Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Weekend fanów Pink Floyd

Redakcja
W piątkowy wieczór Roger Waters uświetnił obchody 50. rocznicy Poznańskiego Czerwca 1956 roku, dzień później David Gilmour wziął udział w obchodach upamiętniających Sierpień 80.

Dla fanów zespołu Pink Floyd dwa następujące po sobie
koncerty stanowiły nie lada gratkę, dla gospodarzy Poznania i Gdańska oraz
organizatorów imprez, były sporym przedsięwzięciem logistycznym. Czy można
mówić o pełnym sukcesu weekendzie pod znakiem Pink Floyd? Czy można oba
koncerty porównywać?

 

W poznański koncert z pewnością wpisana była większa
niewiadoma. Oto bowiem kompozytor rockowy napisał operę, której libretto oparte
zostało na bazie wydarzeń związanych z Rewolucją Francuską, a nadał jej tytuł
"Ça Ira".

"Ça Ira?"- 
„Uda się?” – zadawali sobie pytanie fani 
Rogera Watersa, 
tłumnie przybyli
na tereny Targów Poznańskich, a na zakończenie urządzili twórcom spektaklu owacje
na stojąco. Kilkanaście tysięcy słuchaczy w skupieniu przeżywało widowisko i
kontemplowało usłyszane (lub przeczytane z telebimów polskie tłumaczenie
angielskiego libretta) myśli: „ Naród wierzy, że kochana władza powiedzie go
wprost do chwały”, czy „Cukier, srebro, indygo nawet z mędrca zrobią idiotę”, a
telewidzowie, dzięki bezpośredniej transmisji, również mogli zasmakować Watersa
w nieznanej wersji.

 

Program koncertu Davida Gilmoura był zapowiadany w prasie, a
więc nie stanowił szczególnej niespodzianki. Pierwsza część koncertu była
prezentacją najnowszej płyty artysty „On An Island”, przy udziale orkiestry
Filharmonii Bałtyckiej pod batutą Zbigniewa Preisnera, druga stanowiły przeboje
legendarnego zespołu. 
Publiczność żywo reagowała na utwory "Wish
You Were Here", "Shine On You Crazy Diamond", czy "Comfortably
Numb".
Do owacji na stojąco nie doszło, ponieważ
kilkudziesięciotysięcznej widownia w znakomitej większości nie miała miejsc
siedzących i ze śmiechem przyjęła „ sit down, please”, które padły z ust
Gilmoura podczas przywitania.

 

O ile w żaden sposób nie można porównać muzyki prezentowanej
przez muzyków, o tyle widowiskowości imprezy, organizacji i bezpieczeństwu
można znaleźć wspólny mianownik.

 

Megaprodukcja Watersa była oszałamiającym widowiskiem, wypełnionym
nie tylko śpiewem operowym, ale także przeróżnymi dźwiękami, ekwilibrystycznymi
popisami, ogniem, strzałami z karabinów, deszczem i błotem na scenie. Przebiegały po scenie baletnice, przechadzały się dostojne damy z parasolkami,
białe konie ustępowały miejsca nadjeżdżającemu fiatowi 126p w wersji cabrio, a
wysoko nad sceną ukazywała się uosabiająca wolność Marianna w czerwieni. Była klatka
wypełniona czarnoskórymi chórzystami i taniec wokół flagi artysty cyrkowego,
który kilkadziesiąt metrów nad ziemią igrał ze swoim życiem; był papież
niesiony na lektyce, skoki z huśtawki i dziesiątki innych zdarzeń, które
stanowiły o doskonałości przedstawienia. Element grozy stanowiły ogromne
rekwizyty przenoszone za pomocą dźwigu nad głowami publiczności. Należy
przypuszczać, że organizatorzy zapłacili niebotyczne ubezpieczenie na wypadek tragedii
na widowni ...

Elementem nieświadomie wpisującym się w scenografię
widowiska stały się samoloty pasażerskie, podchodzące do lądowania na
poznańskim lotnisku tuż nad terenami targowymi.

 

Gdański koncert był zdecydowanie bardziej statyczny,
słuchacze oprócz muzyki mogli podziwiać jedynie grę świateł na scenie.

 

 

 

Inna tez była formuła rozpoczęcia imprezy. W Poznaniu gości
przywitał prezydent miasta oraz bohater 
Roger Waters, który z wdziękiem łamał nasz ojczysty język, czytając z
kartki treść powitania. Publiczność serdecznie przyjęła ten gest, zauważając
jednocześnie „... czyta lepiej niż obecny papież”.

David Gilmour, owacyjnie witany, rozpoczął koncert
punktualnie o godz. 21 utworem "Breathe/Time", a kilkanaście minut
później przywitał przybyłych słowami „Dzień dobry” i zapowiedział w języku
angielskim ogólny program koncertu. Prezydent miasta, Paweł Adamowicz, nie
pojawił się na scenie, przebywał w sektorze VIP, ale chętnie udzielał podczas
przerwy wywiadów dotyczących koncertu.

 

Poznań nie do końca zapanował nad tłumem gości podążających
samochodami w kierunku targów. Przy bramie wjazdowej do sektora VIP utworzył
się ogromny korek, uniemożliwiający wszelki ruch. Zirytowani policjanci,
świadomi sytuacji, niestety nie umieli zachować tzw. zimnej krwi i nierzadko tracili
panowanie również nad sobą. Przy wejściach dla pieszych także nie brakło
sytuacji konfliktowych.

W Gdańsku „strefa zero” była zamknięta dla ruchu kołowego,
dzięki czemu nie doszło do zakorkowania rejonu stoczni, a przygotowane
dodatkowe parkingi doskonale spełniły swoją role. Nie uniknięto jednakże
nerwowych sytuacji wokół wejść, akcja „opaska identyfikacyjna” okazała się
kompletną klapą i powodem docinków widzów, skierowanych do organizatorów.

 
Szczęśliwie oba koncerty zakończyły się szczęśliwie, chociaż wbrew zapowiedziom
organizatorów, na oba można było wnieść nie tylko piersiówkę z zawartością, ale
i karabin maszynowy.

 

Mimo kilku niedociągnięć oba koncerty dostarczyły ogromną
dawkę pozytywnych emocji, a w pamięci oprócz muzyki pozostanie poznańska
scenografia z dźwigiem tle, dla odróżnienia od tej gdańskiej, w której
najważniejszego symbolu stoczni zabrakło.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto