Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

1 maja 2004 roku wjechaliśmy Polonezem Atu do Unii Europejskiej!

Jarosław Franciszek Furmaniak
Jarosław Franciszek Furmaniak
Flaga
Prawdziwe historie z życia wzięte - pasjonujące podróże, przygody i praca przeciętnych Polaków. Niezwykła wyprawa w pięć wyjątkowych i długich dni z Polski do Irlandii prywatnym niezawodnym autem wyprodukowanym w FSO Warszawa.

1 maja 2004 roku Polska weszła, a autor artykułu wjechał czerwonym Polonezem Atu, do Unii Europejskiej.

Pierwsza z pięciu późniejszych wypraw - w 120 godzin do Irlandii samochodem prywatnym, gdy tymczasem standardowy autokar rejsowy pokonuje tę trasę (Warszawa - Dublin) w 32 godziny… (a samolot w... 120 minut). Ale za to przewieźliśmy prywatne auto promem bezpośrednim z portu Cherbourg we Francji do Roslare w Irlandii (za jedyne 240 euro za dwie osoby i poloneza).

Pierwszego maja 2004 r. wyruszyłem porannym pociągiem z Warszawy do Częstochowy. Na parkingu przy częstochowskiej stacji czekał już kolega w błyszczącym czerwonym Polonezie Atu - również zwerbowany przez to samo biuro hunterskie do pracy kontraktowej w Irlandii. Jerzy (27 lat) był zawodowym kierowcą TIR-a; wcześniej, jak zapewniał, jeździł już w Portugalii i Hiszpanii. Chciał mieć zapewnioną mobilność, aby być niezależnym od komunikacji na wyspie, gdzie niejednokrotnie autobusy lub pociągi kursują tylko jeden raz dziennie do mniejszych miejscowości - dla szukającego lepszej pracy to, co najmniej, duża niedogodność lub nawet ogromna przeszkoda.

Ruszyliśmy niezwłocznie w daleką drogę. Jeszcze tylko zabraliśmy koleżankę/sąsiadkę Jerzego, która jechała z nami okazją po drodze (wracała z urlopu do pracy w Niemczech).

Na granicy byliśmy jeszcze tego samego dnia. Tam ostatnie zakupy w Polsce i wymiana walut – pamiętam, że euro brakowało wtedy tylko kilku groszy do 5 zł – żałowałem, że nie zdążyłem wymienić w Warszawie, gdzie było korzystniej. Droga przez Niemcy autostradami monotonna, usypiająca, tylko postoje na stacjach są ciekawe, każda trochę inna, robiąca wrażenie (w Polsce takich wcześniej nie spotykało się) – na liczniku wskazówka, wyglądająca jakby przyklejone było 90 km/h. Dowiedziałem się, że to podobno nawyk kierowcy ciężarówki (lewa ręka na kierownicy - prawa na lewarku zmiany biegów), prędkość ekonomiczna dla poloneza (zasięg na trasie około tysiąca km, bo miał instalację gazową) wg kolegi to właśnie tyle i dlatego taką utrzymywał.

Około północy dotarliśmy do miejsca, gdzie koleżanka mieszkała i pracowała. Krótki postój na herbatę, kawę i dalej w drogę. W nocy jest luźniej na drogach, ale i kierowca musi być przyzwyczajony do takiej jazdy. Na rozbudowanych krzyżówkach-rozjazdach były momentami chwile zastanowienia, którą drogę, który zjazd należy wybrać. Jechaliśmy wtedy bez nawigacji, jakby na wyczucie czy pamięć kierowcy. Granica do kolejnego kraju po drodze mignęła w nocy niepostrzeżenie.

Jak już wjechaliśmy do Francji, to dopiero po innych znakach drogowych mogliśmy się zorientować o zmianie kraju. Zresztą szybko, już we Francji, zjechaliśmy z autostrady, bo są płatne i jak stwierdził Jerzy, koszt przejazdu nimi wynosiłby ponad 30 euro, a drogi lokalne są również w dobrym stanie i najważniejsze: są bezpłatne. Równa jazda skończyła się już nad ranem drugiego maja, bo prozaicznie skończyło się paliwo (i gaz, i benzyna), a wszystkie stacje przy naszej lokalnej drodze były zamknięte. Tak na marginesie, sklepy we Francji zamykane są chyba wcześniej niż w Polsce i krócej pracują. Czekaliśmy do rana przed zamkniętą stacją paliw sieci marketów Auchan, około 10
okazało się, że 2 maja to we Francji święto i ta stacja nie będzie tego dnia otwarta. Zyskiem była kilkugodzinna drzemka kierowcy (Jerzy całą drogę jechał sam, nie dopuszczał nawet jakiejkolwiek możliwości zmiany).

Na oparach benzyny dotarliśmy do jakiejś otwartej stacji benzynowej w centrum miasteczka. Tankowanie do pełna i dalej w drogę. Krajobrazy cudowne, piękne widoki, przyroda obudzona do życia, droga równa i pusta, mignęły też po drodze zielone równe pola słynnej bitwy pod Verdun. Przejazd przez miasteczka, jak w Polsce, wolniej (50km/h), bo są zbudowane wymyślne szykany (nie zawsze garby jak w Polsce, zdarzają się zwężenia i zakręty, które także wymuszają zmniejszenie prędkości). Po drodze jeszcze krótki postój przy otwartej cukierence/piekarence - na śniadanie ze świeżą bagietką i aromatyczną kawą, wszystko to w majowym słońcu.

Dotarliśmy w końcu do portu w Le Havre, który okazał się „nie naszym”, bo z niego nie było bezpośredniego promu do Irlandii. To była kosztowna pomyłka, bo po pierwsze straciliśmy kilka godzin, a po drugie wyjazd z portu mostem w pożądanym dla nas kierunku (na płd/zach) do następnego portu był płatny (5 euro). Nie przypuszczałem nawet, że zawodowy kierowca będzie jechał na żywioł (na wyczucie), bez opracowanej trasy i sprawdzonych promów. Ale to szczegół. Co kilka godzin odbierałem telefony od mojego wynegocjonowanego pracodawcy z Irlandii, pytał, gdzie jestem. Bo czas przejazdu już się wydłużył ponad normę. W Cherbourgu byliśmy późnym popołudniem. Szybko okazało się, że nasz prom odpłynął niedawno – niewielkie było nasze spóźnienie, a następny będzie dopiero za 48 godzin (to chyba ten sam statek). Wykupiliśmy bilety na ten następny i pozostało tylko na niego poczekać te paredziesiąt godzin.
Kolega znalazł bez trudu czynny market jakby znał już to miasteczko. Miejscowe wino z winogron było wyjątkowo tanie - butelka 0,75 l już poniżej euro. Kierowcy czekający na prom do Irlandii mieli później w bagażach upakowane po kilkadziesiąt takich butelek (już na miejscu, na wyspie okazało się, że tam najtańsze wino kosztuje ponad 5 euro – czyli na każdej butelce 5 x czysty zysk…). Czas oczekiwania wypełniło zwiedzanie okolicy – jest tam niedaleko portu morskie muzeum, gdzie stoją na wodzie jeszcze wojenne okręty z 1919 roku, a okoliczne nabrzeże posiada historyczne oryginalne fortyfikacje i umocnienia z tamtych czasów. Bezcenne dla miłośników militariów. W okolicy tamtego portu z czasów I wojny światowej zatrzymała nas do kontroli lokalna żandarmeria. Niespotykany w tamtych okolicach samochód – polonez – wydał im się niezwykle podejrzany. Kontrola naszych dokumentów drogą radiową zajęła im około dwóch godzin. My w tym czasie musieliśmy grzecznie siedzieć w naszym aucie. Ale później nas przeproszono i życzono szerokiej dalszej drogi.

Noclegi na parkingu w okolicach portu, można było także korzystać z infrastruktury dworca (m/in z gniazdek sieciowych do naładowania komórek) i oczywiście toalet. Prom zjawił się punktualnie o czasie. Ale już jego wypłynięcie po załadunku opóźniło się prawie dwie godziny z powodu awarii zamknięcia wodoszczelnej grodzi (klapy) okrętu. Po wypłynięciu okazało się, że pogoda jest nieco sztormowa i prom popłynie z przygodami. Bujało mocno, większość pasażerów chorowała z tego powodu. Mnie omijała ta przyjemność aż do ostatniej 25-godziny rejsu, gdy widać już było port docelowy w Roslare, w Irlandii (przed wypłynięciem przypuszczaliśmy, że trasa zajmie ok. 12 godzin – kolejna nasza pomyłka).

Na promie nawet bez wynajętej kabiny nie było problemów z noclegiem. Można spać wszędzie. Do wyboru było dziesięć pokładów. Również na miękkich dywanach niektórych pokładów lub w fotelach na pokładzie widokowym. My znaleźliśmy miękkie kanapy w klubie (kasynie) czy też może salonie gier opustoszałym na noc. Odprawa i rozładunek po zacumowaniu w porcie na wyspie w nocy przebiegła sprawnie i bez problemów. Już wkrótce jechaliśmy czerwonym polonezem lewą stroną ulicy z kierowcą po niewłaściwej stronie - do miasta Waterford, gdzie w centrum czekał na mnie nowy pracodawca. Przesiadka o północy do jego samochodu i tu zaczyna się inny rozdział zupełnie nowej historii.

Znajdź nas na Google+

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto