Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zaborcza matka - historia prawdziwa

Małgorzata Michaluk
Małgorzata Michaluk
Jeziorko na dnie. Macocha dno
Jeziorko na dnie. Macocha dno Łukasz Frankowski
Zawsze byłyśmy tak naprawdę razem, nie zmieniło tego również moje małżeństwo i urodzenie dwójki dzieci. To moja matka o wszystkim decydowała. Jak mam się ubierać, co ugotować na obiad...

Zaborcza matka - zwana inaczej toksyczną, ciężko się z nią żyje, ale jeszcze trudniej uwolnić się od niej.
Impulsem do napisania tego artykułu stała się rozmowa z przypadkowo poznaną - Magdą. Byłyśmy razem na pewnej konferencji w Warszawie, w trakcie przerwy obiadowej, od słowa do słowa i po godzinie wiedziałam już wszystko na temat chorej relacji, jaka łączy główną bohaterkę tego tekstu z jej rodzicielką. Magda zakończyła właśnie kolejną terapię, która z założenia powinna pomóc jej wyzwolić się spod dominującego wpływu matki.

Oto jej historia.

Zawsze byłyśmy tak naprawdę razem, nie zmieniło tego również moje małżeństwo i urodzenie dwójki dzieci. To moja matka o wszystkim decydowała. Jak mam się ubierać, co ugotować na obiad, jak powinnam urządzić mieszkanie, na co wolno mi wydać pieniądze a na co absolutnie nie. Mój mąż, bardzo ugodowy człowiek, znosił to ze stoickim spokojem, jak wyjawił mi po latach, bał się, że zmuszona do wyboru pomiędzy nim a matką bez zbędnego wahania wskaże rodzicielkę. Było mu ciężko, ale teściową zawsze obdarzał dużym szacunkiem i atencją. To powodowało, że ta wspaniałomyślnie wybaczała mu wszystkie braki, uchybienia, błędy, jakich w jej mniemaniu dopuścił się zięć. Nie wtrącała się również do jego pracy zawodowej, w którą on z pełną świadomością uciekł, bo chociaż tam mógł zapomnieć o chorym układzie, jaki panował w domu. I tak żyliśmy sobie we trójkę. Ja, mój mąż i moja matka. Fakt, że mieszkaliśmy oddzielnie, nie był przecież żadną przeszkodą w sprawowaniu nad nami kontroli przez moją rodzicielkę.

Aż niespodziewanie dla siebie samej postanowiłam to zmienić. Kilka czynników złożyło się na to: opuszczenie domu przez dzieci, zmiana miejsca zamieszkania, pracy. W pewnym momencie zrozumiałam, że dłużej tej kurateli nie wytrzymam i powoli zaczęłam mówić: nie. Reakcja ze strony matki była szokująca. Tupała nogami, krzyczała. Wydzwaniała po swoich znajomych, rodzinie, jaka to jestem niewdzięczna, uparta. Jeden przykład. Nie pozwoliłam jej umeblować nowego mieszkania, po przyjściu z pracy zauważyłam, że dużo przedmiotów zmieniło miejsce położenia. Nie poddałam się jednak, przedmioty wróciły na stare miejsce.
Matka spróbowała kolejnej metody - „ucieczki w chorobę”. Rodzicielka z każdym dniem zaczęła podupadać na zdrowiu. Zwykłe badanie lekarskie albo laboratoryjny wynik krwi odrobinę odbiegający od normy to dowód na jej bliską śmierć a także na to, jak bardzo jestem niewdzięczną córką, która wpędza ją do grobu.

A przecież staram się opiekować matką w miarę możliwości, wiedząc od lekarzy, że nie wymaga permanentnej pomocy. Pomagam jej, co miesiąc finansowo, mąż robi ciężkie zakupy. Zapraszam rodzicielkę na święta, wszystkie uroczystości rodzinne, bywa często i bez okazji, ale jej ciągle mało i mało. Mama torpeduje z premedytacją nasze działania. Wie, że w piątek zaproponuję jej zrobienie zakupów, więc w środę prosi o pomoc sąsiadów, ostatnio dowiedziałam się, że posprzątała jej mieszkanie nowo poznana znajoma. Chociaż lekarka stwierdziła, że to jeszcze nie jest ten moment żeby wyręczać ją w drobnych pracach domowych. Cięższe typu mycie okien, wieszanie zasłon, wykonuje pewna pani, której za to płacę. Wystarczy, że nie zadzwonię do matki przez trzy, cztery dni a ona już alarmuje kuzynkę, że jest chora, bez pomocy i ta od razu pędzi do niej ze słoikiem zupy. Co myśli o mnie krewna… Od zaprzyjaźnionej osoby wiem, że mama, korzystająca w mojej obecności z kuli ortopedycznej, porusza się po swojej okolicy bez żadnego wspomagania, chodzi dziarskim krokiem, odwiedza sklepy. Czuję się bezradna i bezsilna.

Według psychologa, wszystkie działania rodzicielki mają na celu wpędzenie mnie w poczucie winy. Dziecko nigdy nie będzie dla toksycznej matki dość kochające i czułe, chyba, że zrezygnuje z własnych pragnień i własnego zdania. To podstawowy warunek. Tylko wiedzieć to jedno, a radzić sobie z tym to zupełnie, co innego.

Pod koniec rozmowy zapytałam Magdę: w jaki sposób chce rozwiązać problem? Wiem jedno, nie mogę się już wycofać – usłyszałam w odpowiedzi. Przejdę do najbardziej bolesnej opcji, oddalę się od niej fizycznie. A Ty, co mi radzisz?

Co powinnam doradzić Magdzie?
Poleciłam jej przeczytanie książki: „Matki i córki. Wzajemne relacje” - Breitsprecher Claudia. Książka, jak możemy przeczytać w nocie wydawniczej: „odsłania rozproszone często mechanizmy kształtujące życie bardzo wielu kobiet w ich rolach matki lub córki. Pozwala spojrzeć na istniejące fakty, z którymi wiele osób boryka się indywidualnie, a które jednocześnie wywierają negatywny wpływ na całe społeczeństwo. Umożliwia zgłębienie nowych sposobów budowania relacji między matką a córką”.
Z poradnika wynika, w sposób jednoznaczny, że w życiu każdej matki i córki przychodzi czas rozstania, po którym należy ponownie zbudować relacje. Optymalna sytuacja ma miejsce wtedy, kiedy obie kobiety zdają sobie z tego sprawę i akceptują naturalną kolej rzeczy. Niestety, matka Madzi nie rozumie tych mechanizmów, chce być stale obecna w życiu córki. Zamiast być dla siebie wzajemnym wsparciem, panie walczą ze sobą, niszcząc się emocjonalnie…

PS. Zdjęcie przedstawia: Jeziorko na dnie. Macocha dno; autorstwa Łukasza Frankowskiego.Topografia terenu skojarzyła mi się z opisaną historią

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto