Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Anioły nie umierają. Rzecz o sławie, miłości i nienawiści

YanBi
YanBi
Marlena i Gloria - postaci wykreowane przez Annę Skubik, pozują do zdjęcia po przedstawieniu. W ciszy, jaka panowała na widowni, trzask migawki brzmiałby jak wystrzał z karabinu. Fot. Janina Bieleńko
Marlena i Gloria - postaci wykreowane przez Annę Skubik, pozują do zdjęcia po przedstawieniu. W ciszy, jaka panowała na widowni, trzask migawki brzmiałby jak wystrzał z karabinu. Fot. Janina Bieleńko
O leżącej na grobie Marleny Dietrich kartce, z tekstem "Angels don't die", dowiedziałam się z książki Angeliki Kuźniak. Do jej przeczytania zainspirował mnie spektakl o tej legendarnej artystce, w niesamowitym wykonaniu Anny Skubik.

Po raz pierwszy obejrzałam przedstawienie Teatru Wiczy z Torunia, Złamane paznokcie. Rzecz o Marlenie Dietrich, w reżyserii Romualda Wiczy-Pokojskiego i wykonaniu młodej aktorki Anny Skubik, w listopadzie ubiegłego roku. Akcja przedstawienia skupia się na dialogu dwóch kobiet podróżujących pociągiem z Warszawy do Berlina. Miasta, w którym urodziła się Marlena Dietrich i które na wiele lat opuściła. Schorowanej, w podeszłym wieku artystce towarzyszy Gloria, jej wielbicielka, opiekunka i pielęgniarka.
Anna Skubik, wyjątkowo uważnie kreująca obie postaci, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Skupiłam się podczas tamtego przedstawienia na postaci Glorii. Na cichym dramacie kobiety, która poświęciła swoje młode życie, żeby być blisko swego idola, swej mistrzyni, zmysłowej, intrygującej, kreującej się na nieskazitelne zjawisko, Marleny.

Czy Gloria miała aspiracje zostać piosenkarką? Być może tak, ale na jej muzyczne próby jedyną reakcją były tylko okrutne słowa podopiecznej: "istniejesz tylko dzięki mnie". Nie potrafiła się bronić przed tym cynizmem. Jedynie chwilami pozwalała sobie na drobne iskierki złośliwości, przedrzeźniając Marlenę, kiedy ona spała.

Minęło pół roku. Jakże odmienioną zobaczyłam Marlenę. Z mniej wyzywającym makijażem, z ładniej ułożoną fryzurą. Ale też jakby jeszcze bardziej dominującą i despotyczną, niż poprzednio. Uwaga Glorii skupiona była wyłącznie na zaspokajaniu potrzeb i zachcianek swojej pani. Na poprawianiu jej samopoczucia masażami, zastrzykami z "czerwonego mleka" - mikstury z komórek mózgowych, kostnych i wątroby owcy oraz odtwarzaniem płyt z występów nagrodzonych hucznymi oklaskami. Skąd taka odmienna interpretacja?

Czy można postawić taką hipotezę, zwróciłam się z zapytaniem do aktorki, Anny Skubik, że na przedstawieniach raz w lepszej formie jest pani, jako Gloria, raz pani, jako Marlena?
- Mnie się wydaje, że Marlena jest zawsze lepsza. To jest rozmowa o tym, jaką siłę przebicia ma lalka, w porównaniu do aktora. Tu mamy do czynienia z materią martwą, którą "ożywiamy", wprowadzamy w magię teatru. Lalka jest zawsze dużo silniejsza od aktora.

Czyli nie jest to kwestia koncepcji na dany wieczór?
- Nie, nie. To jest naturalna rzecz teatru lalkowego.

Nie kusi czasem, żeby tak zagrać lalką, zaimprowizować, żeby chociaż przez chwilę Marlena była dla pani miła?
- Nie, nie ma takiej iskierki? (śmiech) . Chociaż czasami się zdarza, że Ona jest inna i ja jestem inna. Wydaje mi się, że każdy spektakl jest trochę inny. Ale te różnice są subtelne. Mogą je wyłapać osoby, które widzą spektakl codziennie lub są bardziej skoncentrowane na odbiorze.

Animacja jednocześnie dwóch postaci o tak skrajnie różnych osobowościach, różnej barwie głosu, odmiennym sposobie poruszania się, w końcu i dwóch rolach rozpisanych w scenariuszu, wymaga niesamowitej koncentracji. Jak Pani przygotowuje się do przedstawienia, do zapamiętania roli?
- Przede wszystkim rozgrzewka głosowa, z pomocą kolegów akustyków i rozgrzewka ciała. Pomyłki? Mogą się zdarzyć w czasie próby, ale na scenie jest taka mobilizacja wewnętrzna ...
wchodzi się w ten wykreowany świat i się nim żyje przez tę chwilę. Dużych problemów z tekstem nie ma. On jest w jakimś toku myślenia. Słowa są tylko pretekstem.

Jest to spektakl o dużym napięciu emocjonalnym. Bardzo dynamiczny. Czy ma Pani swoje specjalne sposoby na rozładowanie napięcia, które niewątpliwie towarzyszy występom?
- Nie korzystam z jakiś specjalnych sposobów na odreagowanie. Bardzo lubię ćwiczyć jogę. Potrzebuję tego. Widzę, że jak mam dłuższą przerwę w ćwiczeniach, to wtedy nie mogę się skupić. Ogólnie, ćwiczenia fizyczne uwalniają całą energię i to niewątpliwie pomaga.

Po premierze wrocławskiej ( listopad 2009) chciałam zaprosić znajomych i przyjść ponownie do teatru, kiedy "odkryłam", że był to Pani występ gościnny i na ewentualną powtórkę musiałabym wybrać się do Teatru Wiczy w Toruniu. Bardzo się cieszę, że obecnie jest pani aktorką Wrocławskiego Teatru Lalek. Mam nadzieję, że nie będzie to nasze ostatnie spotkanie. Dziękuję za rozmowę. Życzę pani powodzenia i ... pani Marlenie też.
- Dziękuję bardzo. Bardzo mi miło, że panie przyszły.
Nie zapytałam Marleny - lalki, co sądzi o Glorii, oddanej pielęgniarce i towarzyszce, która, w interpretacji Anny Skubik, była osobą całkowicie podporządkowaną woli, humorom i kaprysom swojej pani. Ale jestem przekonana, że prawdziwa Marlena doceniłaby perfekcyjną grę wrocławskiej aktorki, kreującej przy pomocy lalki postać niezapomnianej artystki, jej nieodgadnioną do końca osobowość i trudny charakter. I być może, w przypływie dobrego nastroju, powiedziałby, ot, tak, niby od niechcenia, lekko chrapliwym głosem: Całkiem dobrze mnie udajesz, Złotko... Dziękuję.

Mój pomysł na fabularyzowany wywiad został już "odkryty" (zanim spektakl trafił do Wrocławia) przez panią Alicję Rubczak, badacza i krytyka teatralnego. Zachęcam zatem do obejrzenia tego szczególnego spotkania z Anną Skubik i Marleną Dietrich, które miało miejsce w listopadzie 2008 roku.

A jaka naprawdę była Marlena Dietrich, urodzona w grudniu 1901 roku, w rodzinie kapitana policji? Co kryło się pod wystudiowanym do ostatniej niteczki scenicznym uniformem. Czy była tylko toksyczną matką, egoistycznie skupioną na swojej sławie i karierze, jak utrzymuje jej córka Maria? Czy kobietą, która chciała zbyt wiele: miłość i macierzyństwo, sławę aktorki i piosenkarki? Czy była, jak mówi w wywiadzie Anna Flint : "z jednej strony zakochana w sobie, egocentryczna diwa otoczona tysiącem skandali, dla której bycie podziwianą, pożądaną i kochaną stanowi główny cel w życiu, a z drugiej wychowana w pruskim duchu pani domu, która potrafi być bardzo hojna, inteligentna, bojowa i dowcipna".
Faktem jest, że była też pracowitą, zdyscyplinowaną i wierną swoim przekonaniom Niemką, która odważyła się sprzeciwić Hitlerowi i nazistowskim ideałom? (Hitler pisał do niej listy, próbując nakłonić do powrotu groźbami, że jeśli tego nie uczyni, będzie gorzko żałowała).

W 1930 roku została odkryta dla filmu przez reżysera Josefa von Sternberga. Film pt.Błękitny Anioł, pierwszy dźwiękowy film niemiecki, przyniósł jej sławę. Być może też grana tam rola kobiety fatalnej, demonicznej piosenkarki, "kobiety wcielającej się w rolę emanującej nieokiełznaną seksualnością gwiazdki" stała się jej późniejszym, scenicznym wizerunkiem. Maską, pod którą kryła się prawdziwa perfekcjonistka, obsesyjnie zdyscyplinowana i pracowita.
Jak czytam w rewelacyjnej książce Angeliki Kuźniak, "Marlene", Dietrich dbała także o współpracowników, pilnując i należnej zapłaty i odpowiednich warunków pracy. Imponowała profesjonalizmem. "Działała jak prawdziwe przedsiębiorstwo.Między koncertami była księgową [...] prowadziła sekretariat i nadzorowała impresariat."
Szanowała publiczność. Kiedy w Wiesbanen spadła ze sceny i złamała obojczyk, nie przerwała występu. "- Przeżyłam przecież dwie wojny światowe - mówiła. - Nie mogę odwołać koncertu z powodu jakiegoś złamania".
Działalność Marleny Dietrich podczas wojny (w 1939 roku przyjmuje obywatelstwo amerykańskie), jednoznaczne potępianie nazistów, występy "ku pokrzepieniu serc" w bazach wojskowych, odwiedzanie rannych w szpitalach, wywołały falę nienawiści w Niemczech. Okrzyknięto ją zdrajczynią i jeszcze długo po wojnie opinia publiczna była przeciwko niej. Bojkotowano jej występy, wydawnictwa. Po jej śmierci w 1992 roku ostentacyjnie sprzeciwiano się pochówkowi w Berlinie. Jej grób był wielokrotnie dotknięty aktami wandalizmu.

Przed jej przyjazdem do Berlina, w maju 1960 roku, prasa niemiecka podsycała tę nienawiść, wyzywając ją w swych artykułach od "zuchwałej dziwki", "ohydnej zbrodniarki wojennej, którą powinno się zlinczować". Przed hotelami, w których się zatrzymywała organizowane były demonstracje przeciwko jej występom, z hasłami typu "Marlene, hau ab", "Go home". Sale podczas jej koncertów świeciły pustkami. Organizatorzy rozdawali darmowe bilety nielicznym chętnym.

-"W aplauzie mieszkańców Izraela wyczułam pewien rodzaj wdzięczności, który nie dotyczył mnie jako piosenkarki" - mówiła Dietrich w wywiadach. Podobne uczucia towarzyszyły jej podczas występów w Anglii, Norwegii, Holandii.
Kochali ją Amerykanie, Francuzi i Polacy. "Z Polską kojarzą się najpiękniejsze wspomnienia" - pisała. Witano ją owacyjnie i serdecznie. Podczas sześciodniowego tournee w 1964 roku sprzedano osiemnaście tysięcy biletów. W 1966 roku dała 13 koncertów. Zadurzyła się w Zbigniewie Cybulskim. Zauroczyła piosenką Czesława Niemena "Czy mnie jeszcze pamiętasz". Napisała do tej melodii własny tekst "Matko, czy mi wybaczysz..." i kazała te piosenkę umieszczać na każdej wydawanej płycie.

Dzień po jej śmierci, 6 maja 1992 roku, jak pisze Angelika Kuźniak, na otwarciu Festiwalu Filmowego w Cannes, uczczono pamięć Marleny Dietrich minutą ciszy a Gerard Depardieu, przewodniczący jury powiedział : Gwiazdy nigdy nie umierają.

Myślę, że jest to także zasługą takich osób jak pani Angelika Kuźniak, która w rzetelnie opracowanym reportażu-dokumencie przybliża postać Marleny kolejnym pokoleniom kinomanów i pani Anna Skubik, która w swej przejmującej kreacji teatralnej, ożywia nie tylko wspomnienie,
ale i zaciekawienie postacią, która była niezaprzeczalną gwiazdą kina i estrady XX wieku.
Czy była też aniołem? Kto wie?

Dziękuję pani Annie Skubik za rozmowę i zgodę na zdjęcia.
Dziękuję Ewie Bieleńko za współpracę przy opracowaniu artykułu.

Cytaty pochodzą z książki Angeliki Kuźniak, Marlene, wyd.Czarne, Wołowiec 2009

O Marlenie wywiady z Katią Flint i Josephem Vilsmaierem Wywiady

Odnalezione w YouTube:

Marlene Dietrich śpiewa Where Have All The Flowers Gone?

Marlena Dietrich śpiewa Lili Marlene w
USO Camp

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto