Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ucieczka z błędnego koła

Włodzimierz Dajcz
Włodzimierz Dajcz
Wiadomości24
W globalnym tyglu finansowym zachodzą nieustannie zaskakujące reakcje z bajeczna prędkością, nawiązującą do tej niedawno uzyskanej za sprawą cząstek zwanych neutrinami.

Nie pierwszy raz cywilizowany świat znalazł się na niebezpiecznym, dziejowym zakręcie. Cykliczne stany kryzysowe nie powinny dziwić obserwatorów życia społecznego, bowiem światowy nieład jest stanem naturalnym, nad którym niekiedy, tu i ówdzie uda się z dobrym skutkiem zapanować.

Niezmiernie trudno jest zapanować nad chaosem i jeśli nawet uda się go wcisnąć w jakieś organizacyjne ramy, to całą pewnością po jakimś czasie wydobędzie się z całą siłą w najmniej oczekiwanym miejscu. Dziś w czasach wybujałego konsumpcjonizmu objawił się pod postacią przewalającego się po świecie tsunami publicznego długu, który przy pomocy lichwy i spekulacji pustoszy bezlitośnie gospodarki kolejnych państw.

W globalnym tyglu rynków finansowych zachodzą nieustannie zaskakujące reakcje z prędkością nawiązującą do tej niedawno uzyskanej przez włoskich naukowców za sprawą cząstek zwanych neutrinami, które to odkrycie obudziło na nowo iluzje o podróżach w czasie. Na razie jednak podróżują walory finansowe pomnażane sprytnie przez bogaczy na szkodę wierzących w dobroć niewidzialnej ręki rynku biedaków.

Nie wszystko jednak zależy od potężnego, światowego forum spekulacyjnego. Wbrew pozorom państwa narodowe mają jeszcze na tyle autentycznej suwerenności, że mogą zaaplikować sobie indywidualne kuracje zdolne w poważnym stopniu złagodzić symptomy i skutki toczących cywilizację chorób.

Do państw z szansami na wyjście z błędnego koła należy również Polska. Niestety są to możliwości czysto teoretyczne z powodu braku sił politycznych zdolnych podjąć dziejowe wyzwanie. Widać to jak na dłoni za sprawą burzliwej kampanii propagandowej przed październikowymi wyborami parlamentarnymi.

W potoku obietnic serwowanych przez bez opamiętania przez wszystkie ugrupowania polityczne ubiegające się o złotodajne mandaty trudno się doszukać uczciwego programu, który mógłby oprzeć państwo polskie na zdrowych fundamentach ekonomicznych i stabilnym ładzie społecznym.

Wiedzą o tym doskonale czołowi polscy politycy, ale wiedzą też, że kuracja nie spotka się ze społecznym aplauzem, ponieważ wymaga bolesnych dla ludzi reform. Jest oczywiste, że obiecując tylko pot i łzy, przynajmniej na początku zmian, nie można liczyć na znaczące poparcie elektoratu.

Taki stan rzeczy sprawia, że partie posiadające dostęp do władzy miotają się w błędnym kole niemożności. Dalsze zadłużanie zarówno państwa jak i społeczeństwa prowadzi nieuchronnie w kierunku trudnej do wyobrażenia katastrofy o podobnych symptomach jak w Grecji, a bolesne dla większości społeczeństwa reformy nieuchronnie odsuną reformatorów na dalekie peryferia krajowej polityki.

W tym kontredansie należy szukać przyczyn rosnących wynagrodzeń lekarzy i wydłużających się wciąż kolejek pacjentów oczekujących na poważne operacje, zabiegi i porady specjalistów. Tu leży też odpowiedź na pytanie, dlaczego polscy nauczyciele pracują najkrócej w Europie a mundurowi po piętnastu latach pracy mogą byczyć się na emeryturze.

W toku kampanii przedwyborczej żaden z polityków nie zachęca do oceny czterech wielkich reform rządu Jerzego Buzka w kontekście ich problematycznej zasadności i zbędnych kosztów, jakie generują dla budżetu. Czy radni muszą otrzymywać wynagrodzenia za uczestnictwo w życiu publicznych a przedstawiciele rządu sute apanaże za doradzanie zarządom spółek Skarbu Państwa?

Czy potrzeba nam tylu magistrów z obniżonym zasobem nabytych na lichych uczelniach umiejętności? Czy potrzeba aż do 20 lat nauczania, żeby młodzi ludzie mogli zacząć uczestniczyć w na pełnych prawach w życiu zawodowym? Może, więc trzeba skrócić ten czas o zbędną nadwyżkę wykorzystaną na zbijanie bąków, celebrę i przyswajanie sobie konsumpcyjnych nawyków.

Nadmiar absolwentów z dyplomami stwarza napór na biura również tych osób, którzy będą marnymi menedżerami a byliby doskonałymi fachowcami w zawodach wymagających zręczności manualnych. Byliby gdyby nie zlikwidowano zasadniczych szkół zawodowych wychodząc z nierealnych założeń, że cała populacja zdolna jest zdobyć wiedzę ogólną na średnim i wyższym poziomie.

Znany satyryk Michał Ogórek niezmiernie trafnie scharakteryzował gwałtowną niechęć do fizycznej pracy w epoce konsumpcjonizmu. W Polsce Ludowej – jego zdaniem biura zajmowały połowę przestrzeni gospodarczej a po upadku socjalistycznego przemysłu zostały same biura. Niezwykle trafne to spostrzeżenie, choć w krzywym zwierciadle odbite.

W wyniku transformacji ustrojowej skurczyła się niestety strefa wytwarzania dóbr a rosnące z dnia na dzień bezrobocie władza łagodziła zwiększeniem miejsc pracy w budżetówce. W ten sposób zostały naruszone zdrowe proporcje między wielkością zatrudnienia w bazie produkcyjnej a służebnej wobec niej nadbudowie.

W ślad za zmianami własnościowymi przyszło rozwarstwienie dochodów osiągając najwyższy wskaźnik w Europie. Dotyczy to nie tylko białych i niebieskich kołnierzyków, lecz także emerytów, wśród których systemowo z roku na rok rośnie przepaść między najlepiej uposażonymi z zupełnymi nędzarzami.

Do szeroko rozumianej sfery budżetowej należy także zaliczyć Kościół, czerpiący pełną garścią z państwowej kasy na utrzymanie kapelanów, katechetów, misjonarzy i zakonów, mimo dopływu znacznych dochodów własnych z odzyskanego majątku i nieopodatkowanych opłat za świadczenie usług religijnych.

Rozbudowana do granic absurdu sfera budżetowa pochłania coraz większą część dochodu narodowego i jest głównym motorem generowania deficytu. Mimo znacznych dochodów z wyprzedaży majątku narodowego, potężną dziurę w budżecie trzeba łatać emisją wysoko oprocentowanych papierów dłużnych.

Reasumując: Kasa państwa polskiego przecieka jak dziurawy bak z benzyną. Przy tak poważnych ubytkach może wkrótce zbraknąć paliwa niezbędnego do utrzymania w ruchu pojazdu, którym wszyscy jedziemy. Trzeba, więc natychmiast uszczelnić, choćby te największe przecieki, dla wspólnego dobra.

Niestety póki, co, mamy na Platformie coraz więcej wygodnie rozpartych pasażerów bez biletu, niezwracających uwagi na postępujące słabnięcie wprawiającego ją w ruch” ludu pracującego miast i wsi”. A nieustanne pożyczanie pieniędzy na konsumpcję zazwyczaj kończy się bankructwem. Trzeba o tym pamiętać przed wyborami.

W zalewie obietnic składanych nieodpowiedzialnie przez aspirujące do władzy partie nie słychać jakoś o odbudowie gospodarki morskiej, wsparciu dla innowacyjnego sektora produkcyjnego, pobudzaniu eksportu, zrównoważeniu bilansów płatniczych z Chinami i Rosją i o innych konkretnych działaniach umacniających gospodarkę.

Wygląda więc na to, że znowu przyjdzie nam wybrać mniejsze zło. Po władzę pcha się, bowiem całą siłą ortodoksyjna formacja prawicowa ogłaszająca się, jako jedyna, słuszna siła przewodnia katolickiego narodu polskiego. Jej retoryka, jako żywo przypomina tę złowieszczą z czasów zamierzchłej komuny, wypróbowaną już do zachwalania zbankrutowanej IV RP.

Quod bonum felix faustumque sit.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto