Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Woźniak: "Najważniejsza jest dla mnie pogoda ducha"

Redakcja
Pamiątkowe zdjęcie z Tadeuszem Woźniakiem
Pamiątkowe zdjęcie z Tadeuszem Woźniakiem z arch. prywatnego Adam Sęczkowski
14 stycznia w Muzeum Miasta Łodzi na zaproszenie Fundacji „Połączeni Pasją” ze swoim recitalem wystąpił Tadeusz Woźniak. Po występie udało się zamienić kilka słów z artystą. Oto co powiedział specjalnie dla czytelników.

Panie Tadeuszu. Dziś wystąpił Pan w Łodzi na zaproszenie Fundacji „Połączeni Pasją”. Wiem, że Pan również jest związany z Fundacją „Pociechom”, która zajmuje się rehabilitacją dzieci. To piękne, że pomaga Pan innym ofiarując swój talent i cząstkę siebie.
- Ja i moi współpracownicy (rodzina), uczestniczymy w bardzo wielu koncertach, które mają jakiś cel społeczny. Są różne cele jak np. rehabilitacja dzieci, opieka nad niepełnosprawnymi czy też opieka nad artystami, którzy potrzebują pomocy, jak w tym przypadku. Tych koncertów w ciągu roku dajemy sporo. Raczej nie odmawiamy, jeśli wiemy, że fundacja nie jest „fasadą” dla jakiegoś lansu, bo znam też organizacje, które mają głównie na celu wypromowanie prezesów i wprowadzenie ich na salony. W przypadku Fundacji „Połączeni Pasją” nie ma o tym mowy.

Cofnijmy się o kilkanaście lat. W latach 70. i 80. na Zachodzie gwiazdy otrzymywały niewiarygodnie wysokie honoraria. Wielu polskich artystów zdecydowało się opuścić nasz kraj i wyjechało np. do USA. Czy nie myślał Pan wówczas o wyjeździe do „raju za oceanem”?
- Z jedną tylko poprawką; te wielkie honoraria otrzymywali topowi artyści ich, a nie nasi. Zdarzyło się kilka razy, kiedy polscy artyści weszli na rynek zachodni. Jest to Michał Urbaniak z Urszulą Dudziak, Basia (Trzetrzelewska – przyp. red.), która zanim wyjechała śpiewała w Alibabkach i nagrywała z nimi płyty i tak na dobrą sprawę nie za bardzo wiem co dalej powiedzieć (śmiech). O sukcesie decyduje to, czy ktoś kupuje Twoje płyty, czy stacje radiowe je grają - i wtedy dopiero ma to jakieś znaczenie.

A nie miał Pan w tamtych czasach przebłysku, aby spróbować swojej kariery za oceanem?
- Tego nie da się zrobić, jeśli się nie poświęci temu życia. Nie da się tego zrobić z Polski. By coś takiego się stało, musiałbym podjąć decyzję o emigracji. Nigdy nie chciałem być "emigrantem", a życie „okrakiem” tu i tam jednocześnie rzadko przynosi jakiekolwiek rezultaty i właściwie „morduje” człowiekowi poczucie bezpieczeństwa.

Podczas każdego Pańskiego występu bije od Pana prawda i widać, że śpiewa Pan z dna swojej duszy, jak np. Bułat Okudżawa. Jak Pan myśli; czy ktoś kiedyś będzie z taką pasją słuchał Feel'a czy Dody, jak teraz część młodzieży słucha Woźniaka, Grechuty czy Niemena?
- Myślę, że wielbiciele tych artystów; Ci, którzy teraz są młodzi, zapewne w wieku podeszłym też będą wspominać z sentymentem ulubionych wykonawców ze swojej młodości. Nie stawiałbym takiej sztywnej granicy. Każdy lubi co innego.

Nie mógłbym nie zapytać o moją ulubioną piosenkę pt. „Smak i zapach pomarańczy”, która pozytywnie mnie nastraja i którą często śpiewam sobie w zaciszu domowym. Autorem słów jest Bogdan Chorążuk i w zasadzie do niego powinno się skierować to pytanie, ale czy może Pan wie i zdradzi, w jakich okolicznościach powstał tekst wspomnianego przeboju?
- Przyznam, że nie wiem, w jakich okolicznościach on powstał. Bogdan Chorążuk był niezwykle „płodnym” autorem i w okresie naszej współpracy pisał bardzo wiele tekstów, z których ja
wybierałem to, co chciałbym zaśpiewać. W grubych teczkach Chorążuka znalazłem także „Smak i zapach pomarańczy”.

Czy po ponad czterdziestu latach pracy na scenie dobrym prezentem dla Tadeusza Woźniaka byłby wehikuł czasu czy raczej czasowstrzymywacz?
- Ani jedno, ani drugie, niech wszystko biegnie naturalnie. Za nic bym nie chciał cofać się do tego, co było. Co było, to było i - kropka.

Wystąpił Pan w kilku odcinkach popularnego serialu „Plebania”. Czy chwycił Pan przysłowiowego „bakcyla” gry aktorskiej?
- Nie. Jestem po prostu związany z tym serialem od początku. Nie mogłem odmówić. Aktorem nigdy byłem, nie jestem i nie będę.
Jaka jest Pańska naczelna dewiza życiowa?
- To jest bardzo trudne pytanie, więc muszę odpowiedzieć „unikiem”. Najważniejsza jest dla mnie pogoda ducha.

Co Pan robi, aby żyć w zgodzie z własnym sumieniem?
- Odpowiem krótko; lubię robić to, co lubię i lubię robić tak, aby innym było dobrze.

Ma Pan w repertuarze mnóstwo sentymentalnych ballad. Jakie sentymentalne przedmioty posiada Pan w swoim domu? Zdjęcia z przed lat, listy?
- Mam mnóstwo pamiątek z przeszłości, ale nie jestem jeszcze w takim wieku, abym spędzał czas na przeglądaniu starych albumów, ale myślę, że taki moment kiedyś przyjdzie. (śmiech)

Na każdym etapie życia są marzenia. Jakie są Pana w tym momencie?
- Chciałbym jak najdłużej móc pracować. Nie marzę o tym, o czym wielu sobie marzy, żeby jak najwcześniej iść na emeryturę.

Życzymy w takim razie tego i mamy nadzieję jeszcze wielokrotnie wysłuchać Pana nowych piosenek jak i tych przebojów sprzed lat.
- Dziękuję i pozdrawiam.

Dziękuję za rozmowę.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto