Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czego się mały Leszek nie nauczył ... to słoma z butów ukaże …

Janusz Bartkiewicz
Janusz Bartkiewicz
Stare polskie przysłowie – a przysłowia są mądrością narodów – powiada, że czego się Jaś w młodości nie nauczył, tego na starość wiedzieć nie będzie i dlatego wcale ostatnią wypowiedzią L. Wałęsy zaskoczony, ani zszokowany nie jestem.

Człowiek jest takim, jakim jest środowisko w którym stawiał swoje pierwsze kroki, czyli najbliższa rodzina, sąsiedzi, koledzy i koleżanki. Książki, które przeczytał i filmy (nie wspominając teatru) jakie obejrzał. To te elementy składające się na doświadczenie życiowe, kształtują już na stałe osobowości i mentalność każdego człowieka, której nie da się już zmienić. Można je, drogą wyrzeczeń i długoletniego procesu samokształcenia, zmodyfikować, przykryć maską nabytej wiedzy i ogłady, ale wewnętrznej istoty charakteru i umysłu już się nie zmieni.

Przekonanie to zawarte jest w kolejnym powiedzeniu ludowym, że komuś słoma z butów wychodzi.

L. Wałęsa urodził się w zabitej dechami wiosce, w rodzinie ludzi nie posiadających żadnego wykształcenia i w środowisku nie mającym bliższego kontaktu z dorobkiem kultury polskiej, nie wspominając już o dostępie do dorobku kulturalnego Europy zachodniej i świata leżącego poza granicami PRL. W środowisku tym żył i obracał się do 24 roku życia, aby następnie – już jako ukształtowany dorosły mężczyzna – wyjechać do „wielkiego miasta”, gdzie również ze wspomnianym dorobkiem kultury nie miał i nie szukał kontaktu. Do teatru, muzeum, na wystawy i galerie sztuki nie chodził, wykształcenia nie uzupełniał, mimo że zakończył je na szkole zawodowej. A przede wszystkim książek nie czytał, o czym świadczy jego znana wypowiedź, że w swoim życiu przeczytał tylko jedną książkę i to nawet nie wiadomo jaką.

Przytoczę więc kolejne powiedzenie, że kto nie czyta, przeżyje tylko swoje życie, czytający przeżyje więcej.

Przeżywając tylko swoje życie, co L. Wałęsa czyni do dnia dzisiejszego, nie jest w stanie zrozumieć, że oprócz takich ludzi jak on (mentalnie), żyją jeszcze inni, którzy tak jak on, do swojego życia – innego jak L. Wałęsy - mają pełne i absolutne prawo. Dla Lecha Wałęsy wszystko to, co wydaje mu się niezgodne z katolickim wychowaniem i sposobem myślenie, jest mu obce, godne potępienia i niezasługujące na jakiekolwiek poszanowanie.

Wprawdzie częściowa, ale w gruncie płytka i pozorna, ogłada, jaką nabył siłą rzeczy wpadając w główny nurt wielkiej krajowej i światowej polityki, nakazuje mu wypowiadać słowa mające świadczyć o jego otwartości, demokratycznych przekonaniach i szacunku dla innych. Ale to tylko pozory, bo w głębi swojej duszy L. Wałęsa jest takim, jakim ukształtował go świat wyznaczony granicami wioski i powiatu, gdzie żył i dorastał.

I tą swoją prawdziwą duszę pokazał kolejny raz, kiedy niewinnie podpuszczony przez dziennikarza, powiedział to, co naprawdę myśli i o czym jest przekonany. A jest przekonany, że jakimś tam homoseksualistom nie wolno żyć, co gorsza jawnie, tak, jak każdemu „normalnemu” człowiekowi, albowiem owi homoseksualiści normalni nie są. I dlatego L. Wałęsa nie życzy sobie, aby tą odmienność demonstrowali i gorszyli jego wnuki.

Wypowiadając te słowa L. Wałęsa nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że te wszystkie demonstracje są, tak naprawdę, efektem wymuszonym przez ludzi o mentalności Wałęsy, którzy zabraniają im oficjalnego bycia sobą. Demonstracje te są w istocie krzykiem, zobaczcie oto jesteśmy i istniejemy i nie musimy się po bramach i zaułkach kryć.

Ale to dla „mentalnych Wałęsów” płci obojga jest zbyt trudne do zrozumienia.

I dlatego Wałęsa, nie zdając sobie sprawy z tego, jak to zostanie przyjęte w świecie, bajdurzy coś o getcie ławkowym w sejmie, albo nawet lepszym dla gejów miejscu, czyli za jakimś murem wybudowanym w sali obrad plenarnych sejmu.
Dlatego plecie jakieś bzdury o demokracji, w której 5% mniejszości nie może wchodzić na głowę większości, bo demokracja to władza tejże większości.

Widać, że nie przerobił dokładnie żadnej lekcji z tego zakresu i nawet prowadzone wykłady na amerykańskich uczelniach nic mu nie dały, bo nie wie, że demokracja tym się charakteryzuje, że wprawdzie rządzi większość, która jednak musi szanować prawa mniejszości.

Kraj, w którym prawa mniejszości nie są respektowane i hołubione, na miano demokratycznego absolutnie nie zasługuje.

L. Wałęsa zawsze opowiadał to, co mu ślina na język przynosiła, czyli z reguły wierutne bzdury, tylko zbyt wielu (a zwłaszcza media) za każdym razem na klęczkach tłumaczyli z „węłsy” na polski i jakoś te wszystkie jego klerykalne, ksenofobiczne i antydemokratyczne opowieści uchodziły mu na sucho. Teraz, gdy jak zwykle po swojemu paplał, ale poruszył temat bardzo drażliwy, który już się na „polski” przetłumaczyć da, wielu w Polsce larum podniosło. A wcześniej grubiaństwa i zwykłego prostactwa wprost u Wałęsy dostrzec nie byli.

Wypowiedź Wałęsy mnie nie zdziwiła, ale przyniosła szkodę nie tylko jemu samemu, lecz i Polsce, ponieważ do tej pory uważany był za jej ikonę. Czego zresztą ja osobiście bardzo się wstydziłem, bo Polska winna promować naprawdę wielkich swoich obywateli, mogących stanowić wzór postępowania dla innych. A my wypromowaliśmy kukiełkę nadając jej rangę symbolu, a gdy kukiełka ta swoim własnym językiem przemówi, to porządnym Polakom włosy na głowie dęba stają z przerażenia.

Na pewno Wałęsa jutro, albo pojutrze powie, że on tego, co powiedział, to nie powiedział, bo jego słowa zostały przekręcone i dlatego wszyscy go źle zrozumieli, bo gdyby go posłuchali (nie ważne kto), to byłoby zupełnie inaczej i on tego by nie powiedział. Ale nie posłuchali go i teraz mają pretensje. A on jak zawsze przecież ma rację, tylko nie ma już możliwości, bo go nie posłuchali ... et cetera, et cetera.

PS.
W dzisiejszym programie „Kawa na ławę” kilku polityków pokazało, że mentalnie również od Wałęsy nie odbiegają (posłowie Dudek, Piechociński i posłanka Kempa) starający się wytłumaczyć posłowi Biedroniowi, ze siedzenie w ostatnich ławkach to nic gorszącego, bo ktoś przecież w nich siedzieć musi. Widać, że ludzie ich pokroju nie są w stanie zrozumieć, że te słowa Wałęsy o „ostatnich ławkach” należy traktować jako niezamierzoną przez Wałęsę metaforę.

Niezamierzoną ale okrutnie groźną.

Kary Wałęsa za to w Polsce nie poniesie i doniesienie posła Nowaka trafi do prokuratorskiego kosza. Za to dotkliwą karę (nie tylko finansową) poniesie w Ameryce i Europie, gdzie „wygłasza” swoje wykłady, które tak naprawdę zapewne pisze mu ktoś inny, a on nawet chyba ich sensu nie rozumie.

Przykładem takiej sankcji może być sprzeciw studentów i naukowców uniwersytetu La Sapienza w Rzymie, którzy w 2008 roku uniemożliwili Benedyktowi XVI wygłoszenie wykładu teologicznego za to, że w 1990 r.
- jako przewodniczący Kongregacji Nauki Wiary – uznał proces inkwizycji przeciw Galileuszowi za racjonalny i sprawiedliwy, a o Oświeceniu prawił, że przyczyniło się ono do „otworzenia puszki Pandory zgubnych teorii prowadzących do perwersyjnego końca”.

Ale o tym L. Wałęsa zadaje się nie ma pojęcia.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto