Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czego Polsce brakuje najbardziej?

Tadeusz Wojewódzki
Tadeusz Wojewódzki
Piekne, bo nasze
Piekne, bo nasze Tadeusz Wojewódzki
Jeśli słyszysz, że masz rację, ale nic nie można zrobić w tej sprawie, to czujesz się jakbyś nie był u siebie

Czego Polsce brakuje najbardziej?

Wielu odpowie, że pieniędzy.
Pieniądze są, jak paliwo do baka. Wystarcza go tylko wtedy, kiedy nie jeździsz. Ale żyć i nie wydawać? Życie „na krzywy ryj” wymaga dzisiaj takich samych zabiegów, jak praca i niesie ze sobą porównywalny stres. Rozmowy o pieniądzach niewiele wnoszą - jeśli prowadzą je normalni ludzie. Ci mniej normalni rozmawiają o biznesie. I z takich rozmów rodzą się pieniądze.

Wniosek z tego taki, że jeśli jesteś biedny, to nie gadaj o pieniądzach, tylko o biznesie. Pożytek z tego – dla kasy –zazwyczaj żaden, ale zauważysz przynajmniej co w zrobieniu biznesu najbardziej Ci przeszkadza. Pomimo tego, że masz pomysł, że jego trafność widzą inni, że można na tym zarabiać. Być może będzie to ten sam problem, ta sama przyczyna, która nie pozwala Ci zasnąć wieczorem kiedy tylko przypomnisz sobie, że rano idziesz do pracy? Ta sama, która pojawia się zawsze, ilekroć czegoś potrzebujesz od NICH – od podejmujących decyzje. A jaka to sytuacja?

Taka, że przyznają ci rację, ale nic nie będą mogli zrobić...

Specjalista od specjalisty, a więc urzędnik, adwokat, lekarz, pracodawca - każdy do kogo przyjdziesz z problemem – różni się jeden od drugiego tym, że przyznając ci rację poda swoje, specjalistyczne argumenty na rzecz tego, że: nic nie może. Poseł, który uchwala ustawy – ponarzeka na ustawy. Lekarz na system leczenia. Urzędnik – na przepisy. Policjant na to, że ma związane ręce. Tu głupie prawo, tam korupcja – „od kaprala po generała”, tu znów rządzi kasa, a tutaj cichy układ samych swoich, a jeszcze gdzie indziej – świat tylko dla VIP –ów czyli ludzi, a nie ludków, więc nie dla ciebie.
I znów to samo:
„Masz rację, ale nic na to nie poradzimy”.

Kiedyś człowiek chociaż wiedział komu w mordę dać i wiadomo było, że to komuna. Dzisiaj takiej pewności brak. Miejsce wspólnego wroga, którego obecność kiedyś nas jednoczyła zajmuje coraz powszechniej wróg nas wspólny, choć niewidzialny: bierność, atomizacja, skłócenie, wycofanie i świadomość najgorsza z możliwych – tego, że nie jesteśmy u siebie.

Bo być u siebie, to mieć wpływ rzeczywisty, namacalny, a nie tylko formalny -na to, jak jest i zamiast formuły „Masz rację, ale nic na to nie poradzimy”
-usłyszymy ”Masz rację –zmienimy to wspólnie – chodź z nami”.

Dlaczego tak nie jest i kto ponosi za to winę?
Jedni wskażą konkretną partię, inni konkretnych ludzi. Szkopuł w tym, że wymieniali się jedni i drudzy. I ciągle słychać było to samo: „masz rację, ale nic na to nie poradzimy”.
Mniej emocji, więcej myślenia: zastanówmy się wspólnie nad konkretnym przypadkiem j niemocy. Weźmy przykład pierwszy z brzegu: jest kolejka do okienka. Okienek kilka, ale wszędzie to samo. I są cwaniacy. Z różnych szkół: dżentelmeńskiej, chamskiej, ciężarnej, inwalidzie, babci i dziadka itd. Łączy ich jedno: „Ja tutaj stałem”. Szlag człowieka trafia. Nie będziesz się z takim bił. Zwracasz na problem uwagę pracującym w okienkach. Argumentujesz, że tracisz swój prywatny czas, a dodatkowo nerwy. Że jeśli już nic nie można zrobić z tym, żeby przyspieszyć, to chociaż żeby zrobili porządek z tym cwaniactwem. Co słyszysz?
Że masz racje, ale oni nic nie mogą zrobić. Że tacy są ludzie , a skoro są tacy kolejkowicze, to kto jest winien ? Kolejkowicze czy ci za okienkami?

Po raz tysięczny rozumiesz, że nic zrobić nie można i że masz rację, ale że z tego nic nie wynika.

Gdzie jest wina? Wina jest oczywiście po stronie tych za okienkami. Na czym ta wina polega? Na tym, że oni myślą inaczej niż my.

My myślimy o względnym komforcie. A oni mają ten komfort na niskim progu wartości. O tym, że tak myślą świadczy ich postępowanie. Nie robią nic dla poprawy naszego komfortu. Oni tak myślą – jako instytucja, jako organizacja. Takie myślenie wpisane jest w ich działanie. I nie ma znaczenia co opowiada na ten temat ich szefowa czy pracownicy, gdyż to są tylko deklaracje. A liczy się nie to, co organizacja deklaruje, a co respektuje.

Co się dzieje w organizacji, która respektuje taki sam system wartości, jak nasz? Gdzie komfort klienta jest najważniejszy? Taka organizacja zastanawia się problemem. Analizuje problem cwaniactwa. Myśli merytorycznie. Dochodzi do wniosku, że problem ten pojawia się zawsze ilekroć ludzi ustawiamy w kolejce. Potwierdzają to swoimi badaniami humaniści, utwierdza nas w tym zdrowy rozsądek. Wniosek jest jeden: nie wolno ustawiać ludzi w kolejce, trzeba znaleźć inne rozwiązanie organizacyjne. Oczywiście ktoś starej daty zaraz podpowiada, że najlepszy jest zeszyt kolejkowy i że taka metoda sprawdzała się w czasach PRL –u. Ale mamy lepszy pomysł: system numerkowy. Każdy bierze numerek, widzi na wyświetlaczu ile osób jest przed nim i wie co robić.

Co było potrzebne do tego, aby w tej organizacji poczuć się, jak u siebie? Pomyśleć o niej, jak o kimś bliskim w tym sensie, że myślącym o mnie, o moim komforcie?

Po pierwsze organizacja musiała przeanalizować swój system wartości. Pracujący tam ludzie musieli na samym szczycie piramidki wartości ustawić zadowolenie klienta – jako najważniejsze. Z takiej wartości uczynili cel swojego działania. I to był początek.

Po drugie musieli znaleźć najlepszą, merytorycznie optymalną ścieżkę realizacji tego celu. Takie proste?
Wcale nie.
Mogli wybrać ścieżkę wychowawczą i skoncentrować się na akcjach promujących kulturę kolejkowicza. Gdyby w zespole rozstrzygającym o wyborze omawianej ścieżki był ktoś amoralny, powiązany emocjonalnie z firmą reklamową to optowałby głośno za akcją reklamową i zamiast wydruku z numerem kolejki dostalibyśmy materiały reklamowe namawiające nas do kulturalnego zachowania się w kolejce.
Do głosu mogliby dojść związkowcy dbający o zatrudnienie i wówczas zamiast siedzieć wygodnie w fotelach, z numerkiem w garści - sterczelibyśmy w kolejkach pilnowani przez porządkowych powiązanych ze związkowcami więzami plemienności.
Mogła wreszcie odezwać się w organizacji opcja opozycyjna wobec pomysłodawców i skopać cały pomysł w prosty sposób: dziewczyny w okienkach przyjmowałyby każdy, najwcześniejszy numerek, a nie ten aktualnie wyświetlany. To uruchomiłoby odsprzedawanie starych numerków między „wtajemniczonymi” i cwaniactwo wróciłoby do łask.

Tak więc sama wspólnota wartości – to za mało. Musi być system gwarantujący wdrożenie optymalnego rozwiązania. Optymalnego ze względu na wybraną wartość i stan wiedzy o ścieżkach jej realizacji. To musi być standaryzowana procedura: jawna, transparentna, merytoryczna, pokazująca wszystkie „za i przeciw”. Łącząca w realizacji celów społecznych instytucje badawcze, przedsiębiorczość, organizacje społeczne i administrację.
I takiej właśnie formuły brakuje nam w tej chwili najbardziej.

Jak do tego dojść?

Właśnie idziemy.
Jeśli już zrozumieliśmy w czym rzecz, to przynajmniej nie damy się nabrać na plewy. I będziemy szukali sensownych rozwiązań.Razem! Wspólnie. Po to, żeby być u siebie...i wiedzieć nie tylko tyle, że mamy rację, ale że to się da zrobić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto