Kiedy jesienią minionego roku wideo Żmijewskiego "Berek" zostało zdjęte z wystawy w Berlinie o relacjach artystycznych Polski i Niemiec na przestrzeni historii, to panowało przekonanie, że film ma wydumaną i wulgarną formę i manipuluje pamięcią o ofiarach zamordowanych w nazistowskich obozach zagłady.
Nakręcone w 1999 roku wideo jest przykładem obrazu upartego i konsekwentnie wkurzającego. Jego zadanie wizualne polega na wyreżyserowaniu radosnej zabawy w "ganianego" przez gołych, dorosłych ludzi we wnętrzu komory gazowej, w której zgładzono więźniów obozu zagłady. Czy rzeczywiście jakiś konkretny obóz wyraził na to zgodę, tego nie wiem. W sumie liczy się symboliczne przesłanie kreatora całej akcji. Nie drażnić Żmijewskiego - bo wtedy budzi się w nim zwierzę pragmatyczne. I dopiął swego.
Berlin zapewne musi przełknąć jego kolejną zagrywkę. Powrót do wideo o kiczowatym zdzieraniu powłok i konwencji z Holocaustu jest przejawem pychy, zaplanowanej jako triumf sztuki nad cenzurą. Patrząc ponownie na "Berka" poczułem solidarność z aktorami tej rozbieranej tragifarsy. Pomyślałem o nich, jak o pionkach w rękach Żmijewskiego. Zdegradowany człowiek, pozbawiony miłości i wykorzystywany przez system nakazowo-rozdzielczy - to zapewne symboliczna wymowa "Berka". Zupełnie inny nastrój towarzyszy akcji sadzenia drzewek w stolicy Niemiec, które przywiózł Łukasz Surowiec z terenów obozu Auschwitz-Birkenau. Polski artysta włącza się tym działaniem do odwiecznych procesów natury, staje się kreatorem życia, które symbolizuje drzewo, odradzające się na cmentarzu historii najnowszej - także na przeszłości stosunków polsko-niemieckich.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?