Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bardzo słony film. „Na granicy” już w kinach

Jerzy Cyngot
Jerzy Cyngot
Najpierw potrzymać w niepewności, potem przestraszyć, a następnie zdołować. W ten sposób został rozpisany przepis na słone ciacho dla widza, jakim jest nowy film „Na granicy”.

Dorociński, Chyra, Grabowski – przy takiej obsadzie to musi być filmowe ciacho. Choć nie da się ukryć, że część smaków już skądś znamy. Chyra jakby wyjęty z „Carte Blanche”, „W imię” i „11 minut”, Grabowski na podobną nutę co w „Demonie”. Na tle swojej poprzedniej roli „W moich córkach krowach” odznacza się z pewnością Dorociński, tutaj jako nieznajomy Konrad. Dzięki charakteryzacji skojarzenie z di Caprio w „Zjawie” murowane. Aktorsko zupełną świeżością wypełnia ten film Bartosz Bieleń, o którym od pojawienia się w „Disco polo” mówi się jako o najbardziej zadziwiającej twarzy młodego pokolenia w polskim kinie. W „Na granicy” wciela się w rolę skrojoną idealnie pod swoją aparycję – właściwie postać Janka, którego gra jest werbalnie oszczędna i Bieleń ma tutaj pole, by właśnie twarzą nadrabiać, odgrywając uosobienie wrażliwości i niewinności. Tym lepszy efekt zostaje osiągnięty w finale, kiedy przemieni się ona w twarz ofiary i zarazem mordercy.

Na pewno ważnym składnikiem dobrego wypieku w tym wypadku są też zdjęcia. Autorem Łukasz Żal, niezapomniany przede wszystkim ze zdjęć do „Idy”. Nie chodzi o to, że są to nadzwyczajne shoty, bo sceneria zakopanego w śniegu pogranicza wielkich możliwości nie dostarcza. Ale dobra robota wynika z dopasowania minimalnych efektów i stworzenia obrazów wzmagających atmosferę wynikającą z treści.

O jaką atmosferę chodzi twórcom filmu? Przede wszystkim o niepewność, której ziarno zostaje zasiane już na początku filmu. I w tej niepewności przyjdzie trwać długo. Tajemnica wyjaśnia się bardzo powoli, a niepewność w tym samym czasie zostanie zastąpiona przez strach. Odcięty od świata, pozbawiony elektryczności i komunikacji radiowej punkt pograniczny, a w nim dwóch nastolatków i obcy, który pojawia się znikąd i ma niejasne intencje. Na dworze śnieżyca i ciemno – oto klimat scen kulminacyjnych. Atmosfera budząca skojarzenie tylko z jednym polskim filmem: „Dom zły”.

Podobnie jak w filmie Smarzowskiego, w „Na granicy” happy endu również nie będzie. Tylko pozornie wydaje się, że wszystko dobrze się kończy. Zmasakrowana i pozbawiona niewinności twarz Janka wyraża coś zupełnie innego. W tym świecie nie ma miejsca na wrażliwość, niewinność. Jest brutalna wojna wszystkich ze wszystkimi. I jeśli nie dojrzeje się zawczasu do inicjacji w walkę o przetrwanie, to prędzej czy później sytuacja sama nas odnajdzie.

„Na granicy” to zdecydowanie jeden z najbardziej pesymistycznych filmów w ostatnim czasie w polskim kinie.

Wszyscy jesteśmy dzikusami. Film "Zjawa"
Chapeau bas Toruń! CKK Jordanki otwarte
Krowy pięknie ryczą o umieraniu. "Moje córki" na ekranach

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto