Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ciemna strona mocy - Thisquietarmy "Resurgence"

Natalia Skoczylas
Natalia Skoczylas
okładka
Jednoosobowy projekt Kanadyjczyka Erica Quacha, doczekał się kolejnej, piątej już płytowej odsłony. W listopadzie br. ukazała się płyta zatytułowana "Odrodzenie". Jest to twarda konfrontacja z brutalną urodą przetworzonych gitar.

Ukrywająca się pod absolutnie niewinną okładką płyta, otwiera przed uchem nowicjusza krainy mroźne i skaliste, pełne chropowatości i egzotycznych elementów. Można się w nich jednak zakochać po pewnym czasie, wystarczy dobrze zanurzyć się w otoczeniu, otworzyć na nowe doznania. Eric Quach wyprodukował płytę o orzeźwiającym wręcz, balansie post-rockowatych pomysłów z całą masą innych, wyraźnych inspiracji.

Przede wszystkim, motoryka płyty przywodzi na myśl te najbardziej bezkompromisowe, charakterystyczne dokonania wczesnego shoegaze'u. Włączając "Resurgence" z początku, trafiamy na ambientowo-dronowe hałasy generowane na gitarze, które wyłaniają się z zagadkowego pulsowania.

To dopiero początek, niewinna rozgrzewka, w której mroczny bas i przesterowana gitara, zaczynają brać górę i prowadzić nas w krainy "Loveless" - nie inaczej, łatwo usłyszeć w Thisquietarmy fascynacje wczesnym shoegaze'm. Tym, którzy edukację w tym kierunku pobierali niedawno, łatwiej byłoby podrzucić fenomenalnego nowojorczyka A Place To Bury Strangers, żeby dać przedsmak tego, co spotka ich na tej płycie.

Na tle rozmytej, magmowatej warstwy dronowych dźwięków gitar, słychać wyraźnie niestrudzoną perkusję i psychodeliczne zagrywki na gitarze (tutaj, gdyby odseparować nieco hałasu, słychać dość wyraźnie inspiracje klimatami Black Angels chociażby). Tę gęstwinę rozrzedzają czasami niespodziewany akordeon, skrzypce czy syntezator, po czterech pierwszych utworach
natomiast wybrzmiewa zdecydowanie bardziej dronowy "Whispers in the Trees", który przełamuje estetykę płyty na pół.

Od teraz, stosunkowo czytelna gitarowość zostaje zastąpiona przez wszelkiej maści eksperymenty i dźwiękowe prowokacje - rzężenia, pulsowania, drgania strun, zapętlenia pojedynczych brzmień, psychodelicznie niekończące się muzyczne narracje i posępną doomowatość.

Już nie jest tak łatwo i melodyjnie, trzeba naprawdę chcieć słuchać i mieć cierpliwość do łkań, które są nam aplikowane, ale mają one ożywczą wartość, są ciekawym kontrastem. Kulminacją jest na poły melodyjna, na poły sroga i posępna "Gone to The Unseen", z ciekawą wstawką wokalną w wykonaniu Meryem Yildiz (apokaliptyczne nieco te wokale).

Dwanaście minut, które połączyły obie estetyki, w kompromisową i majestatyczną jedność. Piękna i mroczna jest ta nowa propozycja Thisquietarmy. Polecam gorąco.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto