lepiej i więcej, niż oni sami.

2/ Wszyscy ankietowani domagali się natychmiastowego wprowadzenia w psychiatrii alternatywnych propozycji i pomysłów, np.:
a) alternatywne psychofarmaki, jak np. homeopatyczne;
b) wsparcie w tworzeniu projektów samopomocy;
c) uruchamianie tzw. „Domów Ucieczki” (czyli ośrodków tworzonych poza strukturami psychiatrii, bazujących na wspieraniu pacjentów w znalezieniu równowagi bez niezmiernie szkodliwych psychofarmaków i „opieki” psychiatrycznej – przyp. A.S.);
d) alternatyw wg. propozycji Moshera i Lainga;
e) uruchamianie „Miękkich pokoi” a la „Soteria” (Peeck / von Seckendorf / Heinecke 1995). („Miękki pokój” = pomieszczenie na terenie kliniki, udostępniane osobie dotkniętej w najtrudniejszych stanach psychozy/strachu; utrzymywane w jasnym, przyjemnym kolorze, z wykładziną i firankami. Wchodzenie i wychodzenie jest dobrowolne i ma dać poczucie schronienia, bezpieczeństwa, pomagać w budowaniu wzajemnego zaufania, a nie tak szkodliwego w tym stanie przekonania o bezradności i przymusie. Ma m.in. chronić przed nerwowymi sytuacjami w klinice i zapewnić spokój w otoczeniu, przypominającym mieszkanie. Meble są uniwersalne /materiały miękkie/, co pozwala na ustawianie ich według własnego upodobania – przyp. A.S.)
Autorzy wspomnianego sondażu podsumowali wyniki następująco: „Dopóki lekarze są przekonani, że za pomocą psychofarmaków muszą pacjentowi odebrać jego prawo do samostanowienia, godności, fantazji, kreatywności i ekspresywności, a ich celem jest osiągnięcie łatwej sterowalności, bezsilność i podporządkowania pacjenta, dopóty psychiatria pozostanie miejscem, w którym praktykuje się szykanowanie, dyscyplinuje i wychowuje ku tzw. normalności.”

Dodam, że to tylko niewielka część żądań i przekonań wspomnianych respondentów. Już 15 lat wcześniej pedagog socjalny Tina Stoeckle podobnie podsumowała badania wśród osób jednej z berlińskich grup samopomocy pisząc: „Dużo ważniejszym niż udostępnienie swoich kwalifikacji zawodowych jest wsparcie ludzkie, które pomaga osobie dotkniętej na odnalezienie siebie samego. Wyszukiwani muszą więc być ludzie, którzy biorą kogoś na poważnie, którzy potrafią wysłuchać, którzy posiadają w sobie ciepło, cierpliwość i tolerancję, ale też ludzie, którzy nie boją się „wariactwa”, „szaleństwa”, czy zachowań niepasujących do norm, dostrzegając w nich tylko negatywność”. (Stoeckle 1983, str. 146)

Nie wierzmy więc w uporczywie szerzone teorie psychiatrii konwencjonalnej, bo przecież w przypadku naszych bliskich nie chodzi o samochody. Akceptując psychiatryczną myśl krzywdzimy ich i zazwyczaj bezpowrotnie tracimy z nimi kontakt, prędzej czy później bezwiednie zwalając to na wyimaginowaną chorobę.

c.d.n.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto