Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tragedia nieśmiałości

Marcin Bobiński
Marcin Bobiński
Plakat filmu "Cztery noce z Anną"
Plakat filmu "Cztery noce z Anną"
"Cztery noce z Anną" to skromne, a jednocześnie wielkie kino. Jeden z najbardziej znanych w Europie polskich reżyserów Jerzy Skolimowski powraca po 17 latach milczenia w świetnym stylu.

Polskie kino jak większość kinematografii na świecie zazwyczaj upatruje swojej szansy w naśladowaniu amerykańskich wzorców. Na szczęście nie wszyscy chcą kręcić "Poranki kojota" czy inne produkty filmopodobne. Na pewno nie należy do nich Jerzy Skolimowski. Jest jednym z nielicznych Polaków w branży filmowej, których nazwisko jest rozpoznawane. Zaczynał jako scenarzysta, aktor i reżyser w latach 60. stając się szybko uznanym twórcą, wiązanym przede wszystkim z Nową Falą. Dziś ponad 70-letni Skolimowski nie angażuje się już tak mocno w kino - niczym słynny amerykański reżyser Terence Malick reżyseruje jeden film na kilkanaście lat, a pozostały czas spędza przede wszystkim malując w swojej leśniczówce na Mazurach, gdzie już na dobre przeprowadził się z Malibu. Poprzednim filmem Skolimowskiego było zrealizowane w 1991 roku "Ferdydurke", które sam reżyser uznał za średnio udane. Jak mówił w licznych wywiadach przy okazji premiery "Czterech nocy z Anną" czekał po prostu na scenariusz, który będzie chciał zrealizować.

Zarys fabuły "Czterech nocy z Anną" powstał w ciągu sześciu dni, kiedy Skolimowski goniony przez terminy miał do wyboru albo dostarczyć scenariusz, albo zwrócić producentowi zaliczkę. Na szczęście wybrał to pierwsze. W ten sposób powstał piękny w swojej prostocie film o uczuciach. Tłem akcji jest mazurskie miasteczko (film kręcono w Pasymiu i Szczytnie), urocze nawet, gdy brzydkie, a jednocześnie wydające się być zupełnie inną rzeczywistością od naszej codziennej - na myśl przywodzi mi świat przedstawiony w "Zmruż oczy" Jakimowskiego, chociaż na pewno bardziej ponury. Pracujący w przyszpitalnej spalarni odpadów Leon Okrasa (Artur Steranko) z oddali obserwuje i śledzi pielęgniarkę Annę (Kinga Preis). Początek filmu zdaje się sugerować, że oglądamy thriller - bohater kupuje siekierę, pali w piecu odrąbaną rękę, nocą podgląda kobietę. Ale to tylko igranie z widzem, bo tak naprawdę Leon to nie psychopatyczny morderca, ale chorobliwie wręcz nieśmiały, zakochany mężczyzna. Obserwuje Annę z daleka, by w końcu wymyślić sposób na zbliżenie się do niej. Sposób nietypowy - dosypuje kobiecie do cukru środek nasenny, by w nocy wkraść się do jej pokoju i... po prostu z nią być. Wychowany na kliszach współczesnego kina widz spodziewałby się tu pewnie wątku erotycznego, ale Skolimowski znów zaskakuje, bo ucieka od cielesności, by skupić się na uczuciach.

Są w tym filmie wątki, moim zdaniem, niepotrzebne, szokujące brutalnością, ale rozumiem zamysł reżysera, by uwypuklić kontrast między czystością uczucia a bezwzględnością otaczającego świata. Na szczęście są też sceny, które są prawdziwym majstersztykiem. Dialogów w "Czterech nocach z Anną" jest niewiele, co aktorom daje okazję do pokazania swojego kunsztu, a reżyserowi do budowania pięknych plastycznych obrazów. Scena, w której Leon przyszywa guzik do pielęgniarskiego fartucha Anny, to przepiękne nieme wyznanie miłości. Z kolei chwila, kiedy bohater usiłuje wydobyć spomiędzy szczelin podłogi pierścionek, który przyniósł Annie, to moment przejmujący, chyba najlepiej oddający tragedię bohatera, a jednocześnie siłę jego uczucia. Czułość łatwo zamienić w czułostkowość i pretensjonalny banał - tu jest od tego bardzo daleko.

"Cztery noce z Anną" na pewno nie byłyby filmem tak udanym, gdyby nie odtwórcy głównych ról. Kinga Preis to marka sama w sobie - wybitna wrocławska aktorka teatralna, która w filmie nie pojawia się często, ale jeśli już widzimy ją na ekranie, to z pewnością będzie świetna. Od debiutu w spektaklu Teatru Telewizji (tytułowa "Kasia z Heilbronnu" w dramacie Heinricha von Kleista w reżyserii Jerzego Jarockiego) starannie dobiera role i jej kreacje (m.in. w "Ciszy", "Komorniku" czy "Statystach") to zawsze najwyższa klasa aktorska. Zresztą nawet w komercyjnych produktach takich, jak "Nigdy w życiu" potrafi stworzyć udane epizody, nie zniżając się do poziomu serialowego. Ktoś pół żartem, pół serio zauważył, że w filmie Skolimowskiego Preis przede wszystkim śpi. Można by w tym samym tonie odpowiedzieć, że wielu aktorów nie potrafi tak grać, jak Kinga Preis potrafi spać. Skąpe dialogi pozwalają jej zaprezentować pełnię możliwości aktorskich, po prostu wspaniały warsztat.

Odkryciem dla szerokiej publiczności będzie z pewnością Artur Steranko. Piszę "dla szerokiej publiczności", bo jako olsztynianin mam przyjemność od kilkunastu lat oglądać go na scenie Teatru im. Stefana Jaracza i nie jest dla mnie zaskoczeniem jego kreacja. Sam Skolimowski mówi, że wybrał Sterankę do roli Leona, bo on Leonem po prostu jest, a inni aktorzy musieliby tę postać zagrać. I rzeczywiście Steranko na ekranie jest, a nie gra. Świetnie obsadzony jest absolutnie wiarygodny w roli nieśmiałego, nieporadnego Leona, a teatralne doświadczenie procentuje niemal w każdej scenie. Wolny od telewizyjnej maniery Steranko pozwala uwierzyć w opowiadaną historię i zidentyfikować się z postacią, która przecież wywodzi się z zupełnie innego środowiska niż widz "Czterech nocy z Anną". To dzięki warsztatowi olsztyńskiego aktora odczuwamy i tragizm losów Leona, i potężną siłę uczucia, jakim darzy Annę, i szczęście, które daje mu miłość.

Podsumowując krótko: może reżyserzy powinni kręcić jeden film na 17 lat? Skolimowskiemu wyszło prawdziwe dzieło, przywodzące na myśl najlepsze tradycje kameralnego kina europejskiego i mam nadzieję, że zostanie u nas właściwie docenione.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto