Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piractwo czy bieda?

mtx@op.pl
[email protected]
Płyta.
Płyta. Monika Czaplicka
Coraz częściej spotykamy się z różnymi formami walki z piractwem. Czy to wytwórnie fonograficzne, czy, dystrybutorzy filmów – wszyscy krytykują ściąganie plików z internetu. Dominuje jeden argument: nie ściągajcie – to będzie taniej.

Do kin wszedł „Sweeney Todd”. Stoję przed dylematem - iść do kina za 20 zł, trzeba tam dojechać (bileciki do kontroli, proszę), a najbliższe jest 30 minut drogi ode mnie, do tego zimno, szybko robi się ciemno, musiałbym się wyszykować do wyjścia (przecież w domowym dresie nie wyskoczę!) i jak chciałabym coś zjeść to kolejne kilkanaście złotych. Nie mówiąc o tym, że powinnam iść z kimś, bo samemu to tak trochę głupio. Czy może warto ściągnąć sobie z netu, praktycznie za darmo i poszukać ewentualnie napisów (korzystając z Napiproject to łatwizna). Obejrzę sobie kiedy chcę, wyposażę się w co tylko mi się spodoba, zrobię stop, kiedy potrzebuję.. Ciężko wybrać.

Za kilkanaście dni czeka mnie premiera drugiej części „Step Up 2”, czyli filmu, który straszliwie lubię. Już sięumówiłam z koleżanką, że idziemy do kina. Jak tylko się ukaże kupię sobie go na DVD w oryginale.

Więc od czego to zależy? W moim przypadku od filmu. Jeśli lubię i zależy mi - nie potrafiłabym go oglądać na domowych głośnikach. Ale coś, o czym się po prostu mówi, ale nie wiem czy będzie dobre- czy warto tyle ryzykować?

Jeśli nie wiadomo o co chodzi, na pewno chodzi o pieniądze...

Dlaczego ściągamy? Bo to za darmo. Chociaż wszyscy wiemy, że trzeba płacić za internet. 150 zł instalacja oraz 120 miesięcznie za roczną umowę. Czyli 1600 zł na rok. Ściąganie filmu niech będzie 30 godzin. Przy 8760 godzinach w roku płacimy 18 groszy za godzinę, gdyby internet był 24 godziny na dobę. Doliczając prąd i to, że tyle zwykle nie chodzi niech będzie, że płacimy 50 gr za godzinę. To nadal taniej niż oryginał.. A biorąc jeszcze pod uwagę, że internet tanieje, to już w ogóle zaczynają się robić śmieszne kwoty.

Ale masz tu śmietnik...

W sumie chyba głupia sprawa, ale ja wolę mieć film na dysku niż żeby stał na półce. Kiedy filmów robi się dużo, zaczyna brakować miejsca muszę przekładać inne rzeczy i robi się problem. A film, nawet jeśli mi zapcha mogę go spakować do zipa czy rara i już jest mniejszy. Przy gwałtownym braku po prostu go wyrzucam i ściągam na nowo kiedy potrzebuję. W razie czego mogę wypalić na płytce za złotówkę i rzucić gdzieś, ale to znowu zajmuje miejsce.. chociaż mniejsze niż pudełko..

Bo za granicą jest inaczej...

Ale czy rzeczywiście? Zależy gdzie, kiedy i o co chodzi.. W Wielkiej Brytanii kupi się płytę za kilka funtów (5.5 średnio). Czyli ok. 30 zł. Biorąc jednak pod uwagę zarobki Brytyjczyków, to mogą sobie pozwolić na 4 tysiące płyt. Wysokość zarobków – to jedna z najważniejszych przesłanek pobudzających Polaków do szukania pracy za granicą (oczywiście, poza faktem, że ona tam po prostu jest). Trudno się temu dziwić, skoro statystyczny Polak zarabia siedem razy mniej niż Duńczyk, ale już tylko półtora mniej niż Portugalczyk. W UE najwięcej zarabiają obywatele Luksemburga – prawie 3,5 tys. euro miesięcznie, Duńczycy mają ponad 3,2 tys. euro, a średnia płaca w Wielkiej Brytanii wynosi około 2,9 tys. euro. Dla porównania przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto Polaka to nieco ponad 460 euro. Luksemburska pensja (w przeliczeniu – ponad 16 tys. zł) rozpatrywana z punktu widzenia np. mieszkańca Lublina, Słupska czy Suwałk to niewyobrażalne wynagrodzenie. Te same pieniądze np. dla Duńczyka, który żyje w zupełnie innym otoczeniu ekonomicznym, to kwota tylko przyzwoita.

Walka się zaostrza

Chyba każdy, kto korzysta chociaż trochę z internetu słyszał o zamknięciu strony z napisami: napisy.org. W maju zeszłego roku policja zatrzymała twórców strony. Dystrybutorzy mieli nadzieję, że jeśli zniknie największa baza napisów, to i zmniejszy się liczba ściąganych filmów. Efekt był taki, że wiele osób postanowiło bojkotować kino. Ludzie z większą jeszcze werwą zaczęli dokładać napisy do innych serwisów.

Piratem być...

Piractwem komputerowym jest kopiowanie, reprodukowanie, używanie i wytwarzanie bez zezwolenia produktów programowych chronionych przez prawo autorskie (ustawa z dnia 4 lutego 1994r. o prawie autorskim).

Zalety bycia piratem opisałam. A jakie są wady? Według danych BSA (Business Software Alliance), z 2005 roku, ok. 60 proc. Polaków jest piratami. Powoduje to straty budżetu na 80 mln dolarów. Można to przeliczyć na 15 tysięcy miejsc pracy, które mogłyby zostać stworzone w ciągu roku. Ze względu na to, że firmy muszą wkalkulowywać w swoje koszty straty (tego, że ktoś nie kupi produktu, a jedynie ściągnie go) podnoszą ceny produktów. Koło się zamyka. Oczywiście wyższe ceny i mniej kupujących to kolejne problemy finansowe. Gorsza obsługa klientów, mniej nowych produktów, to także mniejszy wybór i zwiększanie niedostępności (firma produkuje mniej płyt czy kaset). Mniej sprzedanych produktów, to mniejsze wpływy z podatków. Mniejsze wpływy budżetowe to brak pieniędzy na wiele palących problemów od podwyżek przez reformy aż po pomoc socjalną.

Oczywiście im wyższe piractwo tym mniej również producentów i dystrybutorów ma ochotę na wpuszczanie na nasz rynek swoich produktów. A to znowu powoduje mniejszy wybór oraz wyższe ceny (monopolizacja).

Nie zapominajmy też o okradaniu autorów i firm, które przyczyniły się do powstania danego filmu, muzyki czy programu. Im należą się pieniądze za pracę włożoną w te produkty.

Strach się bać

Za złamanie prawa (w postaci piractwa) grozi nam kara grzywny, konfiskaty sprzętu, wypłata odszkodowań autorom oprogramowania czy nawet kara więzienia.

Z danych Centralnego Biura Śledczego: w pierwszym półroczu 2005 roku policja zabezpieczyła: 890 dyskietek z pirackimi programami wartości 77 266 zł. 108 587 płyt CD z oprogramowaniem o wartości 13 mln 995 068 zł . 1125 twardych dysków komputerowych z oprogramowaniem o wartości 1 mln 294 322 zł. Znaczną część zabezpieczonego materiału dowodowego stanowiły płyty z grami komputerowymi. Według szacunków policji to 19 257 płyt z grami o łącznej wartości 2 mln 624 562 zł.

Nie mówiąc o tym, że mniej niż 50 proc. konfiskowanego oprogramowania (wg danych BSA, 2007) zarażonych jest wirusami, Trojanami lub innymi złośliwymi kodami.

Co robić?

To naprawdę nie jest trudne. Na stronie: bsa.org znajdziecie darmowe (a więc legalne) programy do wykonywania audytu legalności oprogramowania.

Warto też dokształcić się z różnych typów licencji programów aby wiedzieć, które posiadamy legalnie, a które nie. Tu z pomocą przychodzi strona: hack.pl.

A na koniec warto skorzystać z darmowych rozwiązań. Są alternatywy dla każdego typu programów: peb.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto