Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tyler Hamilton ukończył "Wyścig tajemnic". Recenzja

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Materiały prasowe
To brutalnie szczera opowieść, obnażająca najbardziej ekskluzywny kolarski produkt. Jeśli ktoś wierzył, że rywalizacja na szosach może być wolna od rywalizacji w laboratoriach medycznych, zmuszony będzie znaleźć sobie inny przedmiot kultu.

Hamilton (piórem dziennikarza sportowego Dana Coyle'a) podchodzi do przyciemnego konfesjonału. Klęka, pochyla głowę i zaczyna spowiedź. Wyznaje swoje winy, ale nie szuka przebaczenia i usprawiedliwienia. Chce jedynie, żeby zrozumiano jego motywy.

Jesteś kolarzem. Przemierzasz rocznie dystans równy równikowi w tempie motocyklisty. Twoje stawy wołają o odpoczynek, mięśnie rozpalone są niczym gorące żelazo. Serce podchodzi ci do gardła, ale nie dajesz za wygraną. Poświęciłeś swoje najlepsze lata, by przekroczyć linię mety.

Z czasem wstępujesz na kolejny szczebel drabiny marzeń. Dostałeś angaż w grupie zawodowej, czyli klucze do wyśnionego przez siebie świata. Teraz dbasz o to, żeby w nim pozostać. Startujesz w najważniejszych imprezach, w tym upragnionym Tour de France, wyścigu wyścigów. Docierasz do granic fizycznych możliwości, twój organizm zaczyna przypominać wrak. Ale widzisz, że trening nic nie daje. Że podczas poszczególnych etapów inni wyprzedzają Cię z uśmiechem na ustach, gdy ty jedziesz na 100 proc. mocy z grymasem bólu na twarzy. Wtedy zdajesz sobie sprawę, że coś jest nie tak. Powoli odkrywasz rzeczywistość, której nie chciałeś dopuścić do świadomości.

W ten sposób Hamilton, były kolarz m.in. US Postal, podobnie jak cała czołówka cyklistów przełomu wieków, stanął przed dylematem: otworzyć drzwi do zakazanego świata dopingu, czy tkwić w jego przedsionku, z którego czasem zostaje się wypchanym. Większość kolarzy nie zalicza się do grona multimilionerów. Rywalizacja o miejsce w czołowych teamach jest bezlitosna. Jedziesz z nami albo do widzenia.

W tym momencie na scenę wkracza EPO, czyli erytropoetyna, główny bohater i jedyny prawdziwy zwycięzca Tour de France, "ulepszacz krwi". Nie brałeś, nie miałeś szans zbliżyć się do najlepszych. 5 proc. wydolności ekstra, które otrzymujesz od swojego nowego przyjaciela, decyduje o być albo nie być. Amerykanin chciał jechać dalej.

Tak powstał dokumentalny thriller o ogromnej sile rażenia, którego najlepszą reklamą jest fakt, że w chwili wydania postawiono na nogi armię prawników gotowych bronić jej autora.

(Pop)kultura dopingu

Bo o nią tutaj chodzi. Chodzi o powszechne oszustwo, które było powszechnie akceptowane. Uśmiechy do kamer, okrągłe zdania do mikrofonów, a w lodówkach fiolki z krwią do przetoczenia. Wyścig toczył się w gabinetach lekarzy, którzy wyspecjalizowali się we wspomaganiu. Sztaby medyczne teamów z najwyższej półki były zawsze krok do przodu od fachowców zatrudnionych przez UCI (Międzynarodowa Unia Kolarska) i organizatorów "Wielkiej Pętli". Wiedziały, jak oszukać badania, kiedy wspomóc swojego podopiecznego, co zażyć, by kontrola nic nie wykazała. Wyścig toczył się z europejską policją i FBI, które dostawały coraz więcej sygnałów o nadużyciach. Mur milczenia cegła po cegle zaczął pękać. Jeden wątek prowadził do kolejnego.

Centralne miejsce w dopingowym procederze zajmuje Lance Armstrong, pokazany z jednej strony jako fantastyczny, potężny cyklista o wielkiej woli zwycięstwa, z drugiej jako szarlatan, który nie cofnie się przed niczym na drodze do sukcesu. Sam Hamilkton doświadczył gróźb pod swoim adresem, był śledzony i podsłuchiwany.

Właśnie, Armstrong... Nie sportowiec, a jedyna współczesna ikona swojej dyscypliny i masowy symbol wygranej walki z rakiem. Nie nazwisko, a przedsiębiorstwo. Założyciel fundacji własnego imienia, zgarniającej granty od najbogatszych instytucji. Obiekt pożądania sponsorów oferujących gaże z sześcioma zerami. Przyjaciel polityków i celebrytów. To on stał za dopingową machiną, doskonaląc sprawdzone metody (np. przetaczanie krwi) i szukając nowych, wydajniejszych. Gdy po jednym z etapów próbka krwi byłego siedmiokrotnego zwycięzcy touru (tytuły zostały mu odebrane) wykazała obecność "witamin", kolarskie władze odstąpiły od zarzutów w zamian za dotację na walkę z dopingiem. Zarzutów, które wywróciłyby do góry nogami budowany przez nich rynek i byłyby marketingową bombą masowego rażenia. Prawda z czasem jednak wyszła na światło dzienne. Afera przybrała twarz Armstronga, który latami kategorycznie zaprzeczał zarzutom i pozywał tych, którzy go oskarżają.

Może dzięki nadzwyczaj odważnym wyznaniom Tylera Hamiltona (jego wyniki również zostały anulowane) świat kolarstwa nie będzie już taki sam. Może średnia prędkość peletonu trochę spadnie, mniej będzie spektakularnych szarż i niewytłumaczalnych eksplozji formy. Ale kto wie, czy w prywatnych gabinetach gdzieś w Hiszpanii czy Francji następcy Eufemiano Fuentesa i Michele'a Ferrarriego, dwóch lekarzy współpracujących ze światową elitą, skazanych w głośnych procesach, nie szykują właśnie sposobów na wynalezienie nowej wersji EPO.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto