Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Syryjski przyjaciel z Aleppo

Michał Wójtowicz
Michał Wójtowicz
Portret prezydenta Syrii na drzwiach prywatnego domu.
Portret prezydenta Syrii na drzwiach prywatnego domu.
Aleppo to duże miasto, w którym łatwo się zgubić. Na szczęście spotkałem miejscowego studenta, który odkrył przede mną jego atrakcje.

A miało być tak pięknie. Według przewodnika dworzec autobusowy w Aleppo znajduje się tuż obok taniego hotelu, w którym chcę spędzić kilka dni. Tymczasem wysiadam na nowo wybudowanym dworcu na obrzeżach miasta. Jak mam się stąd teraz dostać do centrum 2,5-milionowej metropolii?

W czasie małego spaceru wokół dworca trafiam na pętlę lokalnych autobusów. Próbuję zagadnąć kierowców. Przypuszczam, że nie znają angielskiego i ciężko będzie im wytłumaczyć mój problem. Wobec tego jak mantrę powtarzam tylko dwa słowa: Hotel Baron. To słynny i drogi hotel, w którym gościły niegdyś takie sławy jak Theodore Roosevelt czy Agatha Christie.

Oczywiście nie stać mnie na to, by się w nim zatrzymać, ale łatwo mi już będzie stamtąd dotrzeć do celu. Kierowcy o dziwo mówią po angielsku i upewniają się, czy chcę się dostać do hotelu Baron. Tłumaczę im, że wystarczy, jeśli znajdę się w centrum miasta. Wobec tego mężczyźni pakują mnie do jednego z autobusów i instruują konduktora, by dał mi znać, kiedy mam wysiąść.

Po półgodzinie konduktor daje mi znak, więc opuszczam autobus. Na chodniku dopada mnie dwóch mężczyzn, którzy chcą mi pomóc w znalezienie hotelu. Biorę ich za naganiaczy i tylko przytakuję, gdy pokazują, w którym kierunku powinienem się udać. Na koniec mężczyźni ruszają w swoją stronę. Okazuje się, że byli to zwykli przechodnie, którzy z życzliwości chcieli pomóc zagubionemu turyście.

Spotkanie

Mam problemy z orientacją w mieście. Ze strapioną miną przeglądam przewodnik i drapię się po głowie. Nagle zaczepia mnie miejscowy student, który oferuje swoją pomoc. Pytam się o drogę do upatrzonego przeze mnie hotelu. Student z uśmiechem mówi, że zna to miejsce i może mnie do niego zaprowadzić.

Po chwili jesteśmy w hotelu. Student przedstawia się jako Ibrahim i mówi, że z chęcią pokaże mi miasto, bo rozmawiając ze mną ma okazję podszlifować swój angielski. Zgadzam się, ale po doświadczeniach w Chinach sceptycznie podchodzę do tej propozycji. Jak się później okazało niesłusznie. Oprócz tego, że Ibrahim był świetnym przewodnikiem po miejscowych zabytkach, to pokazał mi również dobre kantory, tanie i smaczne jadłodajnie, targował dla mnie uczciwe ceny na bazarach i pomógł mi kupić bilet do Turcji.

Państwo policyjne

Ponieważ nadeszła pora modłów, więc Ibrahim jako pobożny muzułmanin chce się pomodlić. Z braku lepszego miejsca robi to w wynajętym przeze mnie pokoju. Przez chwilę klęczy na dywanie i bije pokłony szepcząc słowa modlitwy. Gdy wychodzimy z hotelu słyszę jak portier przywołuje do siebie Ibrahima. Rozmawiają po arabsku, ale widzę, że rozmowa nie jest przyjemna. Na zewnątrz pytam się Ibrahima o co chodziło. Mówi, że portierowi nie spodobało się, że wszedł do mojego pokoju. Poza tym kontakty Syryjczyków z obcokrajowcami nie są przez tutejsze władze mile widziane. Dlatego jeśli na ulicy zatrzyma nas policjant to dla oszczędzenia mu problemów powinienem przedstawić go jako swojego przyjaciela.

Obawy Ibrahima nie są bezpodstawne. Syria to państwo policyjne, które surowo karze występki swoich obywateli. Dla turysty z zagranicy ma to na ogół plusy, bo może być pewien, że nikt go nie okradnie, ani nie napadnie na ulicy. Jedyne niedogodności z jakimi musi się liczyć to blokada "rewolucyjnych" stron internetowych, takich jak Facebook, Youtube, czy Twitter (choć właściciele kafejek internetowych chętnie pomogą obejść zabezpieczenia). Jednak Syryjczyk musi się liczyć z tym, że za swój występek, np. krytykę prezydenta, trafi na komendę policji, gdzie funkcjonariusze torturami wymuszą na nim przyznanie się do winy.

W meczecie

Ibrahim zabiera mnie do najważniejszego zabytku w Aleppo, czyli Wielkiego Meczetu. Świątynia została ufundowana około 715 r. przez jednego z kalifów. Podobno znajduje się w niej głowa Zachariasza, ojca św. Jana Chrzciciela.

Przed wejściem na teren meczetu muszę wypożyczyć szatę zasłaniającą nogi i ręce oraz zdjąć sandały. Trafiam na dziedziniec z fontannami, w których należy się oczyścić przed przystąpieniem do modlitwy. Sala modlitw jest pełna ludzi. Największa grupa gromadzi się przy miejscu spoczynku głowy Zachariasza.

Ponieważ nie nadeszła jeszcze pora modłów (inaczej nie mógłbym wejść do meczetu), więc większość osób zachowuje się swobodnie, leży na dywanie, rozmawia, śmieje się albo bawi komórką. Wszystko przez to, że dla muzułmanów meczet to tylko sala zbiorowej modlitwy, a nie święte miejsce.
Na zewnątrz Ibrahim wdaje się ze mną w dyskusję o wyższości Koranu nad Biblią. Akurat religia to ostatni temat na jaki mam ochotę z nim rozmawiać. Wynika to z tego, że muzułmanie traktują wersety Koranu jako słowa Allaha, których nie można podważyć. Bo przecież Allah nie mógł się mylić. W takiej sytuacji dyskusja o np. prawdziwości teorii Darwina jest bezsensowna. Przecież z Koranu wynika, że człowieka stworzył Allah.

Ta, zdawałoby się ciekawostka, ma spore konsekwencje dla Bliskiego Wschodu i reszty świata. Brak krytycyzmu u muzułmanów zabija w nich kreatywność, zmusza do uległości i zaprzeczania faktom. Odbija się to na nauce w szkołach państwowych. Dla przykładu student w Egipcie nie może wątpić w kwalifikacje profesora, choćby zadając mu pytanie, jego nauka sprowadza się do zakuwania na pamięć materiału, który jest filtrowany pod względem zgodności z Koranem (zwłaszcza w naukach ścisłych).

Warto zauważyć, że zupełnie inny model nauki praktykuje się w jesziwach, żydowskich szkołach religijnych. Tam z kolei panuje totalna anarchia, nie ma sztywnego podziału na lekcje, uczniowie mają mnóstwo swobody, a spieranie się z nauczycielem nie jest zabronione, a wręcz wymagane. Zapewne ten pobudzający kreatywność model nauki to jedna przyczyn faktu, że tak wielu noblistów jest pochodzenia żydowskiego, a Izrael stał się silnym i dostatnim państwem. Tymczasem autorytarne szkolnictwo w sąsiadujących krajach arabskich umacnia panujące w nich dyktatorskie rządy i gospodarczy marazm.

Wieczór

Dzień kończymy w cukierni, gdzie za grosze kupujemy pyszne lody w mleku. Niezależnie od tego, co pokazują filmy, większość muzułmanów w Syrii to gościnni i życzliwi ludzie. Wystarczy zaakceptować ich przeczulenie na punkcie Koranu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto