Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Barcelona może czuć się mistrzem. Czy Mourinho przetrwa?

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Barcelona zdobyła 55 punktów na 57 możliwych. Nie jest niemożliwe, że Katalończycy w drugiej części sezonu wyczyn ten... poprawią!

Bukmacherzy mogą wstrzymać zakłady, rywale w obawie przed kompromitacją oddać mecz walkowerem, szefowie La Liga zlecić grawerowanie stosownej dedykacji na pamiątkowym trofeum. Najwyższych lotów dyplomatyczne zapewnienia nie zamarzą rzeczywistości - po raz 22. mistrzem będzie Barcelona i basta.

Romantyczny, krystaliczny w swoich intencjach kataloński futbol wytycza kolejne szlaki. Znużenie zwycięstwami? Nastroje megalomańskie? Pogarda dla słabszych? Nic z tych rzeczy. Tito Vilanova, przynajmniej jeśli chodzi o ofensywę, udoskonalił dzieło zostawione przez Pepa Guardiolę. Blaugrana osacza rywali jeszcze głębiej, neutralizuje jeszcze szybciej, strzela jeszcze więcej - jest na najlepszej drodze do pobicia punktowego i bramkowego rekordu ustanowionego w ubiegłym sezonie przez Real, a Leo Messi (28 goli) do poprawienia własnego osiągnięcia.

Jako że geniusz głównych barcelońskich artystów jest powszechnie uznany i niezaprzeczalnie wywindowany jako wzór, warto spojrzeć na drugi plan. Na Jordiego Albę, który więcej czasu spędza na połowie rywala niż własnej, na strzelca pięciu bramek Adriano (to więcej niż Iniesta, Pedro czy Alexis Sanchez), który w pierwszym składzie nadal bywa gościem, na Alexa Songa, który mimo ostatnio niewielu okazji do gry na pewno zespołu nie osłabił, a wobec kontuzji Pique i Carlesa Puyola okazał się niezbędny do połatania dziur w defensywie. To właśnie oni dopełniają przedsięwzięcie pt. Barcelona.

Sezon stracony, ale jest co ratować

W 19 kolejkach Real zgubił więcej punktów niż przez cały ubiegły sezon, ba, po raz pierwszy od 17 lat dał się wyprzedzić Atletico, dysponującym z przodu Radamelem Falcao, obok Edinsona Cavaniego najwybitniejszą jednostką nie wynajętą przez największe piłkarskie firmy, a z tyłu najszczelniejszą defensywą w lidze.

Jose Mourinho ma niebywały talent do jednoczenia ludzi przeciw sobie, pracownikom działu marketingu zapewnia pewnie solidną porcję nadgodzin. Co bardziej konserwatywne osobistości związane z Realem oskarżają go o szarganie tradycji, negację systemu wartości tworzonego przez dekady sukcesów.

Na Santiago Bernabeu trenerzy zawsze byli w cieniu. Gdy Fabio Capello zdobył tytuł w stylu niezaspokajającym wrażeń estetycznych, stracił posadę. Często na ławkę trenerską zapraszano wręcz wyrobników, by w centrum zainteresowania było dość przestrzeni dla piłkarskich herosów.
Ale za Mourinho sytuacja się zmieniła. Ile bramek by nie strzelił i ilu ferrari by nie rozbił Cristiano Ronaldo, media i tak będą chłonąć każde zdanie wypowiedziane przez Portugalczyka. Ale on sam ewoluuje. Coś co definiowało go jako trenera, czyli bezkresne oddanie i uwielbienie zawodników, absolutne przekonanie ich do swoich założeń, coraz bardziej traci na aktualności. Na ile z jego winy, na ile z winy drużyny, nie wie nikt, kto nie wszedł z nimi do szatni. Pierwszą ofiarą wojny jest prawda.

Pozwalając się porwać falom spekulacji, druga połowa rozgrywek da odpowiedź na pytanie, na czy na linii zespół-trener można mówić jeszcze o czymś takim jak zaufanie, a potencjalne ogniska konfliktu nie przerodzą się w pożar.

Królewskim pozostaje szukanie ratunku w Pucharze Króla i Lidze Mistrzów. Na dzień dobry czeka ich trójmecz z Valencią.

Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto