Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Carte Blanche" – coś więcej niż Chyra

Jerzy Cyngot
Jerzy Cyngot
Krytycy raczej na nie. Publika raczej na tak. Jaką miarą mierzyć film "Carte Blanche", który w poprzedni piątek wszedł na ekrany kin? I co faktycznie znaczy, że film jest poruszający?

Dzisiaj właściwie uwagę powinno się poświęcić już kolejnej premierze filmowej – Ziarnu prawdy w reż. Borysa Lankosza – które od wczoraj gości na ekranach kin. Ale pojawiają się w polskim kinie filmy, o których warto przypominać po czasie, bo zasługują na obejrzenie, a szum medialny wokół kolejnych nowości zagłusza je bardzo szybko.

Na co najmniej jeden tydzień więcej kinowej uwagi zasługuje film "Carte Blanche" w reżyserii Jacka Lusińskiego, który premierę miał w poprzedni piątek. Zasługuje tym bardziej, że w niesłusznie letni, jeśli nie chłodny sposób obeszli się z nim krytycy, być może swoimi opiniami zniechęcając część potencjalnej widowni.

Szkiełko i oko kontra serce i czucie
Krytyka, co też po części jest jej rolą, rozłożyła film na części pierwsze, prześwietliła każdy element i wydała na koniec sąd, oszczędzając jedynie odtwórcę głównej roli – Andrzeja Chyrę oraz towarzyszącego mu Arkadiusza Jakubika. Ogólna ocena filmu: przeciętny. Tymczasem na forach, w komentarzach, czytam opinie zwykłych widzów, które wystawiają filmowi zdecydowanie wyższą notę. Kto ma zatem rację? Czy kompetentni, choć często zamknięci we własnym świecie krytycy, którzy patrzą z góry? Czy publika, która może mniej kompetentna, ale więcej odbierająca intuicyjnie? Zaryzykowałbym tutaj znany już skądinąd spór, gdzie po jednej stronie mędrca szkiełko i oko, a po drugiej romantyczne serce i czucie. Jak to rozstrzygnąć? Komu należy się palma pierwszeństwa?

Przede wszystkim każdy ma prawo do swojej subiektywnej oceny, o ile oczywiście obejrzał film. Po drugie, z krytykami można, a nawet warto się nie zgadzać. A po trzecie mniej może znaczyć więcej. Rozumiem przez to, że niekiedy drobiazgowa analiza filmu, może przesłonić to, co w nim najważniejsze. Zamiast tropić detale, warto pozwolić unieść się głównemu strumieniowi oglądanej historii i przekonać się, co ona z nami czyni. Krótko mówiąc: czy jest poruszająca, czy też nie? Oto podstawowe kryterium, tak sądzę, od którego warto zaczynać wszelkie sądzenie. Kryterium właściwe Kowalskiemu siedzącemu na widowni polskiego kina, a jednocześnie zapomniane czy nawet wstydliwe dla krytyków. Bo zbyt proste, nie nadające się do wysublimowanych, pełnych odwołań i metafor, wsobnych i często niezrozumiałych recenzji.

Zwyczajny, nadzwyczajny
Przechodząc zatem do sedna, pytanie: co porusza w filmie "Carte Blanche", czego nie mogą dostrzec krytycy, a odczuwa szeroka publiczność? Na właściwy trop trafia Wojciech Engelking, który w serwisie natemat.pl zestawia omawiany film z "Bogami", choć jeszcze bliżej byłoby temu obrazowi, jak sądzę, do "Chce się żyć". Engelking dostrzega w polskim kinie, na przykładzie obu filmów, nowy typ bohatera – herosa. Nie jest to jednak heros zaangażowany w historię, politykę, religię, ale zmagający się po prostu z życiem. Z codziennymi problemami, wyzwaniami, z własnym losem. Często osamotniony, zdany w tych zmaganiach wyłącznie na siebie. Dlatego ten typ bohatera jest tak bliski widzowi, bo do niego w jakimś stopniu podobny. Pozwalający na utożsamienie.

Z drugiej jednak strony ten bohater, podobny w zwyczajności, okazuje się nadzwyczajny w zmaganiach z tym, co przynosi mu los, z tym co wydawałoby się ponad siły. W przypadku "Carte Blanche" tę formułę wypełnia główny bohater Kacper i jego zderzenie z postępującą utratą wzroku, walka o sens życia, poprzez zatajenie faktu choroby, naukę normalnego funkcjonowania, w tym również w sferze zawodowej. Jego droga prowadzi od zwątpienia poprzez pokonywanie trudności dzięki sile woli. Dlatego przedstawiona w tym filmie historia nie tylko wzrusza w piękny sposób, ale może też stanowić źródło motywacji. Techniczne detale czy niedoróbki będące solą w oku krytyków, przestają mieć w tej perspektywie większe znaczenie.

By stać się lepszym
Nie boję się użyć wobec filmu "Carte Blanche" przymiotnika poruszający. Ale jak rozumieć dzisiaj owo poruszenie? Jaki jest współczesny sens stykania się, czy też doświadczania tego, co poruszające? Ku czemu ono nas prowadzi, o ile jesteśmy jeszcze wystarczająco wrażliwi, by go doświadczyć?

Być może należy je pojmować bardzo dosłownie. Właśnie jako wyjście poza nasz zwyczajny, codzienny, uschematyzowany, pełen rutyny stan. Jakiś rodzaj transgresji, który dokonuje się przede wszystkim w stanie emocjonalnym. W tym rozedrganiu, dokonuje się, lub może przynajmniej dokonać, coś niezwykłego. Śmiem twierdzić, że stajemy się wtedy bardziej szczerzy wobec samych siebie i bardziej otwarci wobec innych. Pękają niewidzialne mury. Poszerzona lub odświeżona zostaje perspektywa samoświadomości. Łatwiej jest dostrzec to, co rzeczywiście ma wartość. Innymi słowy, filmy takie jak "Carte Blanche" wyrywają nas z uśpienia, pozwalają strząsnąć cały brud codzienności, z powodu którego stajemy się obojętni, ślepi, zagubieni, niemrawi, nie-wdzięczni. Co więcej, owe emocjonalne poruszenia są okazją, by stać się lepszym. Coś zrozumieć i dokonać zmiany. O nią zawsze łatwiej, kiedy jest się pod wpływem impulsu, a jednocześnie wytrąconym z naszej codziennej orbity. W tym widzę największą wartość oddziaływania takich filmów jak "Carte Blanche", bez względu na to, czy krytykom taki sposób sądzenia jest w smak.

Tego autora również:
Bogatszy świat, ale dla kogo
Groźba katastrofy coraz bardziej realna
Minimum, które należy wiedzieć o udarze, by przeżyć
Polska w krainie koszmarów

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto