Księżyc - podróż udana nie w... pełni.

2018-08-22 15:11:31

"Księżyc" to zbiór reportaży Martina Caparrosa o nieprzypadkowym charakterze. Argentyński pisarz jeszcze w poprzedniej dekadzie przyjął zlecenie od ONZ-u na napisanie raportu - o uchodźcach i światowym problemie migracji - obejmującego 8 miast: Kiszyniów, Monrovię (stolicę Liberii), Amsterdam, Paryż, Barcelonę, Madryt, Lusakę (stolicę Zambii) i Johannesburg. Na całą podróż, przez siedem krajów, miał miesiąc - tytuł zbioru reportaży dedykował więc miesiącowi, czyli księżycowi właśnie.

ONZ zapewnił mu nie tylko pieniądze, wyżywienie, noclegi, przeloty, podróże, informatorów, ale i rozmówców, stąd inicjatywa Caparrosa wydaje się znikoma - wkład pisarza to spisywanie rozmów (o ile i w tym go ktoś nie wyręczył) i komentowanie. Ponieważ za sprawą Wydawnictwa Literackiego "Księżyc" ukazał się w Polsce dopiero po dekadzie, a w międzyczasie sam Caparros wydał (w tym i u nas) swoje opus magnum, "Głód", nominowany do nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego, nie sposób uniknąć porównać między dwiema książkami.

Zacznijmy od tego, że "Głód" był dobry, "Księżyc" jest zły. To mocne zestawienie, ale niestety, prawdziwe. Jedynym na tym tle plusem Księżyca" jest jego krótkość, ale zasługa to raczej wątpliwa. Miesięczna odyseja Argentyńczyka jest dokładnie taka, jak została zamierzona - oddaje tylko tyle, co pisarz mógł przez tak niewielki czas zaobserwować. Co prawda Caparros nie udaje, że świat chce swym reportażem podbić, ale z drugiej strony czym jest próżność artysty, jak nie jego pełnym artystycznym prawem? "Głód" zamierzony był dokładnie na odwrót - jako dzieło konkwistadorskie, świat podbijające, albo cokolwiek temu celowi służące. Fałszywa, czy autentyczna skromność o jakości dzieł faktycznie więc nie decyduje.

Co do tematyki - przesłanie obu dzieł jest zbliżone, chociaż trochę też i inne. W "Głodzie" Caparros podkreślał, że rocznie z głodu umiera 9 milionów ludzi. Każdy, kto po "Głód" sięgnął liczby te ma niejako wytatuowane z tyłu głowy i może je sobie zestawiać ze średnimi rocznymi ofiarami II wojny światowej (60 milionów, czyli rocznie 10 milionów) i z dumą prężyć się, że jest ich o milion mniej - i nie robić nic.

Ale gdyby rozbić ofiary II wojny światowej osobno na ofiary nazizmu i ukryte ofiary komunizmu, okazałoby się, że współczesny kapitalizm cichym przyzwoleniem na śmierć głodową zabija rocznie więcej, niż zabijał nazizm i komunizm osobno. Niefajnie.

W "Księżycu" takich mocnych tez brakuje. Przeciwnie - Caparros trzyma się na dystans do opisywanych przez siebie migrantów - o trójce Arabów mówi, że w ogóle o nich nie napisze, a ich historie, czyli istnienia, mu się nie przydadzą. Wspomina, chyba niepotrzebnie, o przykrym, różniącym się zapachu potu osoby o innym kolorze skóry. Przelatując samolotem nad Morze Śródziemny zastanawia się nad tym ile osób pod nim teraz się topi, albo że po powrocie porozmawia sobie z kimś, kto teraz pod nim nielegalnie przepływa. Może nie są to uprzedzenia, może są. Może pisząc o tym Caparros ukazuje sam siebie jako kołtuna - świadomie. A może po prostu jego wrażliwość nie jest na tyle dojrzała, czy subtelna - i po to możemy zestawiać "Księżyc" z "Głodem", by tę przemianę móc samodzielnie dostrzec. W kontekście "Głodu", w którym Caparros zastaniawał się, czy warto mieć zwierzęta domowe, jeżeli jedzą one mięso, którego koszt wyprodukowania równa się kosztowi wegańskiego wyżywienia kilku ludzi - można zapytać ile kosztowały miesięczne podróże białego człowieka w samolocie i ilu uchodźców przypłynęłoby do sobie wymarzonego lepszego świata za ich równowartość.

Jesteś na profilu Julian Tomala - stronie mieszkańca miasta Polska. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj