Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Babski comber nie tylko na Śląsku

Redakcja
Rysunek Marka W. Judyckiego
Rysunek Marka W. Judyckiego Adam K. Podgórski
Babski comber nie ma żadnego pokrewieństwa z combrem - częścią tuszy wołowej, baraniej, jeleniej, sarniej czy zajęczej, odpowiadającej schabom wieprzowym, cenioną na staropolskich stołach. Ani z cząbrem!

Kiej ostatki, to ostatki,
cieszcie się dziouchy i matki!
Kiej ostatki, to ostatki,
niech tańcują wszystkie babki!
Kiej ostatki, to ostatki,
Niech się trzęsą babskie zadki!
[Przyśpiewka ludowa]

Babski comber nie ma żadnego pokrewieństwa z combrem - częścią tuszy wołowej, baraniej, jeleniej, sarniej czy zajęczej, odpowiadającej schabom wieprzowym, cenioną na staropolskich stołach. Nie ma również nic a nic wspólnego z cąbrem-cząbrem, wonną rośliną przyprawową. Nazwa obyczaju według Aleksandra Brücknera wywodzi się z od niemieckiego słowa zampern, zaś wedle Zygmunta Glogera od schampern lub schempern oznaczającego swawolenie w maskach na ulicach. Combrem nazywano zarówno wesołe, doroczne igraszki niewiast, jak i słomianą kukłę, albo też i drewnianą kłodę – nieodłączny ich atrybut.

Comber albo babski comber jest nazwą staropolskiej zabawy zapustnej, połączonej z tańcami i ucztą, celebrowaną głównie przez niewiasty w ostatki, czyli końcowe dni karnawału. Słynęły z urządzania combrów w tłusty czwartek zwłaszcza przekupki krakowskie, które podchmieliwszy sobie, zachowywały się wyzywająco, zaczepiając przechodniów, ściągając z nich ubrania i nakrycia głów i umykając wśród gromkich śmiechów gawiedzi i głośnych złorzeczeń ofiar.

Barbara Ogrodowska uzupełnia - ... umawiały muzykantów, piły wódkę, tańczyły, napastowały i ośmieszały napotkanych mężczyzn, przede wszystkim nieżonatych (za to, że uchylali się od małżeńskiego obowiązku): tarmosiły ich, całowały, opornych wyciągały z powozów i karet, owijały w słomiane powrozy, zmuszały do podskoków, błazeńskich pląsów i harców, dopóki się nie wykupili [Zwyczaje, obrzędy i tradycje w Polsce].

"W Krakowie tylko samym był ten zwyczaj, że w pierwszy czwartek postny przekupki sprawiały sobie ochotę, najęły muzykantów, naznosiły rozmaitego jadła i trunków i w środku rynku, na ulicy, choćby po największym błocie, tańcowały. Kogo tylko z mężczyzn mogły złapać, ciągnęły do tańca. Chudeuszowie i hołyszowie dla jadła i łyku sami się narażali na złapanie; kto zaś z dystyngwowanych niewiadomy nadjechał albo nadszedł na ten comber, wolał się opłacić niż po błocie, a jeszcze z babami, skakać" – pisał Jędrzej Kitowicz w "Opisie obyczajów za panowania Augusta III".

Zygmunt Gloger dodawał w "Encyklopedii staropolskiej ilustrowanej": W Radomskiem w środę popielcową baby zgromadzają się wieczorem w karczmie „na comber”, stroją lalkę ze słomy, mającą przedstawiać „Mięsopust”, zmuszając młode panny i mężatki do okupu. W Poznańskiem w tłusty czwartek, dziewki wyprawiają parobkom cumber lub cymper, opłacając wódką przekąski i muzykę. Przyjęcie wyprawiały kawalerom niezamężne panny, aby pozyskać ich względy".

Nad Narwią wyłącznym i charakterystycznym świętem gospodyń była wstępna środa. Gospodynie zebrane wszystkie razem, prawie cały dzień przepędzają z gospodzie. Przynoszą ze sobą surową kapustę i tak zwane osuszki, czyli postne ciasto z tartych ziemniaków i pytlowanej mąki [Glo RP]

Obyczaj combrzenia, czyli zmuszania młodych mężczyzn do ciągnięcia drewnianego kloca, niejako w pokutę za pozostawanie w stanie bezżennym, przetrwał na wsiach małopolskich do końca XIX stulecia. Zdarzyło się widzieć w ostatki młodych chłopców, którzy mozolnie wlekli po drodze kłody drewniane, do których byli zakuci. Podobno "zaszczyt" ten dotyczył jeno kawalerów i był swoistą zachętą do szybkiego podjęcia decyzji o ożenku przed następnym combrem. Noszono także po wiejskich dróżkach kukłę mężczyzny, którą przy towarzyszeniu rubasznych, lub nawet sprośnych przyśpiewek rozszarpywano, polując szczególnie na niektóre części słomianego ciała [za: www.wrotamalopolski.pl].
Kukła ze słomy, stanowiąca upostaciowienie wszelkiego zła, występuje w wielu obyczajach staropolskich. Jako Marzanna – symbol śmierci i zimy była topiona i palona wiosną, w czwartą niedzielę Wielkiego Postu. W wielu okolicach w Wielką Środę młodzież taszczyła na wieżę kościoła słomianego Judasza, skąd go zrzucono, tłuczono kijami, a następnie topiono albo palono. W dniu 14 października, na Kaliksta, dawnym obyczajem żacy krakowscy zrzucali słomianą postać, przedstawiającą czarta z dachu świątyni świętej Barbary. Na dole czekał rozochocony tłum rozszarpujący szatana doszczętnie, co miało oznaczać triumf Kościoła nad mocami piekielnymi. Podobnie w XVI w. postępowano w innych miastach w święto Wniebowstąpienia NMP, włócząc po ulicach i topiąc słomianego chochoła – szatana. Comber, o którym mowa, był słomianą „kwintesencją” męskości, wszystkich wad powierzchowności i charakteru rodzaju męskiego.

Powróćmy jednak do swawoli rozochoconych przekupek krakowskich. "Przez nikogo atoli tłusty czwartek nie był obchodzony tak uroczyście, jak w Krakowie przez przekupki, u których ten dzień nosi nazwę Combru" – czytamy w "Roku polskim" u Glogera. "W dniu tym otyłe baby straganne, podzielone na roty, schodziły się z różnych ulic w rynek krakowski i naprzeciw orła rozpoczynały wesoły taniec, śpiewając pieśni combrowe. Od świtu, w dniu tym, pospólstwo krakowskie, przy odgłosie hucznej kapeli, wśród pląsów, tanów, podskoków, okrzyków i wychylanych kieliszków, gromadami chodziło po ulicach. Wielki czworoboczny rynek krakowski stawał się jednym kołem tańca w krąg Sukiennic, ratusza i kościółka św. Wojciecha. Starzy krakowianie opowiadali mi, że jeszcze za ich pamięci tak bywało. Przekupki niektóre przebierały się śmiesznie np. za panie, strojąc głowy w loki z wiórów stolarskich. Zatrzymywały wszystkich jadących i idących ulicą, nie przepuszczając dygnitarzom i senatorom. W dniu tym wszystko im było wolno. Każdy musiał się wykupić datkiem nawet, bo w przeciwnym razie, baby porywały z karocy nawet senatora w swój taniec i obsypywały go pocałunkami wśród okrzyków i radości. Biednjejszych czochrano za włosy, wołając, comber! comber!

W oktawę tłustego czwartku, czyli w pierwszy czwartek postny, przekupki krakowskie powtarzały jeszcze sceny zapustne. Najmowały znowu kapelę, znosiły na rynek postne jadło, napitek i po śniegu lub błocie pląsały. Uciekali wtedy przed ich tłumem młodzieńcy, bo gdy którego baby pochwyciły, zaprzęgały do kloca za to, że w bezżeństwie kończył zapusty; wieniec grochowy nakładały mu na głowę i nakazywały ciągnąć kloc po rynku krzycząc, comber! comber! dopóki się im nie okupi.

Na ziemiach śląskich młode mężatki, które na ślubnym kobiercu stanęły w mijającym karnawale, musiały „wkupić się do bab”. Wieziono je do szynku, gdzie musiały ufundować wódkę, na tragarzu albo karze, czyli taczkach wyścielonych sosnowymi gałązkami, pchanych przez starsze kobiety przebrane w męskie odzienia. „Wożono” je zresztą także na czymkolwiek innym, co tylko dało się pchać lub ciągnąć: na łopacie, na miotle, na gnojoku, niczym czarownice na sabat i co nazywano jazdą czarownic.

Nieodzownym elementem śląskich zabaw był taniec urodzaju o niewątpliwych podtekstach magicznych. Stare babki podskakiwały ochoczo tak wysoko, jak powinny wyrosnąć latosi sione konopie abo len. W Kończycach na Śląsku Cieszyńskim młode mężatki zamykano w prowizorycznej klatce, skąd uwalniano je dopiero po złożeniu wykupu przez mężów. Podczas babskiego combru w Kietrzu niewiasty przebierały się w rozmaite stroje i zakładały maski, zdejmowane po północy. Widowisko łączyło się ze swoistym konkursem na najdowcipniejsze i najbardziej pomysłowe "oblyczeni".

"Bywało też inaczej i w zgoła innym dniu. Środa popielcowa jest dniem, w którym wszystkie młode mężatki, które w ostatnim czasie wyszły za mąż, po posypaniu głowy popiołem udają się wprost do karczmy, gdzie muszą zakupić przynajmniej pół kwarty wódki i poczęstować nią inne starsze mężatki. Uzyskują przez to prawo pozostałych kobiet, które w tym dniu wszystkich spotkanych mężczyzn mogą zaczepiać, zabrać im czapkę, zawlec ich przez to do karczmy i zmusić do wykupienia czapki wódką" – zanotował na początku ubiegłego wieku Józef Kauschke z Gliwic. Zauważmy w tej tradycji odwieczne przełamywanie tabu wynikającego z przeciwstawienia płci: na co dzień kobiecie nie wolno było okazywać aktywności wobec mężczyzn, gdyż uchodziło to za zachowanie nieprzyzwoite.

Na Śląsku comber był też doroczną zabawą ostatkową kucharek. Przeczytajmy barwną relację: Babski comber boł to downi bol na wtory rade szły wszystkie kobiyty i te mode i te dostone. Wszystkie przeblykaly sie w roztomajte łachy i z larmym szły łod chałupy do chałupy. Wiodła jich dostono, widziano w okolicy kobiyta z drzewianym zgrzebłym w rynce, wtoro klupala na drzwi i zaproszała na bol. Babski comber fajerowany boł w szynku w gospodzie a na tzw, zolu. Cołki bol boł w rynkach kobiyt. Łone boły w tyn dziyn nojwazniejsze, chopy niy miały tu nic do godanio. Kobiyty sztalowaly muzykantow, dobiyrały tańce, loły i czynstowały gorzołkom.
Z czasym na tyn bol mogli tyz iść chopy. Przed tym musieli sie jednak wkupić, abo wykupic wziynte jim wczesnij fanty. Ponoc bywało tyż, ize chopy łopłocali dostone, wydane kobiyty, coby modym mężatkom, tym co to sie dopiyro na gody i w karnawale wydały połosprawiac ło ważnych rzecach, wytuplikować jim to cego nie rozumiały, przikozać jim co mogą, co muszą i cego niy śmią sie wcale chytać. Tuplikowały co wydany kobiycie przistoji i co niy przistoji. Babka spominali, iże te combry boły roztomajte a łobrzyndy zależały łod stron kaj boły robione. Jedna rzec boła wszyndzie jednako - wszyndzie młode żyniochy musiały dobrze łopłacić. Ponoć nojwiynkszo uciecha miały kobiyty jak chopom powykrodały copki, huty , itd a potym boło to wykupywanie abo jak dziwigały chopow na pańskim stołecku za co chopy bezma musiały stawiać liter gorzołki. Łobrzinały tyż chopom bindry a przi tym prziśpiywuwały i dogaduwały. Prziśpiywki boły wdycki prześmiywne i wesołe, przeplotane rozmajtymi pieśniczkami śląskimi. Tańcowano tyż rozmajte konski i te stare: trojoki, miotlorze, dziada, żyda, gołąbka, sztajerki ale boły tyż wykwiylane inksze tańce - walce, tanga. Babski comber - bol to bol zawdy huczny i wesoły. Wszyscy błoznowali i radowali sie jak w przisłowiu: "Kej łostatki, to łostatki, niech sie cieszą wszystkie babki" [za: http://f.kafeteria.pl].

W Krakowie wywodzono tę zabawę z opowiastki o bajeczny burmistrzu krakowskim, Combrze, żyjącym jakoby „na przedmieściu tamecznem na Piasku”, na przełomie XVI i XVII wieku. „Złośliwy i okrutny, władzy swojej nadużywał, targał ludzi za włosy i dręczył ich rozmaitemi sposobami”. Z racji popełnianych niesprawiedliwości był powszechnie niecierpianym przez mieszkańców podwawelskiego grodu, a jego nagła śmierć w tłusty czwartek „powszechną sprawiła radość”. Taką legendę wydrukowała w 1820 roku „Pszczółka Krakowska”, ale opowieść tworzącą kanwę była notowana już w 1600 roku w Gregoriankach.

Na Sądecczyźnie natomiast obyczaj wywodzono od nazwiska kiełbaśnika, który w ostatni czwartek karnawału objeżdżał wsie ze swymi wyrobami. Objadano się wówczas, jak wynika z samej nazwy potrawami tłustymi: suto okraszoną skwarkami kaszą, kapustą ze słoniną lub wędzonym boczkiem i smakowitymi kiełbasami, pragnąc na zapas zrekompensować sobie nadchodzącą postną głodówkę. Zawołanie: Comber jedzie! witało obrotnego masarza na opłotkach każdej miejscowości, będąc zarazem hasłem wzywającym do ucztowania i swawolenia, szczególnie wyczekiwanego przez grono kumoszek.

W rzeczywistości, niezależnie od lokalnych wywodów, był to był to obyczaj przeniesiony na ziemie polskie w średniowieczu przez osadników z Marchii Brandenbuskiej. Na Łużycach był znany jako camporn, camper, w Niemczech zampern lub zemparen. W Tyrolu słomianą kukłę Egerthansel zanoszono do obejść panien, które w zapusty nie wyszły za mąż, więc musiały owe zaniedbanie okupić.

Tradycja combrów babskich na szczęście odżywa. Na Śląsku często są organizowane przy okazji Barbórki i stanowią jakby imprezę konkurencyjną dla męskich „karczem piwnych”. Są organizowane w mniejszym lub większym gronie, a na przykład w Sławięcicach potańcówkę poprzedza barwny pochód przebierańców na bryczkach i przyczepach traktorów. Babskimi combrami nazywane są również imprezy urządzane z okazji Dnia Kobiet.

Przy takiej okazji w menu powinny się znaleźć potrawy raczej nieskomplikowane, nie stwarzające komplikacji. Ot, kanapki, koreczki, śledziki, grzybki i inne smakowite zakąski. Jakieś danie ciepłe, powiedzmy grochówka z wkładką z kiełbasy albo żeberka. Ale jak już któraś z organizatorek zechce zadać szyku, proponujemy danie główne: barani comber albo smakowitą wieprzowinę z aromatycznym cząbrem.

Albo, by pozostać w kręgu krakowskich tradycji kulinarnych, znakomitą maczankę ze schabu. No i koniecznie coś poprawiającego i tak doskonałe nastroje: słodką babską gorzałkę.
[Za: Barbara i Adam Podgórscy w: Polska biesiadna... Videograf II, Katowice 2007]

Współautor artykułu:

  • Barbara Podgórska
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto