Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

1000 dni rządu Tuska - sukces czy porażka?!

Tomasz Radochoński
Tomasz Radochoński
Jest sporo osób, które uważają, że rząd Tuska przez te 1000 dni nic dobrego dla Polski nie zrobił. Czy - i ewentualnie jakie - ma sukcesy? Czy przynosi Polsce jedynie wstyd, zwłaszcza za granicą? Jak wypada na tle innych rządów tej dekady?

Pytanie - ile rząd Tuska zrobił dla Polski, jest na pewno zasadne. Moja odpowiedź - z pewnością za mało. Co nie znaczy - nic. Można by też to pytanie postawić inaczej. Zwłaszcza, że w naszych nędznych politycznych warunkach wg mnie jest już dobrze, jeśli rząd nie szkodzi - a w mojej opinii w ciągu tego okresu 1000 dni rząd premiera Tuska raczej nie szkodził. A to już sporo.

Co zrobił?! Sukcesy ma na pewno nieliczne. Tym bardziej warto je wypunktować.

Jak dla mnie - spory i pamiętny sukces to działania minister Kopacz, która chyba jako jedyna w Europie "postawiła się" koncertom farmaceutycznym. Mimo wielu oskarżeń, wybuchów opozycji, nieraz fali paniki (jest wiele teorii, że cynicznie spowodowanej właśnie przez owe koncerny) nie ugięła się. Nie wydała milionów z naszych podatków na niezbyt pewne szczepionki - za które same koncerny nie chciały wziąć odpowiedzialności! - i oszczędziła nam losów innych krajów, które po tej niby "wielkiej pandemii" zakupione wielomilionowym kosztem szczepionki mogły co najwyżej wyrzucić do kosza.

Postawiła się międzynarodowym koncernom, które arogancko i cynicznie, często nieetycznie,
dbając tylko o zyski, chcą dyktować politykę międzynarodową, wpływać na działania niezależnych rządów. I za to, że miała odwagę mimo licznych nacisków tak postąpić - jak też za profesjonalizm w czasie kierowania trudnymi, wstrząsającymi oględzinami spopielonych zwłok katastrofy smoleńskiej - ma moje wielkie uznanie.

MSZ i wizerunek za granicą

Kolejny spory sukces to, w mojej ocenie, dobrze funkcjonujące Ministerstwo Spraw Zagranicznych - i w konsekwencji dość dobra opinia o Polsce na świecie, tak istotna dla przyciągnięcia inwestorów. To także zasługa premiera, który dobrze potrafi odnaleźć się w Europie, sprawiając pozytywne wrażenie człowieka życzliwego i otwartego, a tym samym - przedstawiając Polskę jako kraj gotowy do dialogu, niekłótliwy, życzliwie nastawiony do świata.

Cywilizowany, a nie leżący w jakiejś dziczy (choćby obyczajów), wiecznie szukający zwady - a tak niestety nadal sporo osób na zachodzie Europy postrzega nasz kraj. Z czym trzeba walczyć zręczną dyplomacją, a nie kłótliwością i obelgami, tak typowymi np. dla MSZ rządów PiS - i przez to potwierdzającym szkodliwe stereotypy o Polsce. Sam minister Sikorski to jak dla mnie jeden z bardziej sensownych i fachowych ministrów w tym rządzie.

Sikorski się nie obraża

Sikorski potrafił, z trochę bujającego w obłokach prawicowca z mocarstwowym zacięciem, stać się pragmatycznym fachowcem, stosującym zasady Realpolitik. Pokazał, że potrafi uczyć się na błędach, zmieniać swoje postawy. Jak kiedyś, gdy obejmował MSZ: z "rusożercy" w zwolennika dialogu z Rosją, z euroentuzjasty w ostrożnego optymistę, eurorealistę. Generalnie - z osoby chcącej wszystko załatwić "od razu", wymachującej kartką z polskimi postulatami w gabinecie sekretarza obrony USA Rumsfelda (który szybko osadził go słowami: "Spokojnie, Radek. Schowaj tą kartkę") w człowieka rozumiejącego dyplomację, grę subtelnych kompromisów i długotrwałej, ciężkiej pracy.

I kluczowe tu pamiętanie, że mocarstwem to my możemy być, ale co najwyżej regionalnym - na tle Czech czy Węgier. I nie możemy dyktować warunków Europie czy Rosji - możemy za to (i musimy!!) skutecznie, długofalowo przekonywać do naszych racji; także koniecznie dbać o dobry PR w świecie. Sikorski nauczył się (jest to zresztą zaleta wielu ministrów tego rządu, to trzeba im oddać), że powinien darować sobie krzykliwe wystąpienia polityczne czy ciągłe brylowanie w telewizji i skupić się na solidnej robocie w MSZ. Jak dla mnie wspaniała odmiana po pieniackiej, pełnej "machania szabelką" i pustych gestów czy nawet niepojętego w polityce "obrażania się", jakie nieraz serwował nam poprzedni rząd, z nieustannie kompromitującą Polskę za granicą minister Fotygą na czele.

Mit "zielonej wyspy"?

Gospodarczo - wiadomo, nie ma co w zachwytach rozpływać się nad tą polską "zieloną wyspą" w Europie na tle kryzysu. Lecz na pewno - w porównaniu do tak dobrze rozwijającej się kiedyś Hiszpanii, obecnie z 20-procentowym bezrobociem, czy choćby do zniszczonej kryzysem Grecji (a oba kraje lata przed Polską wstępowały do Unii, i obficie korzystały z jej pomocy finansowej) - nasz kraj znajduje się w niezłej kondycji i trzeba docenić dość rozsądne kroki polskiego rządu. Choćby w minimalizowaniu kryzysu; nieszkodzeniu głupimi działaniami, tłumaczeniu konieczności oszczędzania. Także świetny, bardzo obrazowy chwyt PR-owy z eksponowaniem tej polskiej zieleni w morzu czerwonej, pogrążonej w recesji Europy - może choć trochę przyciągnie inwestorów.

Doceniając, nadal warto tu patrzeć rządowi na ręce - szczególnie teraz, gdy (co niestety w wyborczej logice oczywiste) przed wyborami nie pali się do istotnych reform, stosuje także "kreatywną księgowość", by ukryć prawdziwe rozmiary dziury budżetowej.

Najważniejsze wyzwanie - jak tworzyć nowe miejsca pracy?!

Realnych (i kolosalnych) wyzwań ten rząd ma sporo. Wg mnie przede wszystkim trzeba zadbać o podstawy - odkładaną corocznie (i to w okresie koniunktury!!! - także przez "szpanujące" teraz prospołecznością SLD, o PiS nie mówiąc) reformę finansów publicznych.

Kolejna niezwykle istotna dla kondycji całego narodu jest reforma zupełnie niewydolnych i odrealnionych systemów edukacji i nauki, jak też rozwój nowych technologii - absolutnie kluczowy, jeśli nie chcemy stać się zagłębiem taniej siły roboczej dla reszty Europy. Wreszcie, przyciąganie inwestorów zagranicznych, jak i aktywizowanie naszego rodzimego biznesu, samozatrudnienia czy tak kluczowych dla gospodarki małych i średnich firm.
Trzeba monitorować działania rządu w powyższych kluczowych kwestiach, naciskać na Sejm, na posłów ze swoich okręgów, by wreszcie przegłosowali ustawy, konieczne do przeprowadzenia reform. W tych tematach - a więc i w sprawie większej liczby miejsc pracy, choćby dla 600 tysięcy absolwentów studiów wyższych, co roku wchodzących na rynek - odpuszczać nie można.

Zreformować to wszystko to wyzwanie na pewno olbrzymie, zapewne na parę kadencji Sejmu. Już sama liczba absolwentów z mgr, rok do roku zwiększająca się o ponad pół miliona i wchodząca na rynek pracy (a są przecież także miliony innych, nie tylko młodych osób, w trosce o których życie i pracę także trzeba wreszcie zacząć wprowadzać reformy), pokazuje ogrom i skalę wyzwania. Niemniej trzeba je kiedyś podjąć i to właśnie Platforma powinna mieć na tyle odwagi, by w przeciwieństwie do rządów ostatniej dekady coś w tej materii wreszcie zrobić.

Chroniczna amnezja wyborców

I na koniec refleksja generalna - w ocenie rządów czy polityków warto nie pozwolić, by dotykał nas grzech polskiej polityki - amnezja wyborców. Datuje się ona już od pierwszych wolnych rządów solidarnościowych. Często skłóconych, zniszczonych "wojną na górze" (zarzewiem konflikt miedzy Jarosławem Kaczyńskim i Adamem Michnikiem, w konsekwencji - Wałęsą i premierem Mazowieckim), to prawda - ale wyprowadzających kraj z nędzy PRL, rządów wreszcie demokratycznych, złożonych z opozycjonistów.

Ledwie trzy lata paru ekip rządowych z Solidarności - pełnych wad, jasne, ale jednak modernizujących kraj , w bardzo trudnej sytuacji gospodarczej i społecznej - i naród wybrał w wyborach postkomunistyczne, cyniczne SLD. Z całą spuścizną PZPR, niszczącej Polskę przez prawie pół wieku PRL. SLD, które przez 4 lata swych rządów zmarnowało koniunkturę (efekt solidarnościowych reform właśnie!) i nie wprowadziło potrzebnych reform, uprawiało jawny nepotyzm, korupcję i "kolesiostwo" na wielką skalę. I praktycznie nic dobrego (także w sferze społecznej) nie zrobiło dla Polski.
Później rządziła koalicja AWS - UW, tez nieidealnie, ale jednak wprowadzając istotne reformy, próbując coś zmieniać na lepsze - i znowu, zrażeni chwilowymi trudnościami wyborcy w 2001 roku, zapominając zupełnie, że ich rządy były jeszcze gorsze - poparli Sojusz.

Który oczywiście, rządząc do 2005 roku popełniał te same błędy, znowu dbając tylko o siebie, będąc cyniczną partią władzy. Która teraz lansuje się na "alternatywę", "społecznie wrażliwą", co śmiechu warte, zważywszy ich powiązania i machlojki z wielkim biznesem. A ostatnio aparatczyk - populista Napieralski zdobywa 14 procent poparcia w wyborach, po prostu - totalna amnezja wyborców.

Proporcje, kontekst, porównanie, ocena

Warto o tym pamiętać, także oceniając ten na pewno nieidealny rząd, nawet widząc, że mógłby więcej robić dla kraju. By wpisywać rząd premiera Tuska w odpowiedni kontekst, porównywać np. z nepotyzmem za rządów SLD czy atmosferą tworzenia ciągłych sporów, dzielenia narodu, cynicznej gry: teczkami, krzyżem, patriotyzmem, często rażącej niekompetencji - w czym specjalizował się choćby PiS.

To wydaje mi się bardzo istotne w tej ocenie - nie krytykować wszystkiego, jak leci - bo wiadomo, rząd odpowiada za wszystko i wszędzie można mu "przywalić". Nie marzyć o jakimś odrealnionym ideale, ale porównując ten rząd z poprzednimi, próbować oszacować proporcje tego, ile zrobił; albo też czy - i jak mocno - zaszkodził. I dopiero później - oceniać.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto