Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Stachura czyli list do pozostałych"

Ewa Bo
Ewa Bo
Na scenie oczekują instrumenty
Na scenie oczekują instrumenty
W miniony weekend w Ośrodku Kultury Ochota w ramach comiesięcznych spotkań z twórcami i wykonawcami form literacko-muzycznych odbył się koncert poświęcony Edwardowi Stachurze.

„Stachura, czyli list do pozostałych” to muzyczna opowieść o życiu Edwarda Stachury, oparta na jego wierszach i piosenkach. Autorem scenariusza, muzyki i reżyserem widowiska jest Jerzy Satanowski. W niezwykle interesujący sposób został przedstawiony dramatyczny los i obraz tego poety otoczonego nimbem wiecznego buntownika.

Poniżej postaram się opowiedzieć przebieg tego widowiska widziany moimi oczami.

Do Ośrodka Kultury Ochota mieszczącego się na ul. Grójeckiej łatwo trafić. Przyszłam i usiadłam sobie w małej widowiskowej sali. Zastanawiałam się jaki ten koncert będzie. Chciałam przypomnieć sobie już dawno nie słyszane utwory Edwarda Stachury, zobaczyć w jaki sposób zostaną zinterpretowane i czy będą podobnie wykonane jak te zapamiętane przeze mnie przed laty? Te słuchane z kaset i usłyszane w radio.
A przede wszystkim, czy to będzie ten sam Stachura, którego poznałam czytając jego utwory?

Na scenie w półmroku oczekiwały instrumenty, z których za chwilę miały dobiec do moich uszu czarodziejskie dźwięki. Obok mnie rzędy pustych krzeseł zapełniały się osobami w różnym wieku i płci. Przyszły osoby starsze i nieco młodsze, młodzież a nawet i dzieci. Kiedy zgasły światła na scenie pojawili się wykonawcy: Aleksander Trąbczyński, Jan Janga Tomaszewski, Mirosław Czyżykiewicz
i Aleksander Perkman.

Wystarczyło kilka chwil i za ich sprawą przeniosłam się w zupełnie inne miejsce. Nie byłam już w salce teatralnej. Siedziałam w jakimś małym pomieszczeniu oświetlonym niewielką lampką. Zaprosił mnie tu spotkany po drodze nieznajomy. Powiedział, że chce tylko porozmawiać. Z początku wzbudził moją nieufność. Wyglądał tak obco w tej otaczającej mnie ciemności. Wręcz się z nią zlewał. Ot, jeden z wielu ludzi. Tych, których widzi się często na ulicy i mija bez słowa w pośpiechu. Ale było coś w jego oczach, co kazało mu zaufać.

Siedzę więc teraz razem z nim i słucham jego historii: -"Urodziłem się 18 sierpnia 1937 r. w Pont – de – Cheruy we Francji. Dzieciństwo miałem spokojne i piękne... Kiedy miałem 11 lat, rodzice doszli do wniosku, że należy opuścić słodką Francję i powrócić do jeszcze słodszej Polski... Osiedliliśmy się w ponurym miasteczku, w Aleksandrowie Kujawskim.. Tutaj skończyłem szkołę podstawową. Ponieważ wykazywałem wysokie zdolności, oddano mnie do gimnazjum w Ciechocinku... Po trzech latach przeniosłem się do liceum ogólnokształcącego w Gdyni, które ukończyłem i gdzie do tej pory otoczony jestem legendą, jak wyczytałem w tamtejszej szkolnej gazetce".

Taką opowieść snuł ten człowiek, a jego mocny i niezwykle spokojny głos rozbrzmiewał w całym pomieszczeniu. " Jeden rok włóczyłem się po Polsce napotykając wszędzie ślady wilków, a nigdy ich samych". Czy on doprawdy ma na myśli zwierzęta? Czy raczej chodzi mu o ludzi? Tak często da się zauważyć, że człowiek człowiekowi wilkiem. - Wiesz co, powiedział do mnie - to "moja wyobraźnia pozwala zapomnieć o pustym żołądku i wagonach, w których sypiam... Wyobrażam sobie mój pokój, śniadanie i gitarę...Najchętniej, to bym spał i spał a potem grał".

Przerwał na chwilę i spojrzał w okno. A mnie tysiąc różnych myśli przelatywało przez głowę. Zastanawiałam się nad jego i nad swoim życiem. I czułam z każdą mijającą minutą jakbym znała go od dawna, jego samego i każdą chwilę z jego życia. Niebawem usłyszałam znów jego głos i takie słowa. I mówił tak jeszcze bardzo, bardzo długo. I na różne tematy. Widziałam już nie tylko jego postać zewnętrzną ale także jego duszę. Wnętrze Człowieka, którego dotykały różne dramatyczne przeżycia a, który potrafił znaleźć piękno w małych codziennych rzeczach.

Niepostrzeżenie upływał czas, a za oknem dał się słyszeć gwizd nadjeżdżającego pociągu i miarowy stukot kół. Powoli minęła nas "Biała Lokomotywa"", która z krainy cieni i mroków zawiozła do żywego świata. " Niech żyje życie" powiedział patrząc na mnie i uśmiechając się. I to były jego ostatnie słowa. A potem wstał i zniknął tak nagle jak się pojawił.

Ja zaś wraz z końcem spektaklu wróciłam z tej podróży, z krainy Edwarda Stachury, do rzeczywistości. Jednak zostanie ona na zawsze w mojej pamięci. Dziękuję tym, którzy mnie w tę podróż zabrali, a więc wszystkim wykonawcom, a przede wszystkim pomysłodawcy i zarazem reżyserowi tego koncertu panu Jerzemu Satanowskiemu.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto