Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tropikalna szkoła przetrwania. Jak żyć bez lodówki i wentylatora

Pleciuga Łazowska
Pleciuga Łazowska
Za chwilę zabraknie skali... Na moim zaokiennym termometrze jest 43 stopnie. Ten termometr jest na "lodówkowy".
Za chwilę zabraknie skali... Na moim zaokiennym termometrze jest 43 stopnie. Ten termometr jest na "lodówkowy". foto: Ewa Łazowska, zdjęcie wykonane komórką.
Piekło tropikalnych upałów sprawia, że człowiek najchętniej schowałby się do lodówki i dodatkowo włączył wentylator. Aby jednak korzystać z tych dobrodziejstw cywilizacji, obowiązkowo posiadać trzeba w domu sprawne urządzenia, dostarczające energię elektryczną...

Wiadomo powszechnie, że sprawna lodówka w ciężkie upały to połowa sukcesu w walce o przetrwanie tej, jakby nie było, ekstremalnej sytuacji pogodowej. A jeśli do tego jest w domu wentylator, czyli mieszacz gorącego powietrza - to pandemonium upalne można jakoś przetrzymać.

Złośliwość przedmiotów martwych?

Gorzej jest gdy złośliwość przedmiotów martwych - w tym konkretnym przypadku urządzeń energetycznych, doprowadzających prąd do naszych mieszkań, uniemożliwia nam korzystanie z tych dobrodziejstw cywilizacji.
Ale do rzeczy. Gdy w sobotnie popołudnie temperatura na moim, zaokiennym termometrze wskazywała 40 stopni C., a ja zapragnęłam napić się czegoś zimnego - stwierdziłam, że moja lodówka... przestała pracować. W pierwszej chwili pomyślałam sobie, że urządzenie chłodzące po prostu odpoczywa po dostarczeniu kolejnej porcji zimna. Czas mijał, a lodówka nie zamierzała ruszyć z miejsca. Zaniepokojona - sprawdziłam, czy przypadkiem któryś z moich kotów nie przegryzł kabla doprowadzającego prąd z gniazdka do lodówki. Wszystko niby było w porządku, a lodówka w dalszym ciągu stała martwym bykiem.

Jako człowiek dociekliwy i uparty - ustaliłam w końcu przyczynę "martwoty" lodówki. Okazało się, że tzw. gniazdko wtykowe odmówiło współpracy z przewodem lodówkowym, choć - jak skonstatowałam na podstawie iskrzenia - "prund" w gniazdku był. Wzywanie elektryka z ogłoszenia i do tego w sobotni wieczór, mijało się z celem. Jak wyczytałam w internecie - koszty naprawienia awarii w dni wolne od pracy są niebotyczne.

Pozostało mi tylko zastosować szkołę przetrwania, czyli na fachowca spółdzielnianego poczekać do poniedziałku. Póki co, w kranach jeszcze nie brak zimnej wody dla ochłody i to jest bardzo budująca informacja.

Nieszczęścia chodzą parami

Człowiek przezorny podobno zawsze ubezpieczony, więc gdy temperatura powietrza w moim mieszaniu w to niedzielne popołudnie
zaczęła kompletnie wariować - przypomniałam sobie, że w szafie mam... wentylator i do tego prawie nowy. Z radością wyciągnęłam to przydatne na upały urządzenie, włączyłam do sieci... i dupa blada. Wentylator (nota bene produkcji chińskiej) ani drgnął. "Prund" w mieszkaniu posiadam, więc sytuacja była coraz bardziej intrygująca, a nawet zaczęła być niemiła. Bubel wentylatorowy widocznie postanowił solidaryzować się z moim kuchennym gniazdkiem wtykowym. I nie ma w tym nic dziwnego. Lodówka, zasilana z tego gniazdka, też jest produkcji chińskiej.

A poza tym wszystko gra i buczy

A poza tym wszystko gra i buczy i ma się w te upały całkiem dobrze. Moja
sąsiadka nie przejmuje się upałami. Od rana uprawia seks ze swoim narzeczonym. Skąd o tym wiem? Co prawda, gniazdko wtykowe w moim mieszkaniu odmówiło posłuszeństwa, wentylator też, ale za to w ramach rekompensaty mam w mieszkaniu świetną akustykę. Dobre i to. Jakby nie było - szkoła przetrwania ma czasami różne oblicza.

Znajdź nas na Google+

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto