Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skoki w Soczi: Kamil Stoch wszedł na Olimp. Fortuna: Wygrał w stylu wielkiego mistrza

Dawid Bożek
Dawid Bożek
Na ten moment czekaliśmy 42 lata. Kamil Stoch jest drugim po Wojciechu Fortunie mistrzem olimpijskim w skokach narciarskich. W niedzielę zwyciężył tak jak Małysz za najlepszych lat. Po prostu znokautował rywali.

Gdy Kamil Stoch w pierwszym skoku osiągnął 105,5 metra nagle przypomniał się konkurs mistrzostw świata na średniej skoczni z Sapporo w 2007 roku. Zawody toczyły się wtedy swoim torem, aż do chwili kiedy Adam Małysz zasiadł na belce startowej. W pierwszej serii poleciał aż o siedem metrów dalej od najgroźniejszych rywali, co już wtedy nie pozostawiało złudzeń, kto będzie bohaterem na Miyanomori. To był wtedy nokaut. I Stoch również znokautował rywali już po pierwszej próbie. Nad drugim Andersem Bardalem miał ponad sześciopunktową przewagę. W tym momencie złoty medal został już zarezerwowany dla jednego człowieka.

– Zawsze powtarzam Kamilowi, że podczas takich zawodów pierwszy skok jest najważniejszy. Musi być bomba. Nawet jeśli w drugiej próbie popełnisz błąd – masz zapas – powiedział Łukasz Kruczek. Dziś to nie była bomba. Raczej rakieta, która śmiało przecina powietrze.

Nawet choroba mu nie straszna

Kamil Stoch wywalczył złoty medal na swoich trzecich w karierze igrzyskach. Takiego obrotu spraw, powiedzmy sobie szczerze, spodziewało się większość obserwatorów skoków. Niespodzianki nie było – wygrał zawodnik, za którego zwycięstwo na igrzyskach bukmacherzy płacili najmniej. A jednak przy tego typu zawodach zawsze istnieje ryzyko, że faworyt zawodzi. Stoch długo poznawał mniejszy obiekt w Soczi – w sumie oddał na nim aż jedenaście skoków. Nieprzychylnie odnosił się do tej skoczni, ale przy okazji uspokajał, że czuje się na niej coraz lepiej. Dziś jednak ten rytm mógł zostać zaburzony. – Rano dostaliśmy informację, że Kamil jest chory. Walczyliśmy, żeby go postawić na nogi – przyznał w rozmowie z TVP Kruczek.

– Wydawało się, że w ogóle nie pójdę dzisiaj skakać. Czułem się fatalnie – stan podgorączkowy, mocny ból głowy. Jeszcze kilka godzin temu nie wyglądało to dobrze – opowiadał Stoch.

Dziś po Polaku nie było widać żadnych oznak złego samopoczucia. Pełna koncentracja do samego końca. Stocha z pantałyku nie zbił nawet słaby skok w serii próbnej, choć niektórzy zaczęli się już wtedy obawiać. – W takich konkursach najważniejsze jest przygotowanie mentalne. Nie zrobi się nic więcej niż to, co się umie – a to też trzeba pokazać – stwierdził Kamil. Pokazał prawdziwe oblicze mistrza – to, z czego przed laty słynął Adam Małysz – potrafił najlepsze próby oddać we właściwym momencie. Właśnie wtedy, kiedy będzie to najbardziej potrzebne. Tak daleko jak dziś jeszcze nie skakał. To nie było szczęśliwe zwycięstwo. To nie było zwycięstwo okraszone niewielką różnicą na mecie. To było zwycięstwo zdecydowane. Takie jak Adama Małysza w 2007 roku z Sapporo.

– Pokazał na co go stać. Nic nie jest w stanie go powstrzymać. Pierwszy skok był świetny, a w drugim jeszcze dołożył rywalom. Taka przewaga punktowa na średniej skoczni to prawdziwy nokaut. W tym momencie był w stanie dokonać tego tylko Kamil – nie krył radości Adam Małysz. „Orzeł z Wisły” w swojej karierze osiągnął tyle, ile nie udało się w przeszłości innym mistrzom olimpijskim, ale sam najcenniejszego medalu na najważniejszej imprezie czterolecia nie zdobył. Zarówno w Salt Lake City, jak i w Vancouver na drodze do złota stanął mu Simon Ammann. I choć można wciąż twierdzić, że Małysz zasługiwał na nie choćby ze względu na swoje niesamowite osiągnięcia, wiemy jedno. Drugim po Wojciechu Fortunie mistrzem olimpijskim został nie on, a Stoch. A od tego czasu minęły już 42 lata.

Dwa mistrzostwa w dwa lata

Kamil to zawodnik, którego kariera została prowadzona perfekcyjnie. W każdym sezonie startów w Pucharze Świata plasował się coraz wyżej. Nie brakowało u niego ambicji, jednak czasem zbyt przesadnie reagował na niepowodzenia, wiedząc przy okazji, że stać go na dobre wyniki. Jednak do wielkiego skakania musiał dojrzeć. Był zawsze w cieniu Małysza, ale z każdym kolejnym rokiem pracował na pozycję lidera kadry. Gdy „Orzeł z Wisły” powoli odchodził na sportową emeryturę, Stoch już rozpoczął wygrywanie zawodów. W ciągu dwóch ostatnich lat ze skoczka bardzo utalentowanego stał się wybitną postacią tego sportu. Rok temu wracał z Predazzo z tytułem mistrza świata. Jutro wieczorem odbierze olimpijskie złoto. Polski mistrz jest na absolutnym topie. Pytanie, czy można jeszcze wyżej?

Dziś w Krasnej Polanie znalazł się człowiek, któremu Polak kolejny raz spędza sen z powiek. Któremu Stoch po raz drugi zgarnia złoto najważniejszych zawodów. To Peter Prevc. Słoweniec wciąż ma w pamięci wspomniany już konkurs na dużej skoczni w Val di Fiemme, gdzie przegrał złoto o pięć punktów. Patrząc dziś na różnicę, jaka dzieliła Stocha od reszty (a była ona ponad dwunastopunktowa), trzeba powiedzieć, że Prevc dziś nie był w stanie zrobić nic ponad to.

Bardal się zaczaił

W ogóle, spoglądając na dzisiejsze podium, trzeba podkreślić, że znaleźli się na nim zawodnicy, którzy nie błyszczeli w seriach treningowych. Największym zaskoczeniem jest na pewno brązowy medal Andersa Bardala. Kiedy wczoraj razem ze swoim szkoleniowcem, Alexandrem Stoecklem, obiecywali walkę o medal, nie brakowało takich, którzy pukali się w czoło. Norweg w Soczi prezentował się solidnie, ale nie na tyle, by wzbudzić zainteresowanie obserwatorów. Być może ogólna ocena reprezentacji, która w tym sezonie nie błyszczy rzuciła cień na postrzeganie Bardala, ale on sam nie raz udowadniał, że nie można go absolutnie skreślać. Jest przecież aktualnym mistrzem świata na średniej skoczni, choć i wtedy nie uważano go za murowanego faworyta. Tymczasem Norweg przyćmił i Gregora Schlierenzauera, któremu dziś ktoś zaciągnął hamulec ręczny, i Severina Freunda, którego marzenia o medalu prysły wraz z upadkiem.

Swój cel zrealizował również Maciej Kot. Już wczoraj głośno mówił, że celuje w miejsce w pierwszej dziesiątce. Dziś to potwierdził, zajmując siódme miejsce. – Plan minimum wykonany, choć na pewno w moich skokach można było znaleźć błędy. W pierwszym skoku szkoda troszkę gorszego lądowania. Jest jednak trochę niedosytu, bo na pewno stać mnie było na lepsze miejsce. Medal był to realny – przyznał portalowi „eurosport.onet.pl” Kot. W pierwszej serii aż trzech biało-czerwonych plasowało się w czołowej „10”. Żadna z drużyn nie miała aż tylu reprezentantów w tej grupie. Drużynowo również byliśmy najlepszą nacją. Bliski świetnego wyniku był również Jan Ziobro, jednak w jego przypadku skończyło się na 13. pozycji. – To jest mała skocznia i jest tu zawsze bardzo ciasno. Do dziesiątego miejsca zabrakło mi jednego punktu. To jest niewiele – powiedział Ziobro. Tylko Dawidowi Kubackiemu nie udało się awansować do drugiej rundy.

To był niezapomniany wieczór w Krasnej Polanie. Choć wszystko potoczyło się zgodnie z planem, a emocje powoli opadają, wciąż trudno uwierzyć, że polski skoczek narciarski został mistrzem olimpijskim. To trochę tak, jak w rollercoasterze, gdzie obrazy poruszają się tak szybko, że trudno je przetworzyć. Podobnie i kariera Stocha potoczyła się tak szybko i tak pomyślnie, że już ciężko nam zapamiętać choćby wydarzenia sprzed czterech lat. Pamiętam zawody na normalnym obiekcie w Vancouver, w których Polak zajął 27. miejsce. Ciekawe, ilu wtedy widziało w nim przyszłego mistrza olimpijskiego? Teraz można zadać sobie pytanie, czy on już chce komukolwiek coś jeszcze udowadniać? Zdobył w dwa lata dwa najważniejsze trofea w karierze skoczka narciarskiego. Do kompletu brakuje mu jeszcze Kryształowej Kuli, na którą wciąż ma szansę. Tyle że przed nami jeszcze dwa olimpijskie akty. Najpierw za sześć dni na dużej skoczni, a później 17 lutego konkurs drużynowy.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto