Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bardziej Wojtyła niż Ratzinger. Następca Piotra z Buenos Aires

Marcin Stanowiec
Marcin Stanowiec
Pierwsza Msza papieża
Pierwsza Msza papieża youtube/GN
Nowo obrany papież jednym cięciem izoluje Kościół od nagęstniałej w ostatnich dniach atmosfery. Ten wybór kompletnie zaskoczył grzebiące Watykan media i nadaje nową jakość relacjom Kościoła ze światem.

Duch wieje, kędy chce i śmieje się w oczy watykanistom. Kardynałom wystarczyło pięć głosowań, żeby wybrać papieża kompletnie wymykającego się przewidywaniom.

Dzięki komunikatorom z coraz większym zdziwieniem śledzimy gesty skromnego pracownika winnicy pańskiej. Media poddały się magii konklawe a potem urokowi "staruszka", który powiedział o sobie, że ma z perspektywy swojego wieku, czym się z nimi dzielić.

Kościół nie mógł lepiej odwrócić uwagi od siebie, jako instytucji obciążonej problemami. W Auli Pawła VI jeszcze niedawno pohukujące prasa i telewizja owacyjnie witały papieża, który przedstawił krótkie pontyfikalne Credo "z biednymi dla biednych".

Tu padł bodaj najważniejszy szczegół ostatnich dni. W przeciwieństwie do Benedykta XVI, który 8 lat temu w tym samym miejscu nietaktownie narzucił modlitwę "Ojcze nasz" zlaicyzowanej braci dziennikarskiej Bergoglio delikatnie nadmienił: "Z serca błogosławię, wiedząc jak wielu z was nie należy do Kościoła Katolickiego. W ciszy, szanując sumienia każdego z was, wiedząc, że każdy z was jest synem Bożym. Niech Bóg Wam błogosławi". Ten gest właściciele mediów zapamiętają. Wezmą też sobie do serca pokojowe i pokorne wyciągniecie gałązki oliwnej: Kościół nie będzie z nimi rywalizował o ziemskie wpływy.

Nowy papież skonfrontuje się z trzema kryzysami: rodziny, ekonomicznym i wewnątrzkościelnym. Może dlatego w jego leksykologii słowo diabeł w publicznych przemówieniach padło od konklawe siedem razy. Ojcu świętemu diabeł nie straszny.

Powoli przekonujemy się do trafności decyzji kardynałów.

Na kryzys rodziny

Franciszek więcej ma wspólnego z Wojtyłą niż Ratzingerem, Janem XXIII, niż Pawłem VI. W roku 1978 purpuraci z obszaru języka niemieckiego wypromowali biskupa ze wschodu Europy. Obecnie do kompromisu uczestników konklawe skłonili hierarchowie z Ameryki północnej. Nie tylko pochodzi z dalekiego kraju, z końca świata, jak sam powiedział, ale jest przedstawicielem Kościoła silnie skonfrontowanego z obcą sobie, jeśli nie wrogą ideologicznie władzą świecką, jak Kościół w Polsce, w czasach komunizmu z "Partią".

Dwa dni czekaliśmy na nowego papieża. Przeczytaj relację live z konklawe

Prezydent Cristina Fernandez nie przerwała w chwili ogłaszania nazwiska nowego papieża swych twittów na temat wprowadzanej telewizji cyfrowej. Dopiero ponad dwie godziny później jej kancelaria wydała lakoniczny komunikat z "pozdrowieniami i gratulacjami", w którym użyto zwrotu pan w odniesieniu do papieża. Gdy na wieść o wyborze kardynała Bergoglio opozycyjni deputowani chcieli przerwać obrady, prorządowa większość odparła: "Idźcie sobie sami to oglądać". "Nie może być!", "Nie mogliśmy mieć większego pecha!" - mieli wykrzykiwać urzędnicy w Casa Rosada. Fernandez jest pierwszym w historii argentyńskim prezydentem, który ani razu nie spotkał się oficjalnie z arcybiskupem Buenos Aires. Ironią losu albo wyjątkową wielkodusznością Papieża jest, że Kirchner będzie pierwszą głową państwa przyjętą w Watykanie po konklawe.

Kirchner i Bergoglio poróżniły sprawy obyczajowe. Dla kogoś tak religijnego, jak kardynał, jedność małżeńska jest kompletnym człowieczeństwem, w którym odbija się jak w tafli jeziora sam Pan Bóg. Znakiem końca czasów jest dla niego szaleńczy atak złego na związek łączący mężczyznę i kobietę m.in. poprzez zmianę definicji małżeństwa i odebranie rodzinie aspektu dwupłciowego w świetle prawa. - Zrównanie i zmieszanie odmienności żeńskiej i męskiej nie są zwykłym postępem, lecz barbarzyństwem - irytował się hierarcha. Jego list skierowany do mniszek karmelitańskich w Buenos Aires opisywał wszczęcie procesu legislacji małżeństw homoseksualnych jako "ruch diabelski" i zachęcał do towarzyszenia modlitwą "świętej wojnie Boga", aby zapobiec temu, by homoseksualiści mogli zawierać związki małżeńskie. Tym samym tonem potępiał oddawanie dzieci. "Adopcja przez pary jednopłciowe jest formą dyskryminacji wobec dzieci jej poddanych. Pozbawia je prawa do wychowania w rodzinie z ojcem i matką" - mówił w 2010 r. Był niechętny przepisom, które ułatwiały transseksualistom zmianę ich płci prawnej w aktach USC.

Na paśmie rodzinnym przebiega najostrzejsza polemika Kościoła ze światem polityki i finansów, którym polityka jest poddana. Kardynał wprost oskarżał banki o celową i zorganizowaną akcję zabijania rodziny.

Jorge Bergoglio jest doskonale przygotowany do wojny o małżeństwo i rodzinę.

Odpowiadając na pytanie, dlaczego właśnie on został papieżem, należy pamiętać, że pozornie Kościół przegrał jedną albo więcej bitew, właśnie tam, w Buenos Aires. Ale się nie poddał, zorganizował opór i podjął rekonkwistę. Nadzieję na zmianę i siłę do niej ma wnieść do Europy Bergoglio.

Dla Kościoła utrzymanie biblijnego obrazu rodziny jest najważniejsze. Kto wie, czy odbijanie utraconych połaci nie zacznie się w Europie od Hiszpanii, w której zapateryści dokonali totalnej destabilizacji małżeństwa, wprowadzając ekspresowy rozwód.

Warto odnotować, że nasz premier, Donald Tusk, wpisuje Polskę w Europę po stronie biskupa Rzymu, a nie zapateryzmu. W telegramie gratulacyjnym do Następcy św. Piotra pisze: "Zapewniam o woli i gotowości Polski do dalszego umacniania więzi i współpracy ze Stolicą Apostolską w obronie kultury chrześcijańskiej w Europie i na świecie".

Na kryzys ekonomiczny

Federico Lombardi przyznaje, że imię, które będzie nosił nowo wybrany papież, nawiązuje do kierunku, w którym będzie podążał - za ubogimi.

Drugim powodem wyboru tego, a nie innego kandydata, jest próba znalezienia odpowiedzi na trapiący świat kryzys ekonomiczny, który w nomenklaturze kościelnej odczytywany jest jako depresja sprawiedliwości społecznej.

Jakkolwiek Bergoglio nie jest teologiem wyzwolenia, to przecież jego konfratrzy znajdują się w awangardzie tego ruchu, który dał Ameryce łacińskiej takie postaci jak Chavez czy Morales. Większość z przywódców lewicowych jest przykładnymi synami Kościoła, oponującymi wobec nacisków korporacji na zmiany w kodeksie rodzinnym (aborcja, rozwody, kohabitaty homoseksualne). W Wenezueli, Boliwii, Nikaragui, Chile, Ekwadorze zakazana jest aborcja i nie ma jeszcze ślubów gejowskich, a jednocześnie są to kraje, które odsunęły zachodnie koncerny od pobierania haraczy za złoża naturalne pod pretekstem trzymania się zasad wolnego rynku.

Taki kierunek rozwoju wydaje się na rękę Kościołowi, w oczach którego spekulancki kapitał bezlitośnie rzucający na kolana całe państwa i narody urasta do figury apokaliptycznej bestii żądnej rozdarcia człowieka i podziału ludzkości.

Obecny papież z bliska obserwował napaść rynków na bezbronną Argentynę. Inflacja pożarła oszczędności wielu rodzin a kraj bankrutował. W ten sposób przywódca Kościoła zaczął rozumieć mechanizmy spekulacyjne na długo przed pożogą, która ogarnęła świat i zniewoliła takie dumne narody jak Grecja.

Zapobieżenie rozwarstwieniu na biednych i bogatych jest receptą Bergoglia na kryzys. Z potępionej przez Watykan Teologii Wyzwolenia zaczerpnął termin "grzech społeczny" impregnujący nędzę, która stoi na przeszkodzie godnego życia. Papież nazywał niewolnictwem eksploatowanie zatrudnianych nielegalnie w Argentynie robotników, którzy zarabiają marne grosze bez względu na to, że ich pracodawcom wiedzie się coraz lepiej. Te same kategorie przyłożył do ewaluacji globalizacji, która jego zdaniem wiedzie do koncentracji kapitału i zwalnia korporacje ponadnarodowe z odpowiedzialności społecznej.

Najsławniejszy reprezentant nurtu "Wyzwolenia", eksfranciszkanin Leonardo Boff, napisał: wiążę z nowym pontyfikatem olbrzymie nadzieje. Bronił Bergoglio przed zarzutami o współpracę z juntą: - Jak dotąd nic nie wskazuje przekonująco, aby zachował się nagannie. Przeciwnie, ukrywał i uratował wielu ściganych księży. Znałem Orlando Yorio, jednego z jezuitów, co do którego wysuwa się przypuszczenia, że Bergoglio go zdradził. Nigdy go o nic takiego nie oskarżał.

W sprawach gospodarczych lewica i metropolita mówią prawie jednym głosem, choć ten ostatni bardziej akcentuje osobistą przemianę bogatych, którzy mieliby dobrowolnie zasypywać przepaść dzielącą ich od biedy. Kościół argentyński stanowczo opowiada się za redystrybucją dóbr z poszanowaniem zasad sprawiedliwości, czyli respektowaniem słabszych i wyrównywaniem ich szans edukacyjnych, zdrowotnych i w polu przedsiębiorczości. Komentatorzy amerykańscy słusznie zauważają, że Franciszek jest zdecydowanie przeciwny neoliberalizmowi. Amerykańscy demokraci nie ukrywają zadowolenia z tego powodu.

"Gdybyś przyjrzał się nauczaniu społecznemu Kościoła byłbyś zaskoczony tym, co on potępia - pisał Bergoglio. Na przykład potępia on ekonomiczny liberalizm. Wszyscy myślą, że Kościół jest przeciwko komunizmowi, ale jest także przeciwko dzisiejszemu systemowi gospodarczemu, to jest przeciwko liberalizmowi. On nie jest chrześcijański i nie możemy go zaakceptować. Musimy szukać równości szans i praw, walczyć o uprawnienia socjalne, o odpowiednią zapłatę, prawo do odpoczynku, wolność dla związków zawodowych. Wszystko to, co tworzy sprawiedliwość społeczną".

Jest zarazem ultrakonserwatywny moralnie. Zwalcza aborcję, eugenikę i zmianę praw człowieka skłaniającą się ku LGBT. Oznacza to wskazanie na trzecią drogę i kontrę do politycznego skrzyżowania: jeśli jesteś konserwatystą musisz bezwarunkowo popierać wolny rynek, a jeśli liberałem, to bądź za aborcją. Tą drogą szli - ignorowani w niewygodnych wskazówkach - Jan Paweł II i Benedykt XVI. Nie obchodził ich formalny podział na lewicę i prawicę. Dlatego słusznie Kirchnerowie Nestor i Cristine nazywali abp. Bergoglio przywódcą opozycji - kardynał dawał impuls dla powstania nowego ruchu politycznego ponad tradycyjnymi podziałami.

Jeśli dostojnicy z całego świata typowali go na lidera to z pełną świadomością antyliberalnego programu społecznego, z którym Bergoglio utożsamiał się od lat. Znaczy to że Kościół w pewnym sensie odwrócił się od kapitalizmu.

Na kryzys instytucji Kościoła

Problemem Kościoła nie jest oczywiście działanie kurii. Tak samo nie jest nim napięcie miedzy kurią a episkopatami. Jeden z komentatorów napisał, że zadaniem Bergoglio, które sobie stawia, jest reewangelizacja oraz zatrzymanie ludzi przy Chrystusie. Nikt nie nada lekkości i finezji urzędom watykańskim. Muszą one działać statecznie i powoli, co mylone jest z ociężałością i zachowawczością. Ten papież będzie lepiej współpracował z kurią i nie odda jej inicjatywy. Jego doświadczenie w strukturach kościelnych jest olbrzymie. Był przecież prowincjałem jezuitów, największego zakonu. Diecezja, którą zarządzał, liczyła 3 miliony wiernych. Ludzie cenili go i widzieli w nim naturalnego lidera, czego nie można było powiedzieć o jego poprzedniku na Stolicy Piotrowej, Benedykcie XVI. Zgrzyty w watykańskiej maszynerii to zaniedbania zegarmistrza, który spóźniał się z nakręcaniem i oliwieniem zegara.

Kościół zawsze potrzebuje odnowy i reformy. Mówi się o nim Semper Reformanda. Jest to odnowa duchowa, bardziej wewnętrzna niż zewnętrzna. Do zadań i zmagań, niemal w perspektywie ostatecznej, potrzebna jest instytucja mistyczna i bliska ludziom, Kościół braterstwa i adoracji. Przywódcą takiej wspólnoty został zakonnik.

W ewangelii Chrystus pyta: - Jeśli sól utraci swój smak, to czymże posolić świat. Tradycja adresuje słowa Jezusa do życia konsekrowanego, które miałoby być ową solą. Kardynałowie postawili na powołanie zakonne. Jego renesans zawsze wróżył Kościołowi pomysłowość. Na przełomie tysiącleci w zrujnowanej Europie benedyktyni podjęli się dzieła odbudowy materialnej i duszpasterskiej. Z ran zadanych katolicyzmowi przez wojny protestanckie leczyli Kościół jezuici.

Dziś jezuita staje za sterami okrętu, który nie tyle tonie, co jest miotany przez fale i potrzebuje stabilizacji. Formacja zakonna nowego Piotra i zrozumienie sensu powołania zakonnego gwarantują przywrócenie równowagi w Kościele. W tym Bergoglio jest bliźniaczo bliski Wojtyle zafascynowanemu ubóstwem św. Brata Alberta Chmielewskiego. Styl życia nowego papieża będzie oddziaływał na cały Kościół. Ma też szansę zostać papieżem szeroko interpretowanych gestów, ekumenizmu, pasterzem rodzin jak Wojtyła - autor "Miłości i odpowiedzialności".

Nie można powiedzieć, że nie jest Włochem. Pochodzi z wielodzietnej i robotniczej familii. Jego przodkowie emigrowali z Italii. Nie można też o nim mówić, że nie jest stary i schorowany. Pod wieloma względami łączy sprzeczności: młodzieńczy entuzjazm i starość, pochodzenie z innego kontynentu i głębokie związki ze starym (studia w Niemczech).

Nowy biskup Rzymu nie wycofuje się z kontaktu z ludźmi i zatapia się w modlitwie. Chce zjednoczyć podzielonych hierarchów, ale wokół krzyża, co zadeklarował w pierwszej homilii skierowanej do braci kardynalskiej.

Będzie pasterzem wyrazistym i pastoralnym, który odciśnie piętno swojej osobowości nie tylko w Kościele, także w świecie oczekującym na autorytet w bieli.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto