Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Bukareszt" Rejmer - trudna miłość do trudnego miasta

Natalia Skoczylas
Natalia Skoczylas
książka
Chyba każdy podróżnik (a może i nie tylko) przeżywa podobny moment: miasto niedoskonałe, brzydko-piękne zaczyna uzależniać, roztaczać niezwykłe uroki, przed którymi nie ma ucieczki. Taka sytuacja trafiła się autorce książki o "Bukareszcie".

Książka Małgorzaty Rejmer, która ukazała się w ubiegłym roku nakładem Wydawnictwa Czarne, to sprawnie namalowany obraz magicznego miasta. Wyłania się ono powoli, skomplikowane, złożone, z wielu krótkich historii, dotykających problemów społecznych, początków narodowości, czasów komunistycznych, praw kobiet, architektury, literatury, poczucia humoru - czytelnika wciąga chimeryczny twór, jakim jest stolica Rumunii. "Kurz i krew", podtytuł książki, przypomina "Głód i jedwab" - tytuł dzieła Herty Muller, noblistki niemiecko-rumuńskiego pochodzenia. Kontrast, zaznaczenie silnych różnic zdaje się być skutecznym zabiegiem opisującym esencję tej przedziwnej metropolii, którą Rejmer opisuje jako magmę, rozciągającą się na terenie dwukrotnie większym od Paryża.

Autorka podaje nam miasto w postaci krótkich migawek - to zaledwie przedsmak bogactwa i paradoksów, które skrywa przed obcokrajowcami Rumunia, miasto w istotnie marginalne, zapomniane przez turystów, którzy planują swoje podróże przez Rzymy, Paryże i Londyny. Ta peryferyjność jest zaletą - cytowani Rumuni cieszą się ze swojej biedy, bo to ona uratuje ich kraj w razie kolejnej wojny. Ta peryferyjność dziwnie odpowiada tamtejszej mentalności, wrodzonej pokorze, wbudowanemu fatalizmowi i upodobaniu "metafizyki" - narodowe mity, historia pełna krzywd i tragedii, wreszcie kwitnące wróżbiarstwo i przesądność mogą kwitnąć, powstawać, trwać i być kultywowane tylko w warunkach pewnego odcięcia. Bukareszt to szklarnia pełna egzotyki, przypominająca mi w swoim opisie rubaszną, barokową Sycylię z jej paradoksami, bezsensem i pełną godności przeszłością, którą grzebie współczesność/nowoczesność. Bukareszt to wieś w metropolii, metropolia we wsi, to efekt głupoty komunizmu w jego najgorszym wydaniu, to produkt megalomańskich wizji, nacjonalistycznych zapędów, skomplikowanych mitów narodowotwórczych, specyficznej mentalności powstałej gdzieś na styku romańskiej i słowiańskiej tradycji. Bukareszt zjeżdżony przez Małgorzatę Rejmer na rowerze, przemierzony pieszo i taksówką, to miasto które pociąga swoim duszącym, paradoksalnym, brzydkim pięknem - to miasto, w które trzeba jechać z pewnym zapleczem kulturowo-podróżniczym, z otwartością na "realizm magiczny", z tolerancją wobec najbardziej nieprzewidywalnych wydarzeń i widoków. W wielu europejskich stolicach udaje nam się omijać brzydotę i niedoskonałość, zepchniętą na peryferia, wyrzuconą poza cukierkowe, pastelowe starówki i centra, poza które rzadko się zapuszczamy. W mieście takim jak Bukareszt, cierpiącym na odwieczną biedę, otrzymujemy pełne, autentyczne doświadczenie - poznajemy szczerą twarz miejsca, którego nie stać na pozerski spleen.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto