Wczoraj i dzisiaj Centralne Biuro Antykorupcyjne prowadzi czynności na zlecenie warszawskiej prokuratury. Prokuratura ustala, czy były szef Narodowego Funduszu Zdrowia, Jacek Paszkiewicz, działał zgodnie z prawem czy też przekroczył uprawnienia i nie dopełnił obowiązków. Chodzi o kwestie niedostępnych w pełni leków onkologicznych. Na początku bieżącego roku, zawiadomienie w tej sprawie złożył w prokuraturze, minister zdrowia.
Agenci CBA zabezpieczyli w NFZ dokumenty dotyczące przepływów finansowych oraz refundacji leków onkologicznych, czyli tzw. cytostatyków, których na początku 2012 roku zabrakło w szpitalach. Minister Bartosz Arłukowicz, w zawiadomieniu do prokuratury, zwrócił uwagę na przypadki "odsyłania pacjentów przez Warszawski Instytut Onkologiczny do prywatnej placówki", mimo że Instytut dysponował w tym czasie takimi lekami.
Według ministra Arłukowicza, były szef NFZ Jacek Paszkiewicz, mógłnie dopełnić obowiązków "w odpowiednim finansowaniu onkologii". Trzeba to zbadać - stąd wizyta agentów w NFZ. Na razie funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego nikogo nie zatrzymali. "Teraz będzie czas na analizę zabezpieczonych materiałów" - powiedział dziennikarzom, Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA - podaje serwis RMF24.
W połowie maja br., media informowały o problemach w kraju, z hurtową dostawą leków onkologicznych z zagranicy. Preparatów niezbędnych w terapii onkologicznej nagle zaczęło brakować w znaczącej części placówkach medycznych, gdyż producent zagraniczny wstrzymał ich dostawę do Polski. Chodziło przede wszystkim, o jedyny dostępny na rynku specyfik do chemioterapii, która leczy część rodzajów nowotworów. W efekcie tego bardzo wielu pacjentom groziło przerwanie procesu leczenia. Bezradne było Ministerstwo Zdrowia. Również ono nie zapewniło kontynuacji terapii.
Lekarze szpitali próbowali zdobywać leki, poszukując ich m.in. w hurtowniach farmaceutycznych. Niestety, tam też zaczęło ich brakować. Problem był bardzo trudny - dotyczył zarówno preparatu zarejestrowanego w Polsce, jak i jego zagranicznych zamienników. Magazyny świeciły pustkami od tygodni. Chorzy na raka i ich rodziny wpadały w rozpacz.
Niektóre szpitale próbowały sprowadzać na własną rękę do Polski, zamienniki koniecznego leku z zagranicy, w procedurze tzw. "importu docelowego". Napotkały jednak na mur nie do przebicia. Okazało się, że procedura taka jest nie tylko "długotrwała, ale i kosztowna". Lek sprowadzany z zagranicy, może być nawet 10 razy droższy, a szpital musi płacić z pieniędzy, jakie przyznał mu NFZ, w tzw. "rocznym kontrakcie". Trud importu leku przez szpitale nie doszedł do skutku.
Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?