"Winter Lady" to płyta Alicii Merz, znanej raczej jako birds of passage, która ukazała się nakładem niszowej wytwórni Denovali w grudniu 2011 roku. Jak zwykle wytwórnia zadbała o urocze opakowanie, dwa kartoniki, minimalistyczna oprawa graficzna, jakiś nieokreślony beżowy róż, i dziewczę przywiązane do pala na okładce... Wszystko w gładkiej, kreskówkowej aurze, z której bije mróz.
I taka mniej więcej jest ta płyta. Jest z jednej strony niewinna i subtelna, oparta o jakieś szumy ambientowe, na których cicho rozbrzmiewają klawisze i smutno-tęskny, zmysłowo niski wokal Alicii. Jest to mieszanka strzępów dźwięków i melodii, w których pobrzmiewają organy, czasem wybrzmi jakiś dzwon (a może stary zegar?), to wszystko zrobione z kompletnie skrajnym umiarem, jak to w ambiencie bywa. Całe piękno rozgrywa się gdzieś pomiędzy tymi elementami muzyki i dźwięków, które przypominają mi o kawałku Davida Lyncha "In Heaven" z "Eraserhead", choć zdecydowanie nie ma tu aż tak psychodelicznej i niepokojącej atmosfery. Płyta jest raczej spowiedzią, zimowymi wyznaniami opuszczonego dziewczęcia, które doznaje życiowych zawodów. Tak, nie jest to lekka tematyka, ale okładkę można w tej sytuacji czytać jak ostrzeżenie.
Mimo to dla subtelności pomysłów i wyciszających właściwości płyty, a czasami właśnie dla przeżycia klasycznego katharsis przy wschłuchiwaniu się w teksty, warto po "Zimową Panią" sięgnąć. I jeszcze jedno, dla koneserów gatunku ważne: album miksował w Berlinie sam Nils Frahm, i coś z jego wyczucia pozostało słyszalnego.
Zapraszam też na
http://birdsofpassage.bandcamp.com/album/winter-ladytej nowozelandzkiej artystki, gdzie można pooglądać grafikę, zamówić płyty i próbować dźwięków.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?