Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wakacyjne wojaże po gminie Gomunice

Tomasz Mazur
Tomasz Mazur
Przydomowy zamek na miarę XXI wieku.
Przydomowy zamek na miarę XXI wieku.
Stare, XIX-wieczne osiedle robotnicze, ruiny młyna, grobowiec i przydomowy zamek. To tylko nieliczne z atrakcji, które spotkałem podczas swojej podróży po gminie Gomunice w powiecie radomszczańskim.

Gdy jechałem od Radomska trasą nr 91, tuż na pograniczu gmin Dobryszyce i Gomunice, po prawej stronie, dość niespodziewanie ujrzałem zamek. Doskonale zachowane mury z kamienia, wieża, chociaż brakuje fosy i proporcje budowli są delikatnie zachwiane. Dlaczego? Ktoś bowiem postanowił zamiast zwyczajnego ogrodzenia, wybudować mur w formie zamku. Kilka metrów dalej zwykły ogródek, drzewa i dom. Ekstrawagancja, ktoś inny powie szaleństwo, może nawet kicz. A dla mnie rewelacyjny pomysł, na miarę XXI wieku!

Kletnia, kraina klekotu...

Interesująco zaczął się dzisiejszy wypad. Najwyższy czas ruszyć dalej w kierunku Gomunic. Najpierw jednak obowiązkowy postój w Kletni. Wszystko za sprawą zabytkowej kaplicy rodziny Kamockich z Kocierzów na cmentarzu parafialnym. Zbudowana z czerwonej cegły w stylu neogotyckim, wewnątrz znajdują się katakumby. W tym czasie ksiądz, tuż obok rozmawia z lekko roztrzęsionym staruszkiem. Widać zdenerwowanie na obu twarzach. Choć bardzo ciekawi mnie szersza historia kaplicy, nie będę przeszkadzał. Sprawy duszpasterskie są o wiele ważniejsze.

Na chwilę natomiast chciałbym zatrzymać się nad nazwą miejscowości Kletnia. Zdaniem mieszkańców wywodzi się ona od odgłosów wydawanych przez bociany – czyli klekotu. W dawnych czasach było ich tutaj mnóstwo. Ptaki budowały gniazda na dachach domów, stając się dodatkowym członkiem rodziny. Według podań ludowych chroniły przed pożarami, a przede wszystkim zapewniały dodatni przyrost naturalny. Zatem, gdy chcesz mieć potomstwo, zbuduj gniazdo... bocianowi.

Familoki, czyli co nam zostało z tamtych lat...

Po chwili jestem już w Gomunicach. Przejazd kolejowy, skręt w prawo, długa prosta, po lewej stronie okazały kościół, zaś na końcu ulicy dworek. Jak określają "go" napotkani przechodnie – pałacyk. Dobrze zachowany, jedynie dach należałoby nieco uszczelnić. Teren posesji ogrodzony wysokim murem, dalej nie wchodzę, teren prywatny. Całość stanowi pozostałość po dawnej fabryce mebli. W wieku XIX, aż do czasów drugiej wojny światowej intensywnie rozwijał się na tych terenach przemysł meblarski. Sprzyjały temu: dostęp do surowca oraz doskonałe połączenia komunikacyjne za sprawą przebiegającej przez Gomunice linii kolejowej Warszawa – Wiedeń.

Do dziś zachowały się także robotnicze domki wielorodzinne, tzw. familoki. To był mój główny punkt podróży do Gomunic. Uwiecznić na fotografii te jakże cenne zabytki. Przypadkiem napotkany starszy pan opowiada mi ciekawą historię tego miejsca: Schyłek XIX wieku; z Wojciechowa (woj. lubelskie) zostaje przeniesiona tutaj fabryka mebli. Zakład w swoim czasie zatrudniał nawet 700 pracowników. Mieszkali w familokach, dziesięciu drewnianych domkach. Przy każdym znajdował się ogródek, tak ludzie wypoczywali. Niestety nadszedł czas wojny, Niemcy zbombardowali fabrykę. Po jakimś czasie w tym miejscu powstała kolejna, produkująca ceraty.

Po dłuższej rozmowie, starszy pan oznajmia, że dziś mieszka w Warszawie, tylko dzieciństwo spędził w Wojciechowie. Z sentymentem wraca do tamtych czasów. Gdzieś w domowych archiwach posiada jeszcze zdjęcia starych familoków. Wtedy były jeszcze zadbane, pełne życia i uroku. Dziś nadal ktoś w nich mieszka, ale to już inne pokolenia, stare familoki przechodzą powoli do lamusa. W gruncie rzeczy nie ma się co dziwić. Dachy przeciekają, drewno nie wytrzymuje obciążenia nadmiernych drgań przejeżdżających samochodów, widać początki remontów. Jeszcze kilka lat i familoki w Wojciechowie to będzie tylko legenda. Podobnie, jak dworzec kolejowy w Gomunicach. Dawniej ważne miejsce na mapie kolejowej, dziś powoli chylący się ku upadkowi. Dwa tory, jeden w kierunku Piotrkowa Trybunalskiego, drugi wiedzie na południe, do Częstochowy. Na murku siedzi chłopak. Rozmyśla, przyjedzie, czy nie przyjedzie? A mnie nasunęła się refleksja, gdyby to była Włoszczowa...

Chrzanowice, dom Jacka Krzynówka

Nie będę jednak tracił czasu na zbędne rozmyślania, Jacek Krzynówek czeka. Nie, nie pomyliłem się, może lekko tylko wyolbrzymiłem. Gomunice na razie zostawiam, skręcam w kierunku Gorzędowa, najpierw Hucisko, potem Pudzików. Tutaj gdzieniegdzie spotkać można chałupy z początku dwudziestego wieku, choć powoli stają się rzadkością. Następnie cel podróży – Chrzanowice. Ktoś spyta, a gdzie Jacek Krzynówek? Już wyjaśniam. To właśnie w Chrzanowicach wielokrotny reprezentant kraju, piłkarz RKS-u Radomsko, Rakowa Częstochowa, GKS-u Bełchatów oraz klubów niemieckich (obecnie VfL Wolfsburg), zaczynał swoją karierę. Tutaj szarżował po lewej flance, dośrodkowywał i wreszcie zdobywał piękne bramki. Boisko na skraju wioski, tuż przy lesie. Dziś ogrodzone, piętnaście drewnianych ławek, ot całe trybuny, klubowy budynek. Mieszkańcy z sentymentem wracają do czasów, gdy Jacek Krzynówek bronił lokalnych barw klubowych. Z szacunkiem o nim mówią. Niezwykle ambitny, życzliwy, pomocny (często organizuje akcje charytatywne), niczym nie różni się od Jacka sprzed lat.

Czas relaksu - Fryszerka

Wracam do Gomunic tą samą trasą, po czym udaję się do Fryszerki. Tuż przy skręcie z głównej trasy widzę wypadek. Zderzenie dwóch vanów, jeden niemal kompletnie rozbity, urwane przednie koła. Drugi wbił się na metr w przydrożny znak. Całe szczęście bez ofiar. Jak to bywa w takich sytuacjach, wystarczyła chwila nieuwagi jednego z kierowców. W tym miejscu należy szczególnie uważać, tuż za wzniesieniem, droga do Fryszerki. Rozpędzony samochód może mieć duże problemy z wyhamowaniem, jeśli akurat przed nim znajdzie się inny, skręcający z drogi głównej pojazd. Lekko zniesmaczony jadę do jednego z ostatnich punktów dzisiejszej wyprawy. Droga wiedzie przez las, około dwóch kilometrów od trasy nr 91. Tuż przy rozwidleniu, należy pamiętać, aby skręcić w lewo, bo w przeciwnym wypadku dojedziemy do Piaszczyc.

Fryszerka, duży zbiornik wodny, otoczony lasem, miejsce wypoczynku mieszkańców Radomska i okolicznych wiosek. Pomimo, że już lipiec, turystów niewielu, pewnie pogoda odstrasza (było dość zimno) i dzień tygodnia niewłaściwy. Tuż za mostem widzę biało-czarny budynek. Na wpół drewniany i murowany, to pozostałość po młynie. Doskonale prosperował w wieku XIX, niemal do połowy wieku XX. Wspólnie z młynami w miejscowościach Ruda i Wójcik, tworzyły prawdziwą kolebkę młynarską. Jednak po wojnie te obszary nacjonalizowano, co wiązało się z upadkiem młynów i emigracją ludności. Obok młyna przepływa stróżka, która wpadając do lasu, tworzy sadzawkę, świetnie nadającą się do mrocznych horrorów.

Na koniec dnia, na chwilę zaglądam do Piaszczyc. Z różnych źródeł udało mi się ustalić, że można tu spotkać ruiny dworu. Posiadłość ogromna, zza bramy widzę spichlerze, nadal wykorzystywane gospodarczo, tętniące życiem. Wszyscy zabiegani, trudno z kimkolwiek zamienić słowo, coś sfotografować. Zatrzymuję się tylko na chwilę przy rozwidleniu dróg, dostrzegam trzy krzyże. Schowane gdzieś w zaroślach, wydaje się, jakby wyrastały z liści. Podobnie, jak w całym powiecie radomszczańskim, także w gminie Gomunice stanowią istotny element krajobrazu. Skłaniają do zadumy i refleksji...

Dziś mały jubileusz, bo to już piąta wyprawa z serii "ziemia radomszczańska z bliska". Zatem czas na lampkę szampana...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomocnik rolnika przy zbiorach - zasady zatrudnienia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto