Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Beata Pflanz. Kilka słów o sobie i ARTbecadle

Ewa Bo
Ewa Bo
Beata Pflanz (z różą) podczas wystawy ARTbecadła w poznańskiej Galerii Miejskiej Arsenał.
Beata Pflanz (z różą) podczas wystawy ARTbecadła w poznańskiej Galerii Miejskiej Arsenał.
Beata Pflanz z wielką pasją i talentem tworzy obrazy olejne, rysuje, wypełnia przestrzenie, a także pisze. Jej dzieła są bardzo oryginalne i wzbudzają duże zainteresowanie. W wywiadzie, który przeprowadziłam z Beatą, uchyli rąbka tajemnicy o swojej twórczości i o sobie samej.

Niektórzy poznali Panią i Pani twórczość osobiście. Inni mieli możliwość zapoznać się z nią poprzez artykuły prezentowane w prasie i w internecie - także te na stronie serwisu Wiadomości24.pl. Proszę opowiedzieć czytelnikom o swojej najnowszej wystawie ARTbecadło, którą można obejrzeć w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu.
- Moja wystawa jest kolejnym "kawałkiem mnie", zupełnie innym od "Mieszkam w swoim obrazie". Ale to kolejna moja cząstka, bo ja jestem wieloowocowa. Lubię eksperymentować, bawić się formą i szukać. Oprócz tego lubię czuć, że pracowałam i stąd wiele elementów moich prac, wystaw i wielkość formatów jak w "Mieszkam…" - ponad 400 m2.

Co można zobaczyć na wystawie?
- Na wystawie prezentuję kilka cykli, lub ich wycinki: Pangram I-IV, Visible-Invisible, Metanomy i Galaktyki. Razem 429 elementów.

Nazwy brzmią intrygująco. Może dowiemy się czegoś więcej o tych cyklach?
- Oczywiście, uchylę rąbka tajemnicy. Pangram (układanka z wszystkich możliwych), to moja gra, stworzona po to, aby udowodnić, że obraz ma wiele znaczeń (obiekt, książka artystyczna, itd.), że nie jest i nie musi być ani dwuwymiarowy, ani taki sam za każdym razem. Zmieliłam 100 ramek (Pangram IV) i trociny umieściłam w woreczkach, które dają "zajączki" na całą przestrzeń wokół. To dalej obraz dla mnie, choć już instalacja. Wyjściowo szary Pangram I był ściśle nawiązujący do przyrody. Stąd 100 części, bo to 100 proc. przyrody, a tylko 1 proc. ewoluuje, dając początek innemu. W pierwszej pracy to inny kawałek materiału, w drugiej pozostawiony rękawek (całość powstała z moich swetrów). Natomiast w trzeciej, w rulonie - zwoju - piórko w pudełku, zamiast papierowych skarbów.

Kolejny cykl to...
- Metatomy (inaczej atomy metafizyczne) - to czysty rysunek na papierze 105x75 cm. W Arsenale prezentuję tylko 13 prac z 40-częściowego cyklu - po 50 ołówków na każdy rysunek i kilka tygodni życia. To taka artystyczna pokora...

A Visible-invisible?
- Visible-invisible jest autorskim cyklem rysunkowym. Zawiera 12 rysunków wielkoformatowych na folii, z których połowa jest pierwszy raz eksponowana. Całość powstała pierwotnie na IX International Artistic Meetings Festival Experyment w Zbąszyniu (2009). To też rodzaj wielkich kart książki artystycznej, ciągle wzbogacających się o wzajemne wartości.

Ostatni tytuł cyklu nasuwa kosmiczne skojarzenia...
- Dla pełnej lekkości, kontrapunktu dla monochromatycznej ekspozycji, postanowiłam pokazać Galaktyki. Jest to olej na płótnie (2010)- schły po pół roku, soczyście malowane. To takie malarskie przełożenie gestu rysunkowego i zarazem kontrast dla całości. Są tu tylko 4 prace spośród 10 jakie powstały (część znalazła się już w prywatnych kolekcjach).

Lecz to nie wszystko, co możemy znaleźć na tej wystawie. Widzę coś jeszcze...
- Wystawie towarzyszą moje dwa teksty - proza poetycka z Pamiętnika.

Jest Pani bardzo interesującą artystką. Można poznać pani wnętrze, oglądając te wszystkie dzieła, ale to jest, jak sądzę, tylko cząstka pani samej. Czy zechce powiedzieć Pani coś więcej o sobie i swojej pracy?
- Z urodzenia jestem poznanianką, obecnie mieszkam i tworzę w Suchym Lesie pod Poznaniem. W zasadzie ciągle jestem zajęta, bo moja działalność, to nie tylko wystawy.

Jak to jest być artystą?
- Artysta w Polsce, to osoba działająca wielopoziomowo: tworzy, ale również sama sobie jest menadżerem, co wiąże się z ogromem całkiem nie artystycznej pracy, utrzymywaniem kontaktów, odpisywaniem na listy, maile, wysyłaniem prac i ich koncepcji w różne strony świata. Poza tym, jak w moim przypadku,to też działanie na rzecz tych, którzy w moim pobliżu mieszkają. To dla młodzieży z mojej Gminy, teraz z Chludowa, stworzyłam autorskie warsztaty artystyczne Koło Sztuki Miejskiej, kontynuując w ten sposób, mój zaczęty wraz z Mieszkam w Swoim Obrazie projekt, by otwierać innych na sztukę poprzez różne działania artystyczne.

Czyli coś na kształt warsztatów?
- Początkowo były to warsztaty ściśle związane z moim Mieszkam…, a potem, (jak to się stało np. 19 czerwca 2010 roku), przy współpracy i finansowaniu przez tutejszy Ośrodek Kultury (współpraca nasza dotyczy również obecnego mojego projektu w Chludowie), gdzie ostatniego dnia obchodów Dni Gminy, prowokowałam akcję malowania 17-metrowego obrazu, w której ponad 350 osób wzięło udział. Tą akcję połączyłam z kilkoma krótkimi, bardzo niekonwencjonalnymi warsztatami.

Dla kogo były przeznaczone?
- Ich adresatami najpierw były dzieci, a póżniej i panie, i panowie. Było nas tylko trzy do ogarnięcia całości. Nie spodziewałam się, aż takiego odbioru tej cudownej spontaniczności ludzi z jaką siadali kolejni chętni, mówiąc, że: nie chcą nagrody, ale chcą jeszcze dodatkowo wziąć udział w warsztatach. Po prostu dobrze się bawili, bo i tematy wymyśliłam różne i można było odpowiedzieć w plastyczny sposób "Czy cytryna ma nóżki"? Zresztą uwieczniłam cząstkę klimatu tej akcji moim krótkim filmem, który umieściłam na YouTube pod nazwą 17 metrów Pogotowia Sztuki.

Jak brzmi artystyczne credo?
- Tworzenie to oddychanie…

Czy ma Pani w sobie wewnętrzne dziecko? Jeśli tak, to w jaki sposób się to ujawnia?
- Nie można być artystą bez dziecka wewnątrz. To kwestia postrzegania rzeczy, niejako odkrywanie i przetwarzanie świata tak, jak czyni to dziecko - ciągle na nowo. Mam na myśli, nie popadanie w schematy, patrzenie oczami dziecka, tak, by każdorazowo zastanawiać się na nowo, czym jest to co widzę, czuję, spotykam.

Jakie jest Pani najlepsze miejsce do pracy? Gdzie i w jaki sposób Pani realizuje się najchętniej?
- Hmmm...wszędzie. Choć kocham swoje Erem, swoją pracownię, lecz zdarza się, że robię performance, gdy patrzy na mnie i 500 osób. I jest to np. otwarta przestrzeń. Nie boję się.

Czy istnieje takie dzieło, instalacja, po skończeniu której może Pani uznać się za absolutnie spełnioną w sztuce?
- Nie. Najlepsze jest przede mną.

Co Panią zachwyca i jakby to Pani zachowała, utrwaliła... w jakiej formie?
- Wiele rzeczy: błękit nieba, spokój duszy, yogę, smak malin, śmiech dziecka i dużo...dużo więcej. Utrwalam to czasem słowem, czasem kolorem użytym w obrazie, czasem pod powiekami. Różnie.

Kto jest dla Pani ideałem artysty? Proszę wskazać swojego Mistrza i mentora, jeśli ktoś taki zaistniał w Pani twórczej edukacji?
- Nie mam jednego ideału artysty. Mam ich wielu i w różnych dziedzinach. Nie lubię się zamykać i ograniczać. Kocham Pollocka, Rothko, Kandinskiego, Duchampa, Malewicza, Strzemińskiego i wielu innych, niekoniecznie o znanych nazwiskach. Ale kocham również szalone lata 60. Ja nie zamykam kartek mej książki tylko wciąż ją otwieram.

Czy rosnąca komercja w galeriach podcina Pani skrzydła, czy też dostarcza adrenaliny do zaistnienia na rynku sztuki?
- To, co innym podcina skrzydła, u mnie wywołuje protest, dający mi impuls do działania.

W jaki sposób trwa współpraca z Pani mecenasem, na jakich zasadach?...
Czy czuje się Pani wolna w swojej sztuce?
- Jak najbardziej... Nie mam mecenasa.

Proszę opowiedzieć o sygnałach i bodźcach, które wyzwalają w Pani potrzebę twórczej aktywności. Czy pochodzą one od ludzi, konkretnych miejsc, czy też eksploatuje Pani swoje osobiste doświadczenia z przeszłości?
- Działa wszystko naraz. Mam więcej galopujących pomysłów w głowie, niż czasu i możliwości ich realizacji.

Czy to co się dzieje w kraju lub na świecie znajduje wyraz w Pani ostatnich instalacjach?
- Unikam polityki jak ognia. Woreczki fruwają, ale powstały w 2008 roku i nie należy kojarzyć ich np. z samolotem, czy wypadkiem. Wówczas takich skojarzeń nie było i niech tak zostanie. Dla mnie ważna jest sztuka i jej przejawy w życiu - ale bez polityki. To mnie nie interesuje i widzę w tym
łatwość.

Ma Pani jakieś obawy jako artystka? Niektórzy narzekają na niezrozumienie, na brak odbiorców sztuki.
- Ja wiem, że brak odbiorców sztuki. I stąd dalszy ciąg projektu "MIESZKAM....", moje otwieranie innych na sztukę poprzez kolejne spotkania warsztatowe z młodzieżą. Działam i więcej mnie w Barcelonie, Madrycie itd. niż tutaj, gdzie trudno jest wzbudzić swoim tworzeniem reakcję.
Po otwarciu "MIESZKAM..." otrzymałam zaproszenie z Rzymu do wzięcia udziału w Międzynarodowej Wystawie II Mostra Internacjonale di Pittura - Grafica
e Fotografia, "I Collori Della Polonia a Roma" , a nie z Polski. Taka jest rzeczywistość.

Ale z tego co widzę, wystawa ARTbecadło cieszy się dużym zainteresowaniem. Ciągle ktoś przychodzi. I nie są to pojedyncze osoby...
- Wernisaż, który miał miejsce 10 stycznia w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu, był wydarzeniem o sporej randze. Był to wieczór otwarć, bo wernisaże były dwa: "Formy zamieszkiwania" - multimedialna wystawa artystów związanych z poznańskim Uniwersytetem Artystycznym oraz moje "ARTbecadło". Tego wieczora było tak wielu oglądających, że chwilami robił się klasyczny
korek, niczym korek uliczny. Ludzie weszli i... koniec. Nie można było
się ruszyć. To nieczęsty obraz na poznańskich otwarciach i wernisażach.

Taki widok budzi radość w sercu artysty...
- To bardzo miłe dla twórcy. Wiadomo, że wernisaż nie jest najlepszym momentem, by obejrzeć wystawę, szczególnie taką, jak moja, kiedy koncepcja ma tu szczególne znaczenie. Wernisaż jest świętem artysty: można z nim porozmawiać, zadać mu pytanie, nawet to niewygodne, podzielić się myślą. Kto chciał i tak wrócił, by choćby poczytać teksty, które na wystawie
się pojawiły, czy zobaczyć Visible-invisible...

I nadal można zobaczyć wystawę ARTbecadło.
- Piękne jest to, i zarazem niebywałe, że Galeria moją wystawę przedłużyła o tydzień, a właściwie znów dalej, bo teoretycznie Galeria w poniedziałek nie działa, a jednak jest wernisaż znakomitego artysty Kuby Bąkowskiego (7.02.2011) w Sali Górnej i siłą rzeczy goście będą mieli dostęp do mojej wystawy na dole. Demontaż robię we wtorek.

Przyznam, że warto było przybyć na wystawę ARTbecadło, bo jest co oglądać i
podziwiać. Polecam wszystkim.
Pani Beacie serdecznie dziękuję za poświęcony czas i rozmowę. Życzę dalszych
sukcesów i stworzenia kolejnych miesamowitych dzieł sztuki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto