Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

2 kwietnia 2005. Trzy lata później…

Agata Pańczyk
Agata Pańczyk
Licencja: This image is a work of an employee of the Executive Office of the President of the United States, taken or made during the course of the person's official duties. As a work of the U.S. federal government, the image is in the public domain.
Licencja: This image is a work of an employee of the Executive Office of the President of the United States, taken or made during the course of the person's official duties. As a work of the U.S. federal government, the image is in the public domain.
Nigdy nie spotkałam osobiście Jana Pawła II, chociaż bardzo tego pragnęłam. I wierzę, że to marzenie się spełni. Że stanę w kolejce do Niego i po oczekiwaniu, które wyda mi się wiecznością bądź ułamkiem sekundy, ujrzę z bliska Jego twarz.

Sierpień. Rok 2002. Ostatnia pielgrzymka Jana Pawła II do Ojczyzny, chociaż wtedy nikt tego na głos nie powiedział, wtedy zapraszaliśmy papieża ponownie. Nie chciałam patrzeć w ekran telewizora. Nie, nie wtedy. Śląsk miał najgorszy sektor. A może my dostaliśmy takie złe wejściówki?

Kraków 2002

Potem udało nam się załatwić coś lepszego. Trzeci sektor, długie godziny oczekiwania… I wtedy przyjechał. Widziałam plamkę na ołtarzu, pożyczałam lornetkę od studentów stojących przede mną. Widziałam Go, chociaż gdybym została w domu mogłabym oglądać Jego każdy gest. Ale żadne słowa nie zdołają oddać niepowtarzalnej atmosfery panującej na Błoniach, wspólnego śpiewania religijnych pieśni, rozmów w przepełnionym pociągu, nocy spędzonej w pokoju, w którym spało prawie dwadzieścia osób. Tego nie da się opisać słowami, nie da się zreferować ani podzielić się swoimi refleksjami. Chwile, w których słowa miłość i wiara krystalizują się, z abstraktów stając się niemalże namacalnymi przedmiotami trzeba przeżyć samemu.

On zmienił Polskę, zmienia ludzkie losy...

„Narty ojca świętego” Jerzego Pilchaoraz spektakl o tym samym tytule w reżyserii Piotra Cieplaka opowiadają o micie papieża, dzięki któremu zwykli ludzie w zwykłej wiosce przechodzą zaskakującą metamorfozę. Bo oto, na wieść, że do Granatowych Gór ma przyjechać – w przebraniu i nieoficjalnie – Jan Paweł II, ludzie zaczynają się zmieniać. Nic nie dzieje się drastycznie, ksiądz dalej łamie przepisy ruchu drogowego, a mężczyźni nieustannie topią smutki i smuteczki w wódce. Ale „prawdziwa i tajna” wieść (chociaż już wcześniej chodziły pogłoski, że Karol Wojtyła spędza każde wakacje jeżdżąc na nartach w Granatowych Górach) wlewa w ludzkie serca nadzieję i pokazuje ukryty sens egzystencji.

„Narty ojca świętego” są oczywiście obrazem nieco przerysowanym i wręcz karykaturalnym, ale trudno jednoznacznie zanegować wpływ Jana Pawła II na życie pojedynczego człowieka i na losy Polaków. Swego czasu bardzo duże wrażenie wywarły na mnie słowa: Byłem przekonany, że i ja, i tych 200 klaszczących osób na sali to garsteczka w porównaniu z przytłaczającą większością rodaków już ogłupionych i zadowolonych z PRL-u. I wtedy przyjechał On. I w jednej chwili okazało się, że to my stanowimy większość. […] Tego nie trzeba było obliczać, to się widziało, słyszało i czuło. Stało się jasne, że nadzorców mogliśmy zakryć czapkami. Oczywiście, czapki trzeba było skroić, uszyć, to wszystko musiało trwać, ale od pierwszego dnia pierwszej Pielgrzymki historia świata musiała się tak potoczyć. (fragment felietonu Jacka Federowicza opublikowanego w Gazecie Wyborczej).

Wtedy zatrzymał się czas

Już od stycznia dochodziły do nas niepokojące informacje dotyczące stanu zdrowia papieża. Wtedy nie wyobrażałam sobie, że Jana Pawła II może kiedyś zabraknąć. Pontyfikat Polaka był dla mnie oczywistym następstwem losu i nigdy się nad nim nie zastanawiałam. Nie widziałam radości w oczach Polaków w 1978 roku, nie doświadczyłam tego zdziwienia, nie doświadczyłam cudu, o którym często opowiadali starsi.

Trudno pisać o 2.04.2005 roku. "Szukałem was, a teraz wy przyszliście do mnie, i za to wam dziękuję" – napisał Jan Paweł II do młodych zgromadzonych na Placu św. Piotra. Czas bólu, poczucia niespełnionych modlitw, świadomość zakończenia się pewnej, przełomowej w dziejach epoki. Czas, w którym w sklepach nie można było dostać zniczy. A także czas niezwykły, ponieważ nikomu w historii nie udało się tak wielu ludzi, w tak różnych miejscach na Ziemi zjednoczyć w trwaniu w jednej idei.

My pamiętamy

Sceptycy mówili, że Polacy zapomną. Media trąbiły, że zapomnieli. Życie zaczęło biec własnym rytmem, a osobiste problemy przysłoniły ogrom tragedii. Onet stał się kolorowy, czołówki gazet zostały zajęte przez tematy lokalne.

Ale my pamiętamy! W każdą pierwszą sobotę miesiąca o godzinie dwudziestej pierwszej godzin pod zabrzańskim Krzyżem Papieskim, stojącym przy parafii św. Wojciecha, zbierają się wierni. W 2005 roku, dwa dni przed śmiercią Jana Pawła II zebrali się tam spontanicznie. Teraz modlą się o beatyfikację zmarłego papieża.

Dziś, drugiego kwietnia 2008 roku, trzy lata po śmierci Jana Pawła II, znów pokażemy, że pamiętamy. „Będziemy” nie tylko pod Krzyżem Papieskim w Zabrzu. Nie tylko wokół ogniska przy częstochowskiej parafii akademickiej. Nie tylko na krakowskim rynku. Nie tylko w Wadowicach. „Będziemy” wszędzie tam, gdzie ktoś chociaż przez chwilę wspomni Jana Pawła II!

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto