Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tam kiedyś była Polska - wycieczka do Wołkowyska

Bartłomiej Krawczyk
Bartłomiej Krawczyk
Cerkiew w centrum miasta.
Cerkiew w centrum miasta. Bartłomiej Krawczyk
Będąc na Białorusi miałem okazję zobaczyć, jak naprawdę wygląda ten kraj. Nie jest on taki, jakim kreują go polskie media. A więc jak jest na obszarach dawnej II RP? Przeczytajcie koniecznie!

Poniedziałek. Dochodzi godzina 20 czasu polskiego. Polsko-białoruskie przejście graniczne w Bobrownikach. Nareszcie zostaliśmy wpuszczeni do Republiki Białorusi. W końcu! Ale nie było łatwo. Musiałem czekać całe trzy godziny. Czemu tak długo? Zanim wjedzie się do tego państwa trzeba wypełnić kilka różnych deklaracji, z których prawie wszystkie są po rosyjsku (wyjątkiem jest karta migracji, która jest także w angielskiej wersji językowej). Gdyby nie obecność Babci, która kiedyś nauczyła się tego języka, ciężko byłoby wypełnić potrzebne druczki. Koniec końców, udało się.

Celem naszej rodzinnej eskapady był Wołkowysk (Volkovysk/Wavkavysk). Jest to miejscowość z ok. 48 tysiącami mieszkańców, a pierwsze wzmianki o niej pochodzą z roku 1005. Dlaczego akurat to miasto? Ponieważ "połknęło" ono Grudy - małą wioskę, z której pochodzi moja Babcia. To dla niej została zorganizowana ta wyprawa. Mieszkając w Zgorzelcu Babcia nie ma zbyt często okazji by powrócić do swojej małej ojczyzny. Ostatni raz w rodzinnych stronach była 20 lat temu. Dla mnie była to pierwsza taka podróż. Ale warto było.

Pierwsza rzecz, jaka zwraca naszą uwagę tuż po przekroczeniu granicy, to ogromna przestrzeń. Droga z Bobrownik do Wołkowyska jest w bardzo dobrym stanie, nie ma na niej praktycznie ruchu, a dookoła widać rozległe pola, w oddali piękne, gęste,zielone lasy i sporadycznie małe, drewniane, kolorowe, stare (pamiętające zapewne czasy, kiedy ziemie te należały do Polski) domki, w większości chyba opuszczone. Od czasu do czasu zobaczyć można małe lecz kolorowe i zadbane przystanki autobusowe. Jako, że cel naszej podróży nie jest daleko od granicy, szybko dojechaliśmy na miejsce, znaleźliśmy odpowiedni adres, przywitaliśmy z rodziną i... poszliśmy spać.

Wstać, czy może jeszcze poleżeć? Odwieczny dylemat. Jednak pianie koguta przekonało mnie, że lepiej zdecydować się na pierwszą opcję. Wybraliśmy się do miasta, aby zrobić niezbędne zakupy. Jedziemy autobusem. Połączeń z obrzeży do centrum jest bardzo dużo - autobusy jeżdżą co 10, 25 minut. Nie ma jednak mowy o jeździe na gapę. W każdym pojeździe jest pani ubrana w żółto-pomarańczowo-niebieską kamizelkę, która podchodzi do nowych pasażerów i bierze od nich gotówkę za bilet. Główne drogi w mieście są w dobrym stanie, jednak gdy kierowca zjeżdża na mniej uczęszczane ulice, jest zmuszony slalomem omijać dziury w jezdni.

Samo miasto można (ze względu na wygląd) podzielić na 3 strefy: duże zakłady przemysłowe na obrzeżach, ładne, europejskie wręcz centrum miasta oraz na dawne wioski, które zostały przyłączone do miasta - tam z kolei przeważają opisane wcześniej domki.

Ale wracając do zakupów. Na Białorusi nie brakuje zwykłych, znanych nam dobrze samoobsługowych sklepów. Jest ich naprawdę dużo. Nie brakuje w nich znanych nam dobrze towarów "zachodnich" jak Coca Cola czy też chipsów lub batonów. Ceny żywności są zbliżone do tych w Polsce (1 zł = 1000 rubli więc można łatwo przeliczyć). Za naszą wschodnią granicą dużo taniej można jednak kupić papierosy (3x taniej), benzynę, czy wódkę. Droższe są natomiast artykuły elektroniczne. I jeszcze jedna uwaga, taka bardzo osobista. Jeśli nie znamy rosyjskiego, lepiej kupować napoje typu Cola, Sprite itp. Ja czekając na autobus kupiłem w kiosku pierwszą lepszą wodę, która wyjątkowo nie przypadła mi do gustu.

Środę poświęciliśmy na spacer po mieście. Bardzo ładnym mieście. Mieście, które nie różni się zbytnio od polskich miast. Są bloki, jest naprawdę dużo zieleni, mnóstwo różnych sklepów. Na centralnym placu miasta można zobaczyć coś, co dobitnie pokazuje, że był tam kiedyś Związek Radziecki. To pomnik Lenina. Lenin dawno umarł, ZSRR się rozpadł a posąg dalej stoi. Czemu? Podobno nie ma pieniędzy na rozbiórkę…

Zostawmy jednak ten nieszczęsny pomnik. Na drugim końcu tego samego placu znajduje się piękna fontanna, przy której wolny czas spędzają mieszkańcy miasta, a także pomnik wilka, symbolu miasta.
Po zwiedzeniu centrum miasta przyszedł czas na zobaczenie terenów, na których dzieciństwo spędziła kochana Babcia. Jednak przez ostatnie 20 lat wiele się zmieniło. Pola uprawne, których wiecznie było za mało, zamieniły się w nieużytki. Łąki, na których niegdyś pasły się krowy, pozarastały, ponieważ nie ma już tam zwierząt, które skubałyby trawkę. Rzeka, Roś, 2 dekady temu czysta, teraz jest bardzo brudna (co jednak nie zniechęca młodzieży do kąpieli). Drewniane, kolorowe domy zostały opuszczone i niszczeją. Te, w których nadal ktoś mieszka nie mają kanalizacji. "Wychodki" nie są niczym specjalnym. Miasto pochłonęło wioskę, jednak, poza doprowadzeniem wodociągu, pozostawiło te obszary bez jakichkolwiek inwestycji. Okolica straciła swój urok.

Czwartek (podobnie jak sobota i niedziela) jest w Wołkowysku dniem targowym. Wybieramy się zatem na bazar i…. nie jesteśmy niczym zaskoczeni. Wszystko jest podobne do tego, z czym mam do czynienia w Ostrowie. Kupić można więc towary ze znanym na całym świecie dopiskiem "Made in China" czy plecaki z bohaterką Disney’owskiego serialu - Hannah Montana. Ciężko z kolei kupić tradycyjną matrioszkę. Jestem lekko zdruzgotany tym faktem, ale... nic nie mogę na to poradzić. Miejscowym to niepotrzebne, turystów jest niewielu. W sumie też bym ich nie sprzedawał.

Ostatni dzień naszego pobytu to odwiedziny u dalszej rodziny, a dla mnie czas na podsumowanie wyjazdu. Białoruś jest krajem, który być może, jest trochę zacofany technologicznie. Ale trochę. Po ulicach jeżdżą samochody dobrze znane z naszych dróg. Tak jak wszędzie na świecie, także tam sprawdza się zasada, że jeśli ma się dużo pieniędzy, to można żyć dostatnie. Wbrew temu co się w Polsce próbuje nam wmówić, polityka nie ma aż tak dużego wpływu na życie ludzi. OK., ktoś zarabia 500 zł, a ktoś inny 2000 zł, ale to wystarcza na opłacenie niezbędnych rachunków i wyżywienie. Rozmawiałem o tym, więc wiem. Ponadto, niezbyt bogaty, powiedzmy "zwykły Kowalski", Białorusin uważa, że Łukaszenko zaczyna wprowadzać ważne reformy. Nie tak jak u nas w latach 80., kiedy wszystko potoczyło się błyskawicznie. Nie. Na Białorusi przemiany są stopniowe, powolne, "step by step" - jak mawiał Leo.

Wyjazd do Polski następuje ok. 9. Żal odjeżdżać, naprawdę. Ale z drugiej strony chęć powrotu do Polski jest duża. No i w końcu wiza nie jest ważna w nieskończoność. Ostatni raz mam okazję podziwiać piękne białoruskie krajobrazy. Postój na granicy jest o wiele krótszy niż przy wjeździe. Jeszcze tylko ostatni szlaban zostanie podniesiony i… jestem w Polsce!

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto