Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wspomnień czar. O tych, którzy na boisku pojawią się przed graczami

Bartłomiej Krawczyk
Bartłomiej Krawczyk
W drodze na WoertherseeStadion. A wokół niego pola kukurydzy.
W drodze na WoertherseeStadion. A wokół niego pola kukurydzy.
"W czasie meczu piłkarskiego nikt nie zwraca uwagi na te kilka osób, które swą obecnością zapowiadają na scenie głównych aktorów widowiska."Chodzi o młodzież, która wnosi flagi na murawę. Relacja z życia "flagowych" podczas Euro 2008.

Czwartek. 10 kwietnia 2008. Lekcja wf-u w ostrowskim gimnazjum nr 4. Kłótnia w szatni. Niezadowolenie uczniów. Zamiast normalnej lekcji oglądali jakiś mecz międzyszkolnego turnieju. Mieli "kibicować". Autor tekstu powiedział wówczas: "kibicować, to ja mogę Polakom na Euro 2008". Przypadek?
3 godziny później. Ów uczeń siedzi w domu i ogląda telewizję. Telefon był wyciszony. I nagle... coś słychać... to telefon wibruje. Odbiera.
-"Czy rozmawiam z ...."
-Tak...
-Czy brał Pan udział w konkursie "Wyjedź na Euro 2008 i wnieś flagę na murawę?
-Tak...
-A zatem chcielibyśmy, aby pan jechał do Klagenfurtu na mecz Niemcy - Polska...
Przy telefonie cisza...
-Pan się w ogóle cieszy?
Głupie pytanie...
-Tak, oczywiście... nie wiem co powiedzieć
Tak oto rozpoczyna się niepowtarzalna historia. Jeśli ktoś pomyśli że ją zmyślam, to jest w błędzie!

Ta historia jest jak najbardziej prawdziwa. I miała osiem podobnych początków.
Owego popołudnia byłem na treningu. Gdy wróciłem mama przekazała mi, że dzwonili z Coca Coli i powiedzieli jej, że jadę na Euro. Początkowo myślałem, że to jakieś głupie żarty, jednak gdy przekonałem się o tym, że jest to prawda, cieszyłem się ogromnie
Tak z perspektywy dwóch lat wspomina to wydarzenie Kamil z Krakowa.

6 czerwca 2008. Jestem pod Pałacem Kultury i Nauki. Jest około godziny ósmej rano. Udało mi się znaleźć miejsce zbiórki. Wsiadam do Mercedesa Sprintera razem z dwoma towarzyszami, opiekunem oraz fotografem z gazety "BravoSport". Przeczytałem w niej o konkursie(), i dzięki niej mogłem pojechać do Austrii. Jedziemy cztery godziny do Krakowa. Tam dołączają do nas kolejni szczęśliwcy i drugi opiekun. Wszyscy obecni? Nic nie stoi na drodze, aby jechać
do Austrii. Jedziemy długo. Atmosfera...powiedzmy spokojna. W końcu docieramy do Bratysławy. Tam przenocujemy w trzygwiazdkowym hotelu.

Następnego dnia z rana mamy pierwsze kłopoty. Kamil oraz Jasiu zaspali. Mieli zamknięty pokój, więc nie było wiadomo, co z nimi jest. Koniec końców skończyło się na upomnieniu. Śniadanko
było znacznie lepsze niż kolacja, na którą składała się kuchnia słowacka. W drogę. Ludzie znają się już lepiej, więc atmosfera jest dobra. Z Bratysławy do Klagenfurtu nie jechaliśmy długo. Parę godzin i już jesteśmy na miejscu. Zielono mi! Otaczają nas góry... jest pięknie. Jedziemy do miejsca zakwaterowania. Na przywitanie otrzymujemy prezenty: dwie torby z dwoma kompletami ubrań. Jedne, od Coca Coli, do celów „reprezentacyjnych”. Druga torba zawierała dresy,buty i skarpetki, od firmy Adidas, w których to mieliśmy wyjść na murawę przed meczem.
Idziemy do malowniczo położonych domków, w których mieliśmy załatwione mieszkania. Na każdy domek składały się cztery apartamenty. I to jakie! Nie będę ukrywał, że w przyszłości byłoby wygodnie mieszkać w takich warunkach. Łazienka, aneks kuchenny, kilka pokoi, radio i telewizja. Jeszcze nigdy na żadnej dotychczasowej wycieczce nie mieszkałem w takich warunkach, a trochę podróżowałem. Po zakwaterowaniu schodzimy na obiad. „Tradycyjny austriacki”, czyli schabowy z frytkami i surówką. Mniejsza o jedzenie. Nie przejechaliśmy tylu kilometrów aby jeść! Udajemy się do centrum Klagenfurtu. Fantastyczne miasto. Niewielkie i dobrze, bo po co nam kilkumilionowy kolos? 90 tyś. mieszkańców to tak w sam raz. Nieco większe
od mojego Ostrowa, ale ciut mniejsze od niedaleko leżącego Kalisza.
W drodze widzimy pola, pola i jeszcze raz pola... W końcu docieramy na miejsce. „Gra w terenie”. Będziemy wypełniać „karty pracy” . Są tam pytania o miasto, Austrię itp. Oczywiście jedno pytanie spodobało się nam szczególnie. Gdzie odbędą się kolejne Mistrzostwa Europy w piłce nożnej? Hmmm. Ciekawe...chyba gdzieś niedaleko...
Gdy w przeddzień meczu dojechaliśmy do celu wyprawy, organizatorzy bardzo miło urozmaicali nam czas. Najważniejszym wydarzeniem była wyprawa do samego serca miasta, gdzie z pomocą mieszkańców i turystów mieliśmy rozwiązać quiz wiedzy o mieście. Nie zabrakło oczywiście pytań dotyczących historii Mistrzostw Europy. Te zadania pomogły nam, uczestnikom, jeszcze bardziej zgrać się ze sobą poprzez uczciwą rywalizację
Tak po 2 latach tę świetną zabawę wspomina Aleks.

Wróćmy do centrum Klagenfurtu. Na dzień przed pierwszym meczem „biało- czerwonych” mieliśmy brać udział w uroczystym wciągnięciu flag na maszt. Udajemy się zatem do głównej strefy „Fanzone” w mieście. Coś fantastycznego ! W tle widać ciekawe budynki, w strefie kibica natomiast tłum szalikowców z różnych krajów. Chciałem zrobić sobie zdjęcie z kibicami innych reprezentacji z „naszej” grupy. Bez problemów dogadałem się w tej sprawie z Niemcami i Austriakami. Problem był z Chorwatami, a w zasadzie z ich brakiem. Swój „plan” jednak zrealizowałem, gdyż kibica z tego kraju spotkałem w drodze powrotnej na stacji benzynowej.

Czas na uroczystość. Wchodzimy na scenę. Przedstawiamy się my oraz nasi niemieccy odpowiednicy. Michał wciela się w rolę showmana, „napędza” Polskich kibiców. Podczas gdy śpiewaliśmy „Mazurka Dąbrowskiego” naszą flagę wciągała Klaudia. Na tym kończy się „część oficjalna” soboty 7-ego czerwca. Jedziemy z niemieckimi „przyjaciółmi” na kolację. Wydawało mi się, że będzie jakoś uroczyście, ale nie było. Udajemy się do
restauracyjki gdzieś w górach. Mamy specjalne pomieszczenie. Oglądamy mecz inauguracyjny Euro 2008. Podczas pobytu we wspomnianym lokalu byłem strasznie zdenerwowany. Zgubiłem swoją akredytację. Nic nikomu o tym nie mówiłem. Znalazłem ją później w autobusie. Gdybym tego nie zrobił byłoby kiepsko. Na szczęście doczekałem się happy endu

Wracamy do Klagenfurtu. Oglądamy mecz Turcja -Portugalia. Kto ogląda, to ogląda. Byliśmy w lounge room'ie więc mieliśmy też inne rozrywki. Gram z Mateuszem w PES-a 2008. Dostaję baty w każdym meczu. Pod koniec robimy „symulację” spotkania, na które czekamy, czyli Niemcy - Polska. Jako że cały czas przegrywałem, zagrałem z drużyną zza naszej zachodniej granicy. „Symulacja” okazała się trafna. Prowadząc Niemców wygrałem 2:0(zbieg okoliczności?) ! Jednego z goli strzeliłem chyba Podolskim, nie pamiętam dokładnie. Pamiętam jednak, że zebrałem spore owacje od Niemieckiego Flag Teamu....

Nastała nareszcie Niedziela! 8-ego czerwca roku Pańskiego 2008. Dziś nasz wielki dzień! Przed pierwszym, historycznym meczem Polaków na Euro będziemy wnosić flagę na murawę. Ale do godziny 20.40, czyli początku ceremonii otwarcia, jeszcze sporo czasu.Po śniadaniu mieliśmy trochę czasu dla siebie, więc pograliśmy w piłkę. Było wesoło. Następnie udajemy się na Pyramidenkogel. Jest to najwyższa wieża widokowa w okolicy. Widać z niej pięknie położone Woerthersee . Robimy sobie zdjęcie naszego flag teamu. Na samym szczycie odbywa się „spotkanie Polaków na wysokościach” . Spotkaliśmy innych rodaków, z którymi także zrobiliśmy sobie zdjęcie. Było naprawdę wesoło. Ale czas już wracać. Docieramy do naszych domków, ubieramy się w stroje od Coli, bierzemy napoje i wsiadamy do autobusu. Dwupiętrowy autobus wiezie ok. 15 osób, lekkie przegięcie, czyż nie? Niemcy siadają na tyłach. Są cicho, nawet bardzo. Nie słychać nawet czy oddychają. Natomiast my jesteśmy bardzo weseli. Ponadto wierzymy w Polaków. W czasie jazdy dostajemy karteczki do konkursu typowania. Jaki będzie wynik, kto i kiedy strzeli pierwszą bramkę? Ja z Mateuszem obstawiliśmy zwycięstwo naszych, a gola na początku miał strzelić Smolarek. No cóż, nie wygraliśmy kompletu puszek Coca- Coli. Szkoda.

Docieramy pod stadion, który robi wrażenie. Kibiców jest jeszcze mało, ale nic w tym dziwnego, jest dopiero około godziny 15. Ostatnie wspólne zdjęcie, trochę ich było w czasie całego wyjazdu. Wchodzimy na teren stadionu, którego już nie będziemy mogli opuścić. W drodze przeżywam „dramat”. W zasadzie przeżyłem go w szatni, kiedy chciałem robić zdjęcie wewnątrz. Wypadły mi baterie, a te które mi zostały były rozładowane! Pasowałoby tutaj wyrażenie „nieszczęście w szczęściu”.
Wchodzimy do szatni, chwilę później mamy „odprawę taktyczną”. Pewien pan, chyba z UEFA, mówi nam, jak będziemy się przemieszczać po placu gry. Tyle teorii, czas na praktykę! Idziemy na murawę, po drodze widzimy stanowiska telewizyjne, widzę też miejsce Polsatu. Docieramy do tunelu, w którym dostajemy flagi. Zatem próby! Wychodzimy! Na trybunach wyróżnia się sektor niemiecki. Dzięki kolorom krzesełek całe trybuny są w „naszych” barwach, oczywiście poza tym jednym sektorem. Pewnie jakiś fanklub wyposażył go w chorągiewki. Górne rzędy w czarne, te środkowe w czerwone, a na dole w żółte. W efekcie powstała flaga naszych sąsiadów. Można ich lubić lub nie, ale trzeba przyznać, że organizować się potrafią.

Wracając do prób. ”Idziecie prosto. Później skręcacie w prawo, ale zanim skręcicie musicie się trochę „okręcić”. Tak, mniej więcej, wyglądała instrukcja, jak mamy wnosić flagę. Próba jedna, druga, trzecia „na sucho” czyli bez muzyki itp. Czas na „generalkę”. Występ tancerek, muzyka. Nasza kolej! Idziemy tak jak wcześniej itp. W tle nowość, pojawiają się hymny. Kilka prób i koniec! Jest ok. godziny 16. Mecz dopiero o 20.45. Mamy zatem cztery i pół godziny! Wracamy do szatni. Dostajemy tam „lunch boxy”, czyli pudełka z pożywnym jedzonkiem, na które składały się dwie kanapki, jabłko i batonik. Przed meczem do swojej dyspozycji mamy szatnię i jeden „Lounge Room”. Na szczęście w każdym z tych pomieszczeń były konsole. Nie da się ukryć, lubię grać. Ja spędziłem większość czasu w szatni. Drugie pomieszczenie było zajmowane głównie przez chłopaków od podawania piłek oraz przez chłopca, który będzie wnosił piłkę przed meczem.

W oczekiwaniu na spotkanie oglądamy mecz Austria -Chorwacja. Nudy.

Warto wspomnieć o tym, że niedaleko naszej szatni mieli „zakwaterować” się niemieccy piłkarze. Przyjeżdżają! Można ich nie lubić, ale są to przecież światowe gwiazdy! Oczywiście nie było mowy o pogawędce. Muszą się skupić na meczu.No i się skupili!. Mają „rozgrzewkę” na korytarzu. W naszych szeregach zapanowało oczywiście ożywienie. Lekki szum. W pewnym momencie przyszedł nas „odwiedzić” Joachim Loew, trener Niemców. Chociaż „odwiedzić”, to za dużo powiedziane... przyszedł, spojrzał, co jest źródłem hałasu i sobie poszedł. Chyba nie muszę mówić, że było wtedy nienaturalnie cicho. Gdyby jakaś mucha tamtędy przelatywała byłoby ją słychać. Słychać by było nawet motyla. Właśnie, Schmeterlinga, jak mówią nasi zachodni sąsiedzi.

Czas mija... W tunelu pojawiamy się o godzinie 20.30, czyli na 10 min. przed rozpoczęciem ceremonii. Z zawodnikami nie mogliśmy rozmawiać, chyba że sami zainicjowaliby pogawędkę. Tak się nie stało.
Spotkanie zbliża się wielkimi krokami. Z tunelu widać pełne trybuny. Lekkie poddenerwowanie. Co jeśli coś nie wyjdzie? Nasz opiekun, pan Tomek, ujął to tak...”Flagę wnosicie rzadko, ale jak coś wam nie wyjdzie, to mogą was pokazywać na całym świecie. Np. Tomasz Kuszczak nie gra często w reprezentacji, a gola z Kolumbią pokazywali wszędzie...”
Hmm. Ogólnoświatowa sława...nie...ja jestem przecież skromnym chłopakiem z małego miasta. Nie. Taka sława zdecydowanie nie jest dla mnie...
Dostajemy znak do wyjścia! Puszczana jest muzyka! Świetna, taka uroczysta... Błyski fleszy...I wtedy powoli wyłaniamy się z tunelu. Zaczyna się burza braw(dla nas, czy dla zawodników?)! Nerwy mijają. Tremę zastępuje pewność siebie. Cudowne uczucie! Niesamowita chwila. Gdyby można było cofnąć się w czasie, z pewnością bym do niej wrócił. Jesteśmy już na swoich pozycjach. Hymny. Najpierw „Mazurek Dąbrowskiego”, jest cudownie! Cały stadion śpiewa nasz hymn, a my znajdujemy się na boisku i trzymamy polską flagę.

W końcu nadeszła pamiętna 20. 45, bo o tej właśnie godzinie rozpoczęło się spotkanie. Lecz kulminacyjny dla mnie, i chyba dla każdego członka flagteamu, moment nadszedł chwilę wcześniej. W chwili, gdy wnosiliśmy flagę słysząc dochodzące z trybun śpiewy tysięcy Polaków, poczułem niewyobrażalną radość i dumę w sercu. A gdy zabrzmiał hymn narodowy, to już zupełnie można było odejść od zmysłów. Była to jedna z lepszych chwil mojego życia, gdy trzymałem czerwoną część flagi, a w uszach brzmiało ,,Jeszcze Polska nie zginęła..."
Ponownie oddałem głos Aleksowi, który w świetny sposób opisał tę niezapomnianą chwilę.
Koniec ceremonii. Zaraz historyczne spotkanie. Idziemy szybko do szatni i zabieramy swoje rzeczy. Gdy docieramy na trybuny dowiadujemy się, że w Kanadzie wygrał Robert Kubica. Jest radość i nadzieja, że to będzie „Polski dzień” na światowych arenach sportowych. Samego meczu nie muszę opisywać. Muszę natomiast wspomnieć o atmosferze na stadionie. Nie była co prawda taka, jak na meczu MŚ 2006 z Kostaryką lub Ekwadorem, gdzie Polacy stanowili prawie całą widownię. Mimo wszystko było czuć wiarę w zwycięstwo „biało -czerwonych”. Jak się skończyło wszyscy wiemy.

Wracamy do naszych domków. W autobusie, podobnie jak w drodze na mecz, nasi niemieccy przyjaciele są cicho, nawet za bardzo. Natomiast my rozmawiamy o meczu itp. Jestem rozdrażniony. I przez to głupi. Bo czy ktoś mądry otwiera pełną, rzuconą (a przez co wstrząśniętą) butelkę Sprite'a ? A potem ma pretensje, że jej zawartość wylała się na spodnie? No chyba jestem jedyną taką osobą.
Spotkanie się skończyło, więc zaczyna się kończyć przygoda. Przygoda życia, jak twierdzą do dziś jej uczestnicy.
Minęło już tyle czasu, że ciężko jest ocenić ten wyjazd. Postaram się jednak zrobić to oczami tego Mateusza sprzed dwóch lat. Wtedy było to dla mnie coś niesamowitego, coś zupełnie poza moim wyobrażeniem. Nigdy nie myślałem, że kiedyś będę miał okazję stać się jednym z ośmiu wyróżnionych, którzy będą mieli zaszczyt wniesienia na murawę polskiej flagi podczas pierwszego w historii meczu naszej reprezentacji na Euro 2008. Ale stało się! Mimo że minęły już prawie dwa lata, wciąż pamiętam każdy szczegół tych niesamowicie emocjonujących dni w Klagenfurcie. Podejrzewam, że pamiętać będę jeszcze długo. W czasie meczu piłkarskiego nikt nie zwraca uwagi na te kilka osób, które swą obecnością zapowiadają na scenie głównych aktorów widowiska. Dla nich jest to często największe wydarzenie w życiu
Tak cały wyjazd wspomina Mateusz.
Do Polski wyjechaliśmy w poniedziałek, 9-ego czerwca 2008. W drogę wyruszyliśmy z rana. Tym razem nie nocowaliśmy w trzygwiazdkowym hotelu. Chcieliśmy jak najszybciej wrócić do kraju. W trasie oglądamy filmy, na przystankach gramy w piłkę, a obiad jemy w bardzo fajnej restauracji pod Wiedniem. Około godziny 22 docieramy do Krakowa. Tam ostatni raz cały "flag team" widział się w komplecie. Wysiadają Paulina, Klaudia, Michał, Aleks, Kamil oraz Pan Tomek. Jaś, Mateusz, ja, Pan Maciej i fotograf jedziemy do Warszawy. Docieramy około pierwszej w nocy. Pod Pałacem Kultury i Nauki stoi już autokar oraz kibice, którzy będą wyjeżdżać do Wiednia na mecz Austria – Polska. Wysiadamy. Każdy w swoją stronę...
Na tym kończy się ta niezwykła opowieść. Niecodzienna, ale prawdziwa. Mam nadzieję, że udało mi się wam przybliżyć kilka dni z życia młodzieży „od flagi”, która była na Euro 2008.

Wielce prawdopodobne, że przez kilka dni podobnie będzie wyglądało życie młodzieży, która będzie miała ogromną przyjemność brać udział w tym samym projekcie, podczas tegorocznych mistrzostw.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto