Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Celtic wygrał z Barceloną. Wieczór cudów na Celtic Park

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Jeśli któryś z piłkarzy Celticu po zakończeniu kariery wyda autobiografię, temu spotkaniu powinien poświecić osobny rozdział. Bardziej okazałego prezentu na jubileusz 125-lecia istnienia klubu nie mogli sobie wymarzyć.

Walka, walka i jeszcze raz walka. "The Bhoys" zagrali tak, jak się po nich spodziewano, stosując najprostsze - by nie powiedzieć prymitywne - środki. Zamiast dziesiątek podań, wystarczyło jedno. Zamiast kanonady strzałów, wystarczyły dwa uderzenia w światło bramki Victora Valdesa.

Neil Lennon jako piłkarz był znany z nieustępliwości. I tylko z niej (Wojciech Kowalczyk scharakteryzowałby go pewnie jako "bardziej drewnianego niż parkiet"). Jako że nie miał wiele do przekazania swoim zawodnikom w kwestii estetyki gry, zaszczepił w nich wyspiarską zadziorność z natężeniem ocierającym się o heroizm.

Od Ligi Mistrzów Celtowie odpoczywali dwa lata. W swoim ostatnim starcie w sezonie 2008/2009 zajęli ostatnie miejsce w grupie, za duńskim Aalborgiem. W Scottish Premier League, po karnej degradacji Rangersów, wieszczono im spacer po tytuł nr 44. Tymczasem w szeregi zespołu Lennona wkradła się demobilizacja, wygrali sześć z jedenastu spotkań, punktowo dorównuje im skromny Hibernian. Nie narzekającej na nadmiar wrażeń szkockiej publiczności pozostały derby Edynburga i Dundee, które nie są nawet namiastką klimatu piłkarskiej wojny domowej w Glasgow.

Konfrontacja z Barceloną to święto, ale w takich okolicznościach to wręcz karnawał. Przed dwoma tygodniami wicemistrzów Hiszpanii uratował w ostatnich sekundach Jordi Alba. Wczoraj zabrakło im czasu, sił i koncepcji, by choćby zremisować.

Gdyby istniały statystyki posiadania piłki w strefie do 25 metra od bramki rywali, Katalończycy ustanowiliby rekord nie do pobicia przez dekady. Poznali chyba każdą kępę trawy wszerz boiska. Dyscyplina taktyczna gospodarzy nie pozwalała na wiele - Barcelona strzelająca z dystansu to znak, ze doprowadzona jest do ostateczności.

Tito Vilanova nie był w stanie ukryć słabości defensywy, brak Pique i Puyola (Javier Mascherano stoperem bywa) rzucał się w oczy praktycznie w każdej akcji gospodarzy, a było ich naprawdę niewiele. Dwoił się i troił Leo Messi, ale koledzy nie dostroili się do jego częstotliwości. Trudno jednoznacznie ocenić nasilające się z sezonu na sezon zjawisko uzależnienia od Argentyńczyka. Iniesta i Xavi (taki błąd jak wczoraj zdarza mu się raz na kilka lat, czyli może juz nigdy więcej) z racji wieku lepsi już będą, Pedro i Alexis Sanchez jadą na czwartym biegu, dość wolnym jak na katalońskie standardy. Jeśli David Villa dziwił się, dlaczego po wyleczeniu kontuzji nie ma miejsca w pierwszym składzie, to już wie.

Barcelona gubi punkty tak rzadko, że jej porażki urastają do rangi wydarzenia z automatu trafiającego na okładki gazet i czołówki portali. Kiedy jak kiedy, ale akurat w tym momencie rozgrywek mogła pozwolić sobie na porażkę. Po awans do 1/8 wybierze się do Moskwy.

Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto