Jest popyt, jest i podaż. Wzmożony popyt wykazuje społeczeństwo manipulowane przez produkujące tandetną podaż media. "Telewizyjnego obywatela" karmi się przede wszystkim programami o żarciu i przemyślnych sposobach łączenia "figi z makiem z pasternakiem", a także z wszechpolskim piosenkowaniem i tańczeniem. Stąd nie tyle wyławia się talenty nawet z Ukrainy, ile skutecznie lansuje jurorów. Często nie wiadomo, czy mazur na scenie jest ważniejszy od ekscentrycznej jurorki Mazur. Polityczne chamstwo i tupet, tolerowane i podniesione do normy przez polski parlament, weszło w powszechny zestaw osobistego lansu i kariery.
I tak osobnik lansujący się, brzytwy się chwyta. Weźmy taki casus, jak pan Wojciech Cejrowski, którego miałem nieprzyjemność oglądać ostatnio w programie red. Magdy Mołek. Facet wygadany, oblatany; katolik tak głęboki, że latarką nie zaświecisz; ryzykant biegający na bosaka po krzakach w Gwatemali; ten, co to zawsze ma rację, bo prowadzi szwalnię kwiecistych koszul... Tenże pan Cejrowski postanowił wykorzystać spotkanie z piękną, elegancką i dobrze wychowaną panią Mołek, aby wypromować swoją nieprzeciętną osobowość. Tym razem osobowość zostawmy na boku. Zajmujmy się treścią i formą tego występu, monodramu, przesłania dla świata... Co do treści - iskrzyła się ona informacjami zdolnymi wbić najodporniejszego telewidza w najtwardszy fotel. Wyobraź sobie telewidzu, że malutki Wojtuś został kiedyś porwany przez zbirów z SB, którzy połamali mu wszystkie paluszki. Na pytanie red. Mołek, dlaczego to właśnie jego paluszki, teraz już Wojciech odpowiedział enigmatycznie, że jego ojciec, a nawet dziadek maczał paluszki przeciw władzy ludowej. Po dodaniu sobie kombatanckiej chwały i aureoli męczeństwa, Cejrowski zdradził nieskromnie, że chciał zostać papieżem. Następnie zaczął nas straszyć Pierścieniem Atlantów, który tak skomplikował mu życie, że była konieczna interwencja wuja-egzorcysty. Potem oświadczył patriotycznie, że chce mieć wiele paszportów, bo ta Polska, to nie jego. Najlepiej mu w Ameryce, gdzie ponoć po pijaku wygrał ranczo, które rzadko odwiedza, ale strzelałby, jak Amerykanin, do każdego, kto wejdzie na jego teren nawet na bosaka. Taka to chrześcijańska postawa ranczera Wojciecha. Więcej - obsobaczył i wyzwał od "głupich" ludzi, którzy najpierw idą w pielgrzymce do Częstochowy, a potem na azjatyckiej wycieczce kłaniają się cudzym bożkom. Nie uznaje i nie szanuje innych religii. Mamy szczęście, że nie został tym papieżem.
Zostawmy to efekciarskie bajdurzenie, które ludziom lubiącym ekspresywne bajania mogło przypaść do gustu. Co innego z formą tego publicznego popisu. Cejrowski cały czas ogrywał rekwizyt w postaci egzotycznego kubka z rurką. Mówił i zasysał. To zasysanie wyraźnie wskazywało na jego pewność siebie, której nie jest w stanie naruszyć obecność damy. Ponieważ chodzenie boso stało się atrybutem jego niezwykłej osobowości, przyszedł do studia na bosaka i nawet skrzyżował stopy na fotelu, jak niegdyś Wojtuś, co nie został papieżem. Była w tym lekkość i swoboda faceta, który nie szanuje ludzi, a co dopiero takiej redaktor Mołek, która akurat była w bucikach i owszem. Podziwiałem tolerancyjność i kulturę osobistą pani Magdy, dostrzegając jednak pulsujące na jej twarzy stosowne podteksty.
W końcu - pan Cejrowski przejął powszechnie stosowany sposób na karierę.
W końcu - przerost ego jest mniej dokuczliwy niż przerost prostaty. Byle do Gwatemali. "Boso, ale w ostrogach"!
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?