Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zatańczmy o Polsce - recenzja baletu "I przejdą deszcze…"

Ania Grochowina
Ania Grochowina
Ewa Krasucka/Teatr Wielki
Gdy w sali pełnej widzów gaśnie światło, a na scenę wychodzą tancerze, świat za drzwiami teatru przestaje mieć znaczenie. Tu liczą się tylko taniec, muzyka i przede wszystkim - emocje. Bez nich balet byłby niczym kolorowa pusta wydmuszka.

Balet to trudna forma sztuki. Mając do dyspozycji tylko taniec i muzykę jako jedyne formy przekazu, potrzeba wielkich umiejętności, by stworzyć dzieło, które porwie, zachwyci i sprawi, że gdy kurtyna opadnie w dół, w każdym widzu zakiełkuje potrzeba wrócenia tu z powrotem. Właśnie tak wyobrażam sobie sukces przedstawienia. Gdy pierwszy raz wywołuje niedosyt i zachęca do kolejnych odwiedzin w teatrze, by na nowo odkrywać to, co już widzieliśmy.

Krzysztofowi Pastorowi z pewnością udało się wywołać ten magiczny efekt przyciągania. Połączenie muzyki Henryka Mikołaja Góreckiego z tańcem Polskiego Baletu Narodowego, dało w efekcie dzieło doskonałe. Może chwilami trudne w odbiorze, gdyż niejednolita i niedosłowna historia przedstawiona na scenie może być nie dla każdego zrozumiała, nie mniej jednak zasługujące na najwyższe formy uznania.

Krzysztof Pastor, ceniony choreograf i inscenizator, po latach tworzenia na obczyźnie, powrócił kilka lat temu do kraju i za namową dyrektora Teatru Wielkiego, Waldemara Dąbrowskiego, objął dyrekcję baletu Opery Narodowej. Po wystawieniu swoich wcześniejszych inscenizacji: “Tristana”, “Kurta Weilla” oraz “In Light and Shadow”, które pokazywane już były zagranicą, przyszła pora na całkiem nowe przedstawienie, stworzone specjalnie dla Polskiego Baletu Narodowego. “I przejdą deszcze…” jest swoistą rozprawą Pastora z historią naszego kraju. W balecie znajdziemy nawiązania do Holocaustu, walk powstańczych oraz osobistych dramatów wojennych. Pastor, tworząc najnowsze dzieło, po raz kolejny sięgnął po muzykę Henryka Mikołaja Góreckiego. Poruszające i pełne dramatyzmu “Beatus Vir“, “Quasi una fanstasia” oraz “Kleines Requiem für eine Polka” wydają się być wprost stworzone do opowieści o umęczonej Polsce.

Gdy w sali więc gasną światła, a tancerze wychodzą na scenę, wiemy, że czeka nas widowisko pełne emocji i niezapomnianych przeżyć. Ciekawym zabiegiem było rozstawienie chóru na poszczególnych piętrach bocznych balkonów. Połączenie wydobywających się z przednich części sali głosów chórzystów z graną na żywo muzyką pod batutą Marty Kluczyńskiej, stworzyło interesujące wrażenie trójwymiarowości.

Początkowe sceny to kalejdoskop tancerzy podzielonych na dwie grupy: tych przedstawiających ludzi współczesnych, co wywnioskować można po strojach i tych tańczących w zwiewnych tiulach symbolizujących cienie przeszłości. Sceny zbiorowe przewijają się przez cały czas trwania spektaklu, jednak największe wrażenie robią występy solowe. Taniec Tchnienia (Sergey Popov) i Dwóch Złowrogich (Adam Kozal, Vladimir Yaroshenko), czy przejmująca scena z parą, w której kobieta jest pochłaniana przez ogień, do głębi poruszają. Swoją drogą iluminacja przypominająca iskrzące się płomienie, robi spore wrażenie, biorąc pod uwagę fakt, że inscenizacja jest pozbawiona dekoracji. Dzięki temu zaś, że na scenie nie zastosowano ozdób, a operowano jedynie światłem, uwaga widza w całości koncentruje się na tancerzach.

Kulminacją całego baletu była scena końcowa, Tchnienia tańczącego w strugach deszczu. Fragment po pierwsze piękny wizualnie. Krople deszczu spływające po nagim ciele tancerza oświetlonego ciepłym światłem reflektorów podkreślają grę wytrenowanych mięśni. Tańczący Sergey Popov przywodzi na myśl mistyczną postać wyłaniającą się z kłębów pary wodnej. Po drugie zaś scena ta jest nawiązaniem do tytułu baletu, będącym frazą zaczerpniętą z wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. “I przejdą deszcze, zetną deszcze, jak kosy ciche i bolesne, i cień pokryje, cień omyje (…)”. Tchnienie zatem kąpie się w oczyszczających kroplach deszczu, zmywając z siebie ból i cierpienie okresu wojny, bo “(…) deszcz jest jak litość-wszystko zetrze (…)”.

W trwającym półtorej godziny niezwykłym spektaklu wizualnym, Krzysztof Pastor ukazał nam pochłaniającą, pełną emocji wizję kraju trawionego wojną. Gdy kurtyna opadła w dół, a na sali rozległy się brawa, z pewnością nikt nie był zawiedziony z czasu poświęconego na tę krótką opowieść historii.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto