Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czego pragnie mężczyzna, czyli randki z sieci

Redakcja
archiwum własne
archiwum własne Beata Dymarska
Trzy ogłoszenia, 100 tysięcy wejść, 200 odpowiedzi, kilkanaście spotkań, ale żadnej prawdziwej przyjaźni. Przeczytajcie jak to jest szukać mężczyzny w sieci.

Ogłoszenie zamieściłam na jednym z Trójmiejskich portali, w dziale ogłoszeń towarzyskich. Jego treść brzmiała „Szukam dojrzałego i zadbanego mężczyzny po 35 roku życia w celu długotrwałej przyjaźni damsko-męskiej a z czasem może czegoś więcej” . Z góry jednak założyłam, że dojdzie do jednego, maksymalnie dwóch spotkań (tak, aby żadna ze stron nie miała okazji się zaangażować i zranić), podczas których w dyskretny sposób dowiem się czego i kogo szukają mężczyźni w sieci. Nie szukałam księcia z bajki tylko normalnych mężczyzn i znajomości. Sądziłam, że dostanę kilkanaście wiadomości, nie brałam pod uwagę tego, że zapchają mi one skrzynkę. Zanim przeczytałam wszystkie maile i odpisałam na nie, część mężczyzn zrezygnowała więcej się ze mną nie skontaktowała.

Romans, seks i dobra zabawa
Przez dwa miesiące zbierania materiału, korespondowania i spotykania się z mężczyznami z sieci byłam kociakiem, mandarynką, słońcem, kwiatuszkiem, skarbem… Większość tych przymiotników otrzymywałam już w pierwszym mailu. Czy było to miłe? Nie sądzę. Raczej odniosłam wrażenie, że jestem dla większości tych mężczyzn tylko i wyłącznie obiektem seksualnym, zabawką, która spełni ich najskrytsze pragnienia. Żonaci mężczyźni nawet się z tym nie kryli. Pisali wprost, że szukają chwil zapomnienia, dobrego seksu, spełnienia ich najskrytszych pragnień, o których boją się powiedzieć żonie czy partnerce. Ci wolni starali się zachować pozory, że szukają stałego związku, i część ich faktycznie tego pragnęła.

Piotr to 40-letni pracownik państwowy, przystojny, elokwentny, z dużym poczuciem humoru, dystansem do siebie i partnerką, z którą mieszkał. Chciał dłuższego układu opartego na przyjaźni, zaufaniu i szacunku, gdyż jak twierdził – jednorazówki są dobre tylko w gabinetach zabiegowych. Nie byłam pierwszą kobietą, którą zaczepił w sieci. Ale jedną z tych, ponoć nielicznych, co to wiedziały kim był Dante Alighieri, rozumiały wtrącane po angielsku zdania i znały się na literaturze. W ten sposób Piotr sprawdzał inteligencję swych potencjalnych kochanek. Dużą wagę przykładał także do dopasowania partnerów pod kątem znaków zodiaku, bo jak twierdził, w łóżku dla męskiego barana będzie najlepsza kobieta baran, wtedy są iskry i płomień, a seks daje mnóstwo satysfakcji. W życiu codziennym jest to jednak zbyt wybuchowa mieszanka – Miałem dwie partnerki barany i obie w kłótni rzucały porcelaną do zlewu, ale potem się godziliśmy, a po wszystkim to nawet sąsiedzi musieli wyjść zapalić - wyznawał. Piotr szukał mailowej odskoczni od życia codziennego, intymnych rozmów, zainteresowania płci przeciwnej. Umawiał się ze mną trzy razy, ale w ostatniej chwili zawsze mu coś wypadało.

Tomek, 35- letni żołnierz zawodowy, również zapewniał, że zależy mu na długotrwałej znajomości, z której z biegiem czasu zrodzi się coś więcej. To on nazwał mnie po raz pierwszy kociakiem. Według niego byłam miła, słodka ale jak trzeba to umiałam pokazać pazurki. Pierwszego i drugiego dnia rozmowy dotyczyły codzienności. Tego co lubimy, a czego nie, co w życiu jest dla nas ważne, a co nam zupełnie obojętne. Trzeciego i czwartego dnia Tomek próbował mnie wciągnąć w zabawę zwaną wśród internautów cyberseksem. Kiedy nie do końca mu się to udało, odpuścił i więcej się nie odezwał.

Piotr numer dwa to pracownik naukowy, lat 46, lubiący góry i wszystko co z nimi związane. Żonaty. Od początku pisał, że interesuje go przede wszystkim seks i rozmowa z inteligentną osobą, a taką ponoć bardzo ciężko spotkać. Wspólne spacery poza miastem były dla niego do zaakceptowania, ale bez okazywania w tym czasie czułości, natomiast wyjścia do kina, restauracji bądź innych miejsc publicznych już nie. I choć pisał, że z żoną łączy go już tylko papier, to mimo wszystko nie chciał aby dowiedziała się, że się z kimś spotyka. Piotr przysłał zdjęcie oczekując mojego w rewanżu. Pech chciał (a może szczęście), że na maila od niego mogłam odpowiedzieć dopiero po trzech godzinach. W ciągu nich dostałam kilka niezbyt przyjemnych wiadomości. Jedna z nich brzmiała - Swoją drogą , skoro mnie nie zaakceptowałaś, należało napisać sorry, nie jestem zainteresowana. Tyle. Czyli nie do końca jesteś inteligentna - pisał.

Paweł lat 35, przystojny blondyn, szukający namiętności, długo namawiał mnie na spotkanie. Codziennie dostawałam maile z pytaniem co słychać, jak mija mi dzień, czy o nim myślę, bo on o mnie prawie cały czas. Która kobieta oprze się takim adoracjom? Na pewno taka, która ma pewne zasady moralne, czyli nie idzie z mężczyzną do łóżka na pierwszym spotkaniu. To Pawłowi się nie spodobało. Próbował mnie jeszcze przez kilka dni namówić do przyjemnych, nocnych chwil na plaży (o zgrozo, początek lutego, minusowe temperatury), bez stosunku. W jednej z wiadomości uciekł się nawet do szantażu, iż albo pozwolę mu na pierwszej randce poznać swoje ciało, albo do kolejnych spotkań nie dojdzie. Nie doszło nawet do pierwszego.

Michał to 40 letni rozwodnik, finansista, który jak sam twierdzi, na co dzień musi zmagać się z grupą inżynierów, którzy udają, że nie rozumieją, że ramy finansowe w każdym projekcie są bardzo ważne. Podczas korespondencji mailowej i smsowej wydawał się zwykłym, samotnym mężczyzną, który chciałby zacząć od przyjaźni a z czasem być może zbudować coś więcej. Na pierwsze spotkanie wybrał… swoje mieszkanie. Podkreślał to kilka razy, ale ja w tym samym czasie odpowiadałam, że wolę neutralne miejsce. Z niechęcią zgodził się na wieczorny spacer po molo. Rozmowa toczyła się dość sprawnie i ciekawie, ale miałam wrażenie, że czasem coś Michała zastanawia. Po trzech dniach od spaceru otrzymałam maila „Wolałbym się do Ciebie poprzytulać. Co Ty na to?... żeby miło spędzić czas we dwoje nic na siłę - trochę się przytulać, całować ...”.

Marzenie księcia
Ten mail choć pełen erotyzmu pobudziłby wyobraźnię niejednej kobiety. Nie było w nim nic niestosownego, tylko wielka fantazja jednego z biznesmenów. Niestety, nie zacytuję tu jej treści, gdyż prawdopodobnie tekst i tak by się nie ukazał, ale przybliżę Wam jej treść. Napisał do mnie 40 letni mężczyzna, wykształcenie wyższe, własna firma na międzynarodowym poziomie. Prosił o dwa spotkania. Pierwsze miało być zapoznawcze, przy kawie. Mieliśmy wymienić się dowodami osobistymi, poznać się i sprawdzić czy będziemy się sobie podobać. Jeśli tak, kolejny, krokiem miało być wykonanie badań na HiV i spotkanie podczas ekskluzywnej kolacji w hotelowej restauracji, w eleganckich, wieczorowych strojach. Podczas niej wymiana wyników badań, a później namiętny wieczór w hotelowym pokoju, pełen szacunku, namiętności i niespiesznego erotyzmu. Jeśli wieczór byłby udany a noc zaspokoiła nasze żądze, moglibyśmy powtarzać to marzenie co jakiś czas.

Stały związek, ślub kościelny i dziecko
Czy to desperacja, lęk przed samotnością, czy duża potrzeba zmian doprowadziła Jarka, 38 lat, do poszukiwań partnerki w Internecie, tego nie udało mi się ustalić. Tym razem to ja jednak odpowiedziałam na jego ogłoszenie. Dlaczego? Gdyż było inne niż wszystkie. Jarek nie poszukiwał seks atrakcji tylko kobiety, z którą założy rodzinę. Sam jest po rozwodzie, dziecko mieszka z byłą żoną. Przed spotkaniem wymieniliśmy się zdjęciami oraz rozmawialiśmy kilka razy przez telefon. Już podczas nich Jarek zapewniał, że możemy wziąć ślub kościelny i jak zechcę to dość szybko postarać się o potomka, gdyż on bardzo lubi dzieci i jest osobą prorodzinną. Starałam się studzić jednak jego zapędy, tłumacząc, że się jeszcze nie znamy więc jak można planować tak poważną relację. Podczas spotkania było dość sympatycznie, zaczęło się od czerwonej róży, buziaka w policzek, kilku komplementów i dość luźnej rozmowy o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie Jarek zaczął mówić głównie o tym jak dobrze mu się powodzi finansowo. Nie wiem czy miało to na celu przekonanie mnie, że nie będę musiała przy nim martwić się o przyszłość, czy tylko zrobienie na mnie dobrego wrażenia. Jeśli to drugie to słabo mu wyszło, gdyż kiedy podał kwotę jaką płaci na syna, zaczęłam się zastanawiać jak utrzymać z tego dziecko. Nawet podwajając tę sumę.

Kamil, ochroniarz jest ode mnie tylko rok starszy. Kilka miesięcy temu wrócił z emigracji do Polski. Teraz pragnie się ustabilizować i znaleźć swoją drugą połówkę. Romantyk, lubiący kolacje przy winie, spacery w świetle księżyca itp. Od razu znaleźliśmy wspólny język. Podobne poczucie humoru, podobne zainteresowania, swoboda podczas rozmów, można by sądzić, że jest podstawa, na której można budować coś głębszego. Tym bardziej, że Kamil jest człowiekiem ugodowym, potrafi wiele wybaczyć, zaakceptować. Nie szuka księżniczki tylko zwykłej kobiety, która posiada w sobie trochę ciepła. Jedyne co mnie zdziwiło to duża chęć posiadania, w dość szybkim czasie dziecka. Ale w końcu każdy ma jakieś marzenia. W tym przypadku jestem pewna, że znajdzie się kobieta, która będzie przy nim szczęśliwa.

To nie jedyni mężczyźni, których spotkałam przez te dwa miesiące, którzy szanowali kobiety i pragnęli ofiarować im coś więcej niż tylko seks. Sporo było też takich, którzy spotykali się z kobietami z Internetu w celu zapełnienia czasu. Najczęściej były to pojedyncze spotkania, na których żartowali, wymieniali poglądy o polityce, książkach, podróżach. To taki ich sposób na walkę z samotnością. Czego oczekiwali? Niczego, oprócz dwóch, trzech godzin dobrej zabawy, rozmowy przy kawie, w dyskotece, na spacerze. Byli też tacy, którzy wpisywali mój numer telefonu do google i dowiadywali się, że jestem dziennikarką. Część z nich sama przyznawała, że spotkanie z taką osobą uznawali jako fajną przygodę, dziennikarz bowiem kojarzy im się głównie z celebrytami i czerwonymi dywanami.

Bardzo osobista asystentka
Takich ogłoszeń na portalach naliczyłam kilkanaście. Szef firmy, tudzież jej lokalny menadżer poszukują bardzo osobistych asystentek. Do ich obowiązków należy prowadzenie biura oraz umilanie czasu po godzinach swojemu przełożonemu, który w nadmiarze obowiązków nie ma go na życie osobiste.
Na początku nie planowałam poruszać tego tematu, ale jeden z moich potencjalnych kandydatów na przyjaciela, podczas luźnej rozmowy na temat poszukiwania pracy przez młode kobiety, wspomniał, że taki precedens jest bardzo powszechny. Postanowiłam więc to sprawdzić i spośród wielu tego typu ogłoszeń, na kilku portalach, zgłosiłam się do trzech bardzo dużych firm. W dwóch przypadkach miałam kontakt bezpośrednio z zainteresowanym i w zasadzie jedynym rekrutującym… Trzeci potencjalny pracodawca nie odpisał.
Firma nr 1.
Pierwszy kontakt był mailowy. Zapraszający na rozmowę… Wiadomości były grzeczne, nic nie sugerujące. Nie proszono mnie o zdjęcia, ani o opisanie swojego wyglądu czy charakteru. Kiedy odpisałam, że dany dzień mi nie pasuje, ponieważ w tym czasie pracuję, bez problemu zmieniono go na dogodny dla mnie termin. Dwa dni przed spotkaniem odebrałam telefon, z numeru zastrzeżonego, z pytaniem, czy moja kandydatura na stanowisko asystentki jest nadal aktualna. Kiedy potwierdziłam, usłyszałam, że w takim razie spotkamy się tak jak zostało to ustalone wcześniej, a o dokładnym adresie zostanę poinformowana wkrótce. Poproszona także zostałam o zabranie ze sobą CV. To „wkrótce” sprawiło, że zaczęłam się denerwować. Zastanawiać czy nie trafię do jakiejś agencji towarzyskiej. Czy to spotkanie to na pewno dobry pomysł. Ciekawość jednak zwyciężyła. W dniu rekrutacji otrzymałam zarówno mail jak i telefon, w których zostało potwierdzone spotkanie oraz jego godzina, a także podane miejsce spotkania - biuro, w którym miałabym pracować. Od rana byłam zdenerwowana, jako, że nie wiedziałam czy potencjalny szef nie zechce sprawdzić mnie intymnie i nie zmusi mnie do tego siłą, jak odmówię. I choć głos miał miły i przyjemny, jak również zapewniał mnie, że nic mi nie grozi, że będziemy wprawdzie w biurze sami, ale nie będzie zamykał drzwi na klucz, to obawy miałam spore. Poszłam na spotkanie, które trwało około 10- 15 minut i nie wiele się różniło od tych standardowych w sprawie pracy. Atmosfera była sympatyczna, biuro eleganckie. Odważyłam się zapytać czy nie mogłabym dostać pracy pomijając intymne chwile, ale od razu zostałam poinformowana czego i dlaczego właściciel szuka, zapewniona o dyskrecji i o nią poproszona. - Ja szukam dziewczyny zdecydowanej, która wie po co stąpa po ziemi - mówił przyszły pracodawca.

I to tyle informacji dotyczących intymności, spytał mnie jeszcze gdzie pracuję teraz, czemu chcę zmienić pracę, dlaczego odpowiedziałam na to ogłoszenie, czy coś ukrywam, czy mam męża, dzieci. Właściciel firmy przejrzał także moje CV, zauważył brak doświadczenia w zawodzie sekretarki, jak również wyczuł moje zdenerwowanie i zaczął zastanawiać się czy aby na pewno jestem przekonana do takiej pracy. Dał więc sobie i mnie 4 dni do namysłu. Tym bardziej, że podobno takich kandydatek jak ja zgłosiło się sporo. Na jakąkolwiek informację od Pana Prezesa czy mam szansę na tą pracę czekałam ponad tydzień, odzewu nie było.

Firma nr 2

„Dzień dobry
Nawiązując do ogłoszenia bardzo osobistej sekretarki.
Nie ukrywam, że wolałabym się spotkać na normalnej rozmowie o pracę, bez podtekstów, tym bardziej, że mimo, iż nie mam doświadczenia w tym zawodzie, to jestem osobą bardzo dobrze wykształconą i kreatywną. Niestety w zawodach humanistycznych trudno o zmianę pracy, a ja bardzo takowej potrzebuję. Stąd też ten mail do Ciebie. Czy mogę prosić zatem o więcej szczegółów? Rozumiem, że dyskrecja to warunek podstawowy... sama bym o takową prosiła... nie chciałabym, aby ktoś w firmie domyślał się w jaki sposób zdobyłam i utrzymuję pracę...
Kilka słów o mnie: wykształcenie wyższe wielokierunkowe + liczne kursy i szkolenia, prawo jazdy kat. B, czynny kierowca od około 10 lat, zainteresowania podróże, fotografia dzieci i turystyczna. Nie jestem domatorką, uważam, że życie daje nam bardzo dużo i należy z tego korzystać. Mam 33 lata, półdługie, blond włosy (z wyboru), oczy piwne. Wzrost 160 cm, rozmiar 42. Czy jestem ładna i atrakcyjna to nie mnie to oceniać. Jestem osobą rzetelną, dyspozycyjną, zorganizowaną a deadline jest dla mnie świętością. Chętnie odpowiem na pytania.
Pozdrawiam
B."

„Dzień dobry
Bardzo dziękuje za odpowiedź na moje ogłoszenie. I zainteresowanie ofertą. Oczywiście nikt nie dowie się dlaczego Ty ewentualnie dostałaś prace i na jakich zasadach. Brak doświadczenia w żaden sposób Cie nie dyskwalifikuje. Nie ukrywam, ze szukam atrakcyjnej kobiety dlatego czy mogę prosić o Twoje zdjęcie?
Pozdrawiam”

Niestety po wysłaniu zdjęcia, nie dostałam żadnej odpowiedzi… Nawet takiej, że nie trafiam w gust Pana Prezesa…

Firma nr 3
Do właściciela trzeciej firmy wysłałam takiego samego maila jak do drugiej, dodałam tylko, że jestem po zawodzie miłosnym i bardzo potrzebuję takiej bliskiej relacji jako odskoczni od życia codziennego. W mailu tym nie dodałam jednak zdjęcia. Odpowiedzi nie otrzymałam.
Po przejrzeniu jeszcze kilku tego typu ogłoszeń, nie zdecydowałam się na kolejne rekrutacje. Stres przed rozmową był dla mnie zbyt duży… Po zdobyciu jednak informacji z kilku innych firm w Trójmieście i jego okolicach, w których taki etat występuje, mogę śmiało zdradzić, że nadawcy ogłoszeń są w przedziale wiekowym między 30 a 45 lat, są zapracowani i samotni, a za obsługę biura i spełnianie zachcianek szefa płacą od 2 do 4,5 tysiąca złotych miesięcznie.

Ostrzeżenie z niebios
To był dziwna wymiana maili, aczkolwiek, jak się teraz zastanowię to miała w sobie dużo mądrości i sympatii. Pewnego dnia dostałam wiadomość od ponad 60 - letniego mężczyzny, który szukał przyjaciółki na resztę swoich dni. Takiej, z którą by mógł spędzać swój czas, porozmawiać, gdzieś wyjechać. Odpowiedziałam zatem, że jest mi bardzo przykro, ale różnica prawie 30 lat, jest dla mnie nie do przeskoczenia. W kolejnej wiadomości senior przyznał mi rację, ale dodał: - Uważaj dziecko, tu jest wielu oszustów, abyś później nie żałowała i nie cierpiała - ostrzegał.

Na początku wydawało mi się, że mężczyzna myśli tylko o bezpieczeństwie fizycznym, ale teraz gdy wracam do tych słów, to coraz częściej zastanawiam się, czy pisał on również o sferze emocjonalnej. Po tych wszystkich bowiem spotkaniach pozostał żal i niesmak. Przez pewien czas miałam wrażenie jakby we mnie była tylko pustka, brak jakiegokolwiek celu, oraz tak jakby mężczyźni postrzegali mnie tylko jako seksualną zabawkę. Na szczęście uczucia te zaczęły stopniowo mijać. Jeden z mężczyzn, których spotkałam powiedział, że miłość trwa siedem dni, potem to już tylko przyzwyczajenie. Ja miłości nie odczuwałam, ale cieszę się, że negatywne emocje związane z tym eksperymentem powoli mijają, choć upłynęło dużo więcej czasu niż tydzień. Przypominają mi się w tym momencie słowa jednego z moich wykładowców „dziennikarstwo i napisanie dobrego tekstu to krew, pot i łzy”. Krwi nie wylałam, trochę się napociłam, a łez poleciało więcej niż kilka. Nie straciłam natomiast wiary w mężczyzn i nadal uważam, że nie należy szukać księcia z bajki, ale stanowczo wolę tradycyjny sposób poznawania ludzi. I choć moja znajoma swoją wielką miłość znalazła w Internecie, a i ja również od około 8 lat mam przyjaciela poznanego w ten sposób (tak, przyjaźń między kobietą a mężczyzną istnieje!), to mimo wszystko randki z sieci zostawiam Wam drodzy czytelnicy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto